James Potter
Przeżył: 21 lat, 7 miesięcy i 4 dni
Przyznano słów: 1 127
Szanowna Pani Profesor,
Już tyle czasu minęło od ostatniego razu, gdy miałem okazję tak Cię nazywać. To były piękne lata, choć pewnie nie wspominasz ich z takim samym entuzjazmem jak ja. W końcu, nigdy nie przestałaś wypominać nam, że to przez nas do końca osiwiałaś, ale ja doskonale wiedziałem, że tak naprawdę byliśmy Twoimi ulubionymi uczniami (a nawet jeśli nie, to pozwól mi żyć...znaczy się, pozwól mi trwać w tej błogiej nieświadomości!). Nawet kiedy groziłaś nam, że zamienisz nas w małpy, bo uważałaś, że one będą się zachowywać lepiej niż my...czy ganiałaś nas po korytarzu, wymachując gazetą, której czytanie przerwała Ci jedna z naszych pułapek na Filcha...Nadal będę trwał w przekonaniu, że to był przejaw sympatii, bo zawsze widziałem ten uśmiech, który próbowałaś stłumić (szczególnie, gdy któryś z naszych żartów dotykał kogoś z domu węża)!
Miałem już ruszyć w dalszą podróż, na tą drugą stronę (cokolwiek tam na mnie czeka), ale gdy spojrzałem na stos pustych pergaminów, powróciły wspomnienia nocy, zarwanych nad referatami pisanymi, oczywiście specjalnie dla Ciebie, w ramach kary za kolejny z naszych wybryków i po prostu nie mogłem ruszyć dalej, bez powiedzenia Ci tego wszystkiego co zawsze chciałem, ale jakoś nigdy nie było okazji i wciąż uważałem, że mam czas i że powiem Ci to wszystko, gdy przyjdzie Ci się użerać z moimi dziećmi (i dziećmi pozostałych Huncwotów...pewnie na samą myśl o tym zrobiło Ci się słabo, ale hej – z nami dałaś radę to i ich przetrwasz!), ale skoro więcej okazji nie będzie, to chciałem skorzystać z tej ostatniej. Może chociaż ten list wyjdzie mi lepiej niż wypracowania!
Mój pierwszy dzień w Hogwarcie. Jak zapewne doskonale pamiętasz, zawsze zgrywałem chojraka, tego dnia też, choć tak naprawdę w środku trząsłem się cały ze strachu. I wtedy zobaczyłem Ciebie – majestatyczna, pełna gracji i powagi czarownica. Miałaś wtedy ten swój charakterystyczny, groźny wyraz twarzy (przez te wszystkie lata miałem okazję widywać go nad wyraz często), ale gdy już skończyła się ceremonia przydziału, a Ty wiedziałaś, że ta banda dzieciaków, które z przerażeniem wpatrują się w Ciebie, to młodzi Gryfoni, to od razu zacząłem czuć to ciepło i dumę z jaką na nas patrzyłaś.
Przez następne kilka lat pewnie wielokrotnie żałowałaś, że tego dnia Tiara Przydziału nie zesłała nas na głowę komuś innemu, ale wiem, że podświadomie czułaś, że brakowałoby Ci nas! Widziałem to za każdym razem, gdy przymykałaś oko na któryś z naszych kolejnych wybryków, gdy przy innych profesorach musiałaś zachować powagę, a błonia wypełniało: Potter, Black! Natychmiast do mnie!
Nie mógłbym przecież zapomnieć o Quidittchu! Z nikim tak dobrze nie rozmawiało mi się o tym sporcie jak z Tobą! Nawet nie wiesz jak wielkie szczęście odczuwałem, gdy grałem swój pierwszy mecz i widziałem, że Ty jesteś ze mnie dumna. Choć rodziców miałem wspaniałych (za chwilę pewnie będę miał okazję znów ich spotkać i nie omieszkam po raz kolejny im Ciebie wychwalać!) to, gdy byłem w Hogwarcie to byli daleko, a mając Ciebie obok, czułem się jak w domu. Wielu z nas nazywało Hogwart swoim domem, ale nigdy nie była to zasługa magii czy wystroju wnętrz (szczególnie to drugie na pewno NIE BYŁO powodem, do dzisiaj mam koszmary na myśl o tych paskudnych zasłonach w dormitoriach, które CAŁKIEM PRZYPADKIEM spłonęły na czwartym roku), a Waszą – ludzi tak wspaniałych i oddanych temu miejscu jak Profesor McGonagall.
Nie zdajesz sobie pewnie także sprawy, jak bardzo zaszczycony czułem się, gdy dołączyłem do Zakonu i mogłem walczyć u Twojego boku, a do tego poprosiłaś bym mówił do Ciebie po imieniu (choć nadal dziwnie się czuję, robiąc to; jakbym nie był tego godzien!). Lily przez tydzień musiała wysłuchiwać moich monologów na temat tego jak wielkie to w moim życiu jest osiągnięcie.
Tak między nami, Syriusz od zawsze nazywał Cię pieszczotliwie Minnie i uważam, że podkochiwał się w Tobie całą szkołę. Gdybym żył, to zapewne bym Ci tego nie powiedział, bo bałbym się co mógłby mi zrobić, ale skoro już po sprawię to nie mogłem przepuścić takiej okazji. Gdybyś chciała się z nim za to rozmówić to pewnie zamieszka teraz w naszym domu, by zająć się Harry'm, więc wiesz gdzie go szukać!A skoro już o moim synku mowa, to choć niezmiernie mi żal, że nie będę mógł uczestniczyć w jego życiu to wiem, że zostawiam go w najlepszych rękach. Jestem pewien, że będzie Gryfonem, a co za tym idzie, trafi pod Twoje skrzydła. Wiem, że pewnie perspektywa kopii Jamesa Pottera nie napawa Cię entuzjazmem, a przed Twoimi oczami przelatują same najczarniejsze scenariusze, ale pamiętaj, że sama jeszcze niedawno mówiłaś, że to niezwykle słodkie dziecko! Wychowywanie przez Syriusza i Remusa, może zapewne lekko go zepsuć, ale nie zapominajmy, że ma również geny Lily, więc zawsze pozostaje wierzyć (albo przynajmniej mieć nadzieję), że więcej cech zgarnął od niej.
Transmutacja i inne takie są bardzo ważne, ale przede wszystkim, Minervo, błagam Cię – naucz go grać w Quidditcha! Powierzyłem to zadanie Syriuszowi, ale cóż, nie kłammy się; oboje doskonale wiemy, że nie był zbyt utalentowanym graczem, a Ty przez lata byłaś jedną z najlepszych. Może przesadzam (przynajmniej Lily tak uważa), ale wydaję mi się, że Harry już ma smykałkę do latania na miotle. Gdybyś widziała jak śmiga na tej zabawkowej od Syriusza! Nie uczyłem go tego, a od razu wiedział jak ją złapać, jak się pochylić – urodzony szukający, ma to po mnie...
Minervo, zaopiekuj się nim, dobrze? Niech poczuję, ze jest miejsce na ziemi, gdzie zawsze może wrócić i gdzie jest doceniany, tak jak czułem się ja...Możesz mu czasem powiedzieć, że jest zupełnie taki jak jego ojciec, tak dla zasady.
Właśnie sobie uświadomiłem jak wielu wspaniałych ludzi czeka po tamtej stronie – tych z naszego domu, których przez tyle lat dzielnie ukrywałaś pod swoimi skrzydłami przed czyhającymi poza murami Hogwartu niebezpieczeństwami. Dzielni Gryfoni – umieranie za dobro sprawy chyba już leży w naszej naturze bardziej, niż odwaga. Ale nie o tym chciałem! Jak często mawiałaś, gdy po raz kolejny plątałem się w zeznaniach, gdy przyłapałaś nas na jakimś nielegalnym uczynku – do sedna, Potter! A więc, pomyślałem o tym, że zapewne mój list nie będzie pierwszym jaki otrzymasz (oczywiście oboje wiemy, że to ja byłem Twoim ulubieńcem, więc na pewno będzie tym najważniejszym!) i jednocześnie mnie to zasmuciło i ucieszyło. Zasmuciło, ponieważ zginęli ludzie, którzy na to nie zasługiwali, ale ucieszyło, bo jestem pewien, że każdy z nich napisał by Ci podziękować za to jak wielką rolę w ich życiu odegrałaś, Minervo. A jeśli tego nie zrobili, to ja właśnie nadrobię to za nich, bo na pewno by się ze mną zgodzili!
Dziękuję Pani Profesor. Za to, że przeprowadziła mnie Pani przez tę przygodę zwaną życiem i choć przyszło mi ją kończyć zaledwie w przedbiegu, to dzięki Pani była ona, choć krótka, to wyjątkowo piękna. Gdyby ktoś kiedykolwiek Pani podpadł, proszę dawać znać – my, wszyscy Pani wychowankowie, tam u góry, zawsze będziemy czuwać, gotowi ruszyć z odsieczą tak jak zawsze Pani.
Wciąż tak samo irytujący,
James Potter
***
Miałam go nie wrzucać, ale uwielbiam relację Huncwotów z McGonagall. Tym listem kończę Jamesa, dla którego nadeszła pora by ruszyć w dalszą drogę, więc kolejny rozdział będzie czymś o trochę odmiennej formie, a potem przejdę do kolejnej osoby i jej listów.
Do następnego!

CZYTASZ
Listy od nieobecnych
FanfictionA gdyby tak, każdy po swojej śmierci dostał szansę napisania listów do najważniejszych dla siebie osób? Haczyk jest tylko jeden - ilość słów w nich zawarta wynosi dokładnie tyle, ile tygodni trwało życie danej osoby. Listy na razie będą z Uniwersum...