"Akcja Bożej Pozytywki" to coś, czego wizja kształtowała się przez lata, dlatego opowiem o niej w perspektywie mojego pobytu na wattpadzie.
Do społeczności wattpada dołączyłam 7 sierpnia 2018 roku. Przynajmniej tak twierdzi wattpad, bo ja tam nie wiem. Szczerze powiem, że wtedy byłam daleka od tego, żeby prowadzić moją działalność na tej platformie w taki sposób, z jakiego znacie mnie teraz. Większość moich pierwszych obserwowanych oraz obserwatorów już dawno odeszła z wattpada lub po prostu straciłam z nimi jakikolwiek kontakt. Jak tak myślę, to chyba z tamtej grupy osób pozostało w nadal jako tako udzielającym się gronie ledwie parę. Ci ludzie mnie wprowadzili w tę pomarańczową dżunglę, nauczyli mnie powszechnie przyjętego sposobu pisania role play'i, fanfithion etc., po prostu krok po kroku pokazali mi, jak się tu chodzi. I to pewnie brzmi jak każda historia początków osoby z watt, więc może przejdę dalej.
W każdym razie, jak pewnie nieliczne osoby pamiętają (pozdrawiam takich Weteranów przez duże "W"), byłam wtedy zupełnie kimś innym, byłam... Po prostu byłam "Nyą", jak mnie wtedy nazywano i w kraju pomarańczy, i w realu.
Tia, jak teraz o tym myślę, to trzeba by to zatytułować "Metamorfoza Nyi w Morgan, czyli o tym, jak powstała akcja Bożej Pozytywki"... Ale mniejsza z tym.
W każdym razie byłam zagubioną nastolatką z niezbyt jeszcze uformowanym kręgosłupem intelektualno-moralnym. Miałam podobne rozterki, co większość osób w moim wieku. Zastanawiałam się nad tak zwanymi teraz "sprawami kontrowersyjnymi". W gruncie rzeczy po prostu mało wiedziałam o świecie. Bo rozumiecie, dotąd obracałam się w cukierkowej rzeczywistości (dziękuję Bogu za moich rodziców, którzy sumiennie filtrowali wszystko, co trafiało do mojego malutkiego uniwersum), w której nie było ideologii, propagandy, ani kultu konsumpcji oraz cywilizacji śmierci. Dlatego w niektóre rzeczy prawie weszłam, a w każdym razie wydawały mi się akceptowalne - chociaż do zastanowienia nad tym, czy zaakceptować mordowanie to nigdy nie doszłam. Miałam natomiast wielkie pytanie: czym jest miłość małżeńska, zakochanie? I tutaj raz w życiu wykazałam się niebywałym rozsądkiem (Bóg mnie strzegł, to tylko dzięki Niemu) i spytałam tatę, czym są pewne związki. Odpowiedź mojego ojca mnie niezbyt usatysfakcjonowała, znaczy tak, wystarczyła na jakiś czas, ale później znowu naszły mnie wątpliwości. I wtedy znów zrobiłam bardzo rozważną rzecz, czyli wzięłam Pismo Święte i przewertowałam je w poszukiwaniu wiadomego tematu. Znalazłam i to mi wystarczyło. Czytałam jeszcze a propos miłości ogólnie dzieła doktora Jacka Pulikowskiego (serdecznie polecam). Codziennie też z mamą słuchałyśmy różnych kazań (między innymi księdza Piotra Pawlukiewicza, Michała Chacińskiego, Dominika Chmielewskiego i innych). Zawsze też - właściwie od kiedy skończyłam siedem lat - moja rodzina utrzymywała bliskie przyjacielskie stosunki z klasztorem Karmelitów Bosych. Słuchając rodziców, kaznodziei i zaprzyjaźnionych zakonników mój świat duchowy miał coraz mocniejsze fundamenty.
I chyba teraz dopiero naprawdę zaczyna się prawdziwa historia "Bożej Pozytywki".
Od wieku lat dziesięciu jestem obciążona zdrowotnie. Choroba przez lata coraz bardziej mnie osłabiała, nadal postępuje i w sumie rok po roku, miesiąc po miesiącu, tydzień po tygodniu odpadały mi kolejne grupy, kolejne zajęcia, kolejne stowarzyszenia. Najciężej wspominam rozstanie z harcerstwem. Tak więc, jako osoba w sumie to niepełnosprawna, nie mogłam zbytnio pomagać. Wszyscy próbowali w końcu pomóc mi. Kiedy wszystko zaczęło się robić naprawdę źle, mocno związałam się z działalnością na wattpadzie. Tutaj czułam się dobrze, ale jednocześnie dostrzegłam jak wiele osób potrzebuje Boga, tak bardzo, bardzo. Już wcześniej spotkałam się tu z różnymi potrzebującymi, ale chyba dopiero, kiedy naprawdę sama czułam się bardzo źle, zauważyłam, że naprawdę tak wiele osób potrzebuje dobra i nie może go znaleźć. Widziałam w zachowaniu wielu osób totalne zagubienie albo po prostu brak radości, który powoduje powolną śmierć duszy. Bo Bóg daje radość, On jest Radością i jak człowiek jej nie ma, to znaczy że też się gdzieś zagubił. I mimo że naprawdę sama nie byłam w najlepszej sytuacji, to pomyślałam: "hej, nie jesteś mądrą świętą, ale ludzie potrzebują Boga, więc może daj Mu działać przez Ciebie". Rzeczywiście wiele osób naprawdę potrzebowało pomocy. Na początku po prostu pomagałam, a właściwie Pan używając mnie jako narzędzia, to tu, to tam, czy to dobrym słowem, czy wsparciem, czy nadesłaniem skierowań do odpowiedniej pomocy. Zanim coś komuś napisałam, to oczywiście krótka modlitwa "Mamo Maryjo, pomóż". I jakoś tak szło na malutkim poletku z początku.
![](https://img.wattpad.com/cover/257410662-288-k334755.jpg)
CZYTASZ
Dla Boga i ludzi |Boża Pozytywka Stuff|
Random"Można dać bardzo dużo i serce zranić, a można bardzo malutko i serce rozradować, jakby skrzydła komuś przypiąć do ramion." ~ kard. Stefan Wyszyński Radosny Stuff, który stara się nieść Słowo Boże potrzebującym Go. Będą tu propozycje, akcje, spisy c...