Rozdział 4: Dwoistość natury

144 21 210
                                    

Kiedyś jeszcze tliło się we mnie jakieś dobro. Szczególnie, gdy byłem z Michelle. I wszystko byłoby w jak najlepszym porządku, gdyby nie to, że zło powoli kiełkowało we mnie, doprowadzając stopniowo truciznę do naczyń krwionośnych, aż ta ostatecznie trafiła do serca. Zatruła je. Zdusiła. Sprawiła je odrętwiałym i pustym. Zresztą, smierć zupełnie nie przeszkadzała mi, już od dziecka. Nie robiła mi większej różnicy. Z czasem zacząłem zabijać drobne zwierzęta... w sumie po to tylko by oderwać się od tej wiecznej obojętności i otępienia. Wtedy czułem jednocześnie ekscytację, ale i przy tym płakałem. Gorzko płakałem.

Podobnie widziałem Michelle. Była dla mnie jak takie zwierzątko. A ja naprawdę lubiłem zwierzęta. Ja je podziwiałem i szanowałem. Potem robiłem z nich doskonałe dzieła sztuki, nadziewając je na ostre końcówki noży, wypatraszając je i robiąc z nich wspaniałe trofea. Tak... zdecydowanie jestem łowcą. Ale zanim postanowiłem zostać łowcą ludzi, odgrodziłem Michelle od siebie. Wybłagałem ją by po prostu odeszła ode mnie. Wyznałem jej, że jestem w zasadzie obojętny na miłość wobec ludzi i widzę ich tylko jako potencjalne dzieła sztuki. Nazywano mnie lalkarzem, łowcą, Batmanem...miałem wiele imion. Oj wiele.

FBI zrobiło ze mnie broń doskonałą. Byłem zdolny do wszystkiego, a takich ludzi potrzebowali. Nie mieli pojęcia jak w istocie w sumie jestem kruchy i słaby psychicznie. We mnie istnieje tylko mrok. Od zawsze tak było. Nie wiem jak to jest, że jedynie z tym dzieckiem jestem w stanie się hamować. W ogóle ostatnio... jestem w stanie się hamować. Jakbym się stępił, niczym nienaostrzony nóż. I tylko dlatego i tylko pod warunkiem, że nie będę krzywdził swoich, w ogóle przyjęli mnie do tej pracy. Jeszcze przed nią byłem nieuchwytnym mordercą z Kanady. Niesamowicie skutecznym nożownikiem, znajdującym się na pograniczu socjopatii. Miałem wtedy zaledwie 18 lat a jednocześnie przez przypadek zapłodniłem dziewczynę, by wyprzeć z siebie to, że jestem aseksualny. Dopiero potem zacząłem podziwiać Michelle i tym samym jej... znaczy się nasze dziecko. Tylko ja przed tym dzieckiem dużo udaję. Ja tak naprawdę sam siebie ciągle i ciągle oszukuję.



*


Znów zapalam papierosa na balkonie, spoglądając w dal. Tożsamość domniemanego Aleksieja Klimowa została potwierdzona przez FBI jako Henry Clint. Powiedziałem, że wyciągnąłem od niego informacje „swoimi sposobami" a oni jak zwykle nie dopytywali. Każdy w tej agencji się mnie boi. Poza Olivią... Olivia serio bardziej się o mnie martwi. Gdyby tylko wiedziała kim naprawdę jestem... A prawdę mówiąc większość z tych, którzy wiedzą, już tkwi głęboko, 10 metrów pod ziemią.

Nagle słyszę delikatne pukanie do drzwi. Spoglądam do tyłu skonsternowany. Za szybą mała piąstka stuka w okno. Odwracam się na pięcie i otwieram drzwi.

— Hej, Ester. Zaraz dopalę papierosa do końca i przyjdę do ciebie. Wracaj do środka, bo jest zimno.

— To ty wracaj — odparła, wbijając we mnie natarczywe spojrzenie.

— Dobra, dobra. Już idę — mruczę pod nosem.

Ester podchodzi do krzesła przy moim biurku i na nim siada. Po chwili podchodzę do niej, po czym kucam i opieram ramiona o swoje kolana. Zawsze nie mam pojęcia co zrobić z rękoma przy kimkolwiek.

— Chcesz porozmawiać, Ester? — pytam.

Kiwa głową, nadal wkuwając we mnie bardzo skupione spojrzenie. Mam wrażenie jakby czytała mi w myślach, nawet pomimo tego, że jest tylko zwykłym dzieciakiem. W końcu odzywa się:

Drugie ObliczeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz