P͒r͒o͒l͒o͒g͒:͒ ͒K͒u͒r͒t͒y͒n͒a͒

531 31 234
                                    

Zapalam papierosa. Spoglądam ze znużeniem na uliczne światła, rozlewające się po okolicy. Sygnalizacje świetlne, latarnie, migające bilboardy... to wszystko zlewa się w jedną, migającą kaskadę, drażniąc mój przyzwyczajony do ciemności wzrok. Przecieram twarz. Gaszę papierosa, odwracam się od balkonu i idę do łazienki. Spoglądam z obojętnością na moje zmęczone, szarawe odbicie w lustrze. Przeczesuję lekko palcami swoje czarne włosy. Poprawiam pas na wąskiej talii. Dopinam jak zwykle rozpięty pierwszy guzik a ciemna koszula mocno opina się na moich szerokich ramionach. Mówią mi, że za dużo ćwiczę. Srogo w to wątpię, skoro prawie codziennie muszę ganiać za członkami mafii, kryminalistami rożnego pokroju, mordercami, szalonymi wielbicielami strzelaniny i tak dalej i tak dalej.

Ale nie jestem jakimś pieprzonym Batmanem. Poniekąd... W każdym razie raczej mi daleko do tak enigmatycznej postaci. Jestem po prostu tropicielem. Łowcą.

Zaciskam mocno pas i poprawiam kaburę. Idę w stronę drzwi wyjściowych. Nagle ktoś wiesza się na mojej szyi.

— Co jest, Ester? — mruczę, gdy szczupłe ręce zaciskają się mocniej na mojej szyi.

— Obiecaj, że wrócisz.

Wzdycham ciężko. Moja córka ma już 12 lat. Musiałem jej z czasem powiedzieć, że mam dość... ryzykowną pracę. Myślałem, że zdążyła już to zrozumieć.

Kładę dłoń na jej ramieniu.

— Dobrze wiesz co ci powiem, co nie?

— Tak... że nie masz stuprocentowej pewności.

— Przepraszam. Nie jestem w stanie znaleźć sobie innej pracy. Ale tak jak obiecałem, przy trzydziestce już z tym kończę.

— Masz już 30 lat.

— No to tym bardziej. Będę starał się z tym skończyć.

— Weź przyrzeknij na mały palec czy coś.

Prawie bym odburknął: „Przestań, Ester. Ogarnij się. Mam pracę..." Ale niedługo ma w sumie urodziny, a ja jeszcze mam chwilę.

— Przyrzekam na mały palec — odpieram zaciskając swój ostatni palec na jej palcu — Chodź tutaj, hm? — dodaję, rozkładając ramiona.

Momentalnie obejmuje mnie, a ja przypominam sobie, że jednak coś czuję. Ściskam ją ramieniem, czując dziwny ucisk w gardle. Nie daję się zwykle dotykać. Nie mam nawet dziewczyny, więc dziecko jest jedyną mi bliską osobą. Szczerze? Strasznie brzydzę się ludzkim dotykiem. Mam mizofobię* i zwykle chodzę nawet po domu w czarnych, skórzanych rękawiczkach. To jest straszne, że ciężko mi nawet przytulić własną córkę. Widać, że jej tego brakuje po tym jak mocno mnie obejmuje...

Wzdycham ciężko, odchrząkując lekko. Moje oczy są dziwnie suche.

— Muszę już iść — mówię, delikatnie odsuwając ją od siebie — Nie wpuszczaj obcych, gaz pieprzowy i scyzoryk masz w szafce nocnej, odgrzej sobie kolację. Cześć.

— Tato.

Odwracam się w ostatniej chwili. Spoglądam na nią zniecierpliwiony.

— Tak?

— Kocham cię.

Kiwam głową. Wychodzę z mieszkania i przekręcam klucz w dziurce.

Szykuję się na rzeź



*


„Nienawidzę ich. Nienawidzę ludzi. Wszyscy są zepsuci."

Drugie ObliczeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz