Rozdział 13

9 3 3
                                    

                                                                        Koniec?

       Pierwszy do środka zajrzał Adam. W jego oczy uderzyła nieprzenikniona ciemność, a w nos zapach wilgoci. Wyciągnął latarkę aby sprawdzić stan zejścia. Naliczył koło trzydziestu schodów, a na ich końcu ścianę, zejście zakręcało w prawo. Grupa zaczęła schodzić w mrok gęsiego. Adam jako prowadzący musiał jednocześnie oświetlać sobie przestrzeń i mierzyć z karabinu w potencjalne zagrożenie.  Gdy doszli do pół piętra zobaczyli, że zejście ponownie zakręca po koło trzydziestu stopniach. Tą część pokonali już mniej pewnie niż poprzednią.

     W końcu prowadzący dostrzegł hermetyczną śluzę, która była lekko uchylona.

—To chyba nasz szczęśliwy dzień...–powiedział Adam obracając lekko głowę w stronę Mickiewicza, który szedł za nim. 

    Grupa zbliżyła się do śluzy i ustawiła się do wejścia. Adam chwycił za dźwignię po czym spojrzał na Piotrka, który ustawił się na przeciwko wejścia aby w razie potrzeby otworzyć ogień do wszystkiego co się poruszy. Pozostali przylgnęli do ścian by zaraz po otwarciu wskoczyć do środka. Wszyscy porozumiewawczo spojrzeli na siebie, po czym Adam z całej siły pchnął wrota. Jedynym dźwiękiem było skrzypienie zardzewiałych zawiasów, a później stukot podkutych wojskowych butów.

     Mickiewicz jako pierwszy wparował do środka, a zaraz zanim pozostali. Przywitała ich jedynie ciemność schronu przerywana jedynie słabymi błyskami latarek.

—Wygląda spokojnie–stwierdziła Tatiana rozglądając się po pomieszczeniu.

—Chyba masz rację–przyznał jej Piotrek.

     Adam ciągle rozglądał się w poszukiwaniu jakiś poszlak co do poprzednich właścicieli. Przecież jest to niemożliwe aby nikt z całego uniwersytetu nie zdążył tu dojść. Nawet woźny, który przypadkowo właśnie w tym momencie sprzątał korytarz przez zejściem. Adam wyciągnął z kieszeni kurtki flarę, a po chwili całe pomieszczenie zostało skąpane w krwistej czerwieni. Wszystko wyglądało na nienaruszone. Czysta podłoga, poskładane w kostkę koce, krzesła przystawione do stolików. Nic tylko brać i spędzić tu resztę swojego marnego życia. Grupa rozeszła się po schronie w poszukiwaniu miejsca do uruchomienia zasilania oraz wentylacji.

     Tatiana znalazła leżącą na stoliku kartkę z planem schronu i podstawowymi informacjami o nim. Ma on ponoć zapewnić bezpieczeństwo blisko dwustu zagubionym duszom, oraz zapewnić im byt przez dziesięć lat od zapieczętowania wrót. Był tu również osobny agregat prądotwórczy, oddzielny system uzdatniania wody i kilka udogodnień, przykładowo biblioteka. 

—Trafiliśmy w dziesiątkę, ale pytanie zasadnicze brzmi, gdzie są właściciele?–zapytała dziewczyna machając kartką.

—Dobre pytanie, ale na chwilę obecną jest nieistotne. Musimy zabezpieczyć resztę pokoi i przywrócić zasilanie.–powiedział Marek po czym podszedł do Tatiany i zabrał jej kartkę z mapą kompleksu.

—Jesteśmy tutaj w głównym holu, a generator jest na drugim końcu schronu. Musimy wejść w ten korytarz–Marek wskazał palcem na ciemne przejście w głąb. —Ciągle prosto i na samym końcu na prawo, wtedy zobaczymy wejście do generatora.

    Marek ruszył na czele kolumny prowadząc wszystkich do ich celu. Mijali wiele zamkniętych drzwi oraz odnóg do innych części kompleksu. Poruszali się w blasku latarek i flary trzymanej dalej przez Adama. W krwawym świetle to wszystko wyglądało co najmniej przerażająco. Tak samo jak to, że z każdym kolejnym metrem ład i porządek pierwszego pomieszczenia pozostawał jedynie wspomnieniem. Na podłodze pojawiły się śmieci, farba ze ścian łuszczyła się, a z sufitu zaczynały zwisać jak by wapienne sople, takie na centymetr, może półtora. Jednak mimo zmiany scenerii nigdzie nie dojrzeli zwłok ani szkieletów obgryzionych przez potwory.

    W końcu jednak dotarli i zobaczyli...  zwykłe drewniane drzwi ze sklejki. Marek wkroczył do środka i ujrzał wielki generator. Nie przypominał on żadnego ,który widział jeszcze w normalnym świecie. Ten konkretny wyglądał raczej jak osiedlowa rozdzielnia prądu.

—No nie tego się spodziewałem, ale trzeba pracować z tym co się ma, czyż nie?–zapytał Marek jednocześnie składając swój ekwipunek pod ścianą przy drzwiach, a następnie przystępując do uruchomienia maszyny.

—Dobra, to ty tu Mareczku działaj z tym żelastwem, Mickiewicz z Piotrkiem przeszukacie pobliskie pokoje i zabezpieczycie naszego majstra, a ty Tatiana wyjdziesz ze mną na powierzchnię zameldować o wszystkim po czym zaczekamy na pierwszą dostawę z bazy. Pasi wszystkim?–zapytał Adam rozkładając szeroko ręce dając innym do zrozumienia, że decyzja i tak została już podjęta.

      Wszyscy rozeszli się do przydzielonych zadań, a Adam odpalił kolejną flarę i skierował się wraz z ukochaną na powierzchnię. Szybkim lecz niepewnym krokiem pokonali schody i pojawili się już we właściwej części budynku. Kroczyli tak dłuższy czas gdy z bocznego korytarza doszedł ich głośny trzask. Brzmiało to podobnie do wyładowania elektrycznego. Obrócili głowy i zobaczyli niebieskie światło odbijające się od ściany. 

—Co to jest?–zapytała tak samo co przestraszona jak zdziwiona Tatiana.

—Nie dam se ręki uciąć, ale wygląda mi to na anomalię elektryczną.

—Coś więcej poproszę.–dziewczyna szturchnęła Adama w rękę niezadowolona odpowiedzią.

—To tak jak mówiłem. Anomalia elektryczna, jak nazwa wskazuje jest to najzwyczajniejszy w świecie prąd. Przyjmuje formę zbliżoną do kuli i nie potrzebuje kabli by się przemieszczać, choć właśnie elektryczność ją przyciąga, a to znaczy, że w budynku dalej jakimś cudem jest prąd.

—Możemy coś z tym zrobić?

—Jedynie poczekać aż sobie pójdzie, a jeżeli już zbliży się do Ciebie... Niech Cię ręka boska broni się ruszyć jakkolwiek...–Adam przeciągną palcem wskazującym w poprzek swojej szyi.–Chodź już, musimy się do starego odezwać. 

Przeżycie 2026Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz