Rozdział 3: Odbiorę ci wszystko

146 20 115
                                    

Zapalam papierosa i powoli przysuwam go do skóry Aleksieja. Ten odsuwa się gwałtownie. Przekrzywiam lekko głowę na bok, wpatrując się w niego beznamiętnym spojrzeniem.

— Kljanus, bogom, Aleksiej. Swjet dlja tljebja pogasnjet, jesli ty nje skażesz mnje, szto ty sobiralsja zdjeljat z mojej doćerju. [Przysięgam na Boga, Aleksiej. Światło dla ciebie zgaśnie, jeśli nie powiesz mi co zamierzałeś zrobić mojej córce]

Szef przekazał mi wystarczająco dużo, bym wiedział co robić. Olivia pojechała przypilnować Ester a haker z naszej agencji zajął się kamerami w całym klubie. Jeśli Klimow zacznie krzyczeć, to wsadzę mu spluwę prosto w ryj. Wszystko przewidzieliśmy, prócz tego... prócz tego, że jebany Rusek będzie chciał zabrać wszystko co wie do grobu. Wskazuję papierosem prosto w jego oczy, kucając ponad nim. Pasek nadal spoczywa luźno na jego szyi. To na pewno on. To na pewno on miał za zadanie porwać Ester. Jestem tego pewien. Wywęszyłem to.

Z jego czoła spływają stróżki potu. Próbuje za wszelką cenę ukryć zdenerwowanie, ale za dobrze wie z czym ma teraz do czynienia. Mierzę laserem w środek jego czaszki. Czerwona linia światła sięga jego czoła. Po chwili słychać delikatne skwierczenie...

Klimow zaczyna krzyczeć, ale ja zasłaniam mu usta ręką, zabierając jednocześnie laser.

— Myślisz, że nie przewidziałem, że jesteś tylko jebaną marionetką, która ma grać na zwłokę, huh?! — cedzę przez zęby, ściskając mocniej pas.

— P-przepraszam, M-Mister Bright... — wykrztusza a jego głos drży z przerażenia.

— Nie przepraszaj mnie, do jasnej cholery, tylko mów żeż wreszcie! — krzyczę, uderzając go pistoletem w twarz.

Za długo to trwa. Stanowczo za długo. Próbuję już wydusić z niego informacje od ponad piętnastu minut. A dodajmy do tego zataszczenie go tutaj i zakleszczenie jego łap, to wychodzi conajmniej dwadzieścia pięć minut.

Dobra, to nie ma większego sensu. Zrobimy to niehumanitarne, ale po mojemu.

— Czyli nic nie powiesz, huh? — mówię bardziej do siebie, ściskając kurczowo pistolet i papierosa, który zdążył się wypalić.

Rzucam opiłki na ziemię i urywam kawałek koszuli.

— Sz-szto Pan?? — pyta Rusek.

— Gówno — cedzę przez zęby, wkładając mu kawałek koszuli do ust — Zaczynam tracić cierpliwość.

Przywiązuję go pasem do kaloryfera. Zaciskam mocno klamrę i wyciągam telefon. Wybieram numer do Olivii, powoli się prostując. Przełykam nerwowo ślinę, gdy ta nie odbiera przez kolejne dwie minuty. Nerwowo zerkam na zegarek na ręku i na przesuwającą się niczym w zwolnionym tempie wskazówkę minutową...

— Co jest, Aaron? Jeśli dzwonisz po wsparcie to dobrze wiesz przecież, że pilnuję ci dzieciaka, więc...

— Co jest z nią? Nic jej nie jest? — dopytuję, w duchu wypuszczając powoli powietrze z ulgą.

— Wszystko jest w porządku. Zajmij się Klimowem.

Rozłączam się. Odwracam się do kaloryfera. Ze zdziwieniem zauważam, że Aleksiej jakimś cudem uwolnił się i otwiera okno, stojąc na grzejniku.

— Klimow, czy tobie się wydaje, że nie mam jebanych oczu?! — warczę, strzelając w jego stronę.

Ten wzdryga się i spada prosto na podłogę z łoskotem. Chwytam go za ubranie, po czym podnoszę z ogromną siłą na nogi. Ciągnę go za sobą przez połowę pomieszczenia. Uderzam jego łbem o jeden ze zlewów, tak że rozwalam mu cały łuk brwiowy. Mężczyzna upada na kolana, jednak nie mdleje. Dobrze.

Drugie ObliczeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz