Rodział 6

308 30 3
                                    

Rozdiał dedykuję DragonLionAx (mam nadzieje że dobrze napisałam) za twoje motywujące gwiazdki. Ludzie, bierzcie z niej przykład.
Zapraszam do czytania.
____________________________________

Czkawka powoli i z wysiłkiem otworzył oczy, a w zasadzie jedno oko, bo drugie było tak spuchnięte, że nie był w stanie rozewrzeć powiek. Godzinę temu jego były ojciec skończył się nad nim pastwić. Poza podbitym okiem i barwną mozaiką siniaków miał złamane żebro i kość promieniową. No i jeszcze ta rana na brzuchu. Wciąż krwawiący napis wycięty z zadziwiającą precyzją. Rozcięcie było głębokie, ale nie na tyle by chłopak zginął. Blizna jednak pozostanie, jasna, idealnie widoczna na tle opalonej skóry. "Zdrajca"

Do celi wszedł Vigo. Sam, nigdy nie chodził z obstawą, nawet do więźniów. Czasem jedynie towarzyszył mu Raiker, jego starszy brat. Mężczyzna zatrzymał się w odległości jednego kroku od chłopaka leżącego na boku twarzą w stronę ściany.
- Przyznaję, nie spodziewałem się, że tak ostro cię potraktuje. - Powiedział swoim zwykłym, pełnym spokoju i wyższości głosem. Czkawka nie poruszył się bacznie obserwując cień przybysza na ścianie celi. Oddech miał płytki z powodu bulu i w obawie, że złamane żebro może przebić płuco przy pełniejszym wdechu.
- Chyba nie spodobały mu się twoje wyzwiska i zupełny brak szacunku. - Ciągnął swoją wypowiedź Vigo. - Ale nic to. Wydaje mi się, że przeżyjesz, a to najważniejsze. -
- Idź precz. - Zdołał wycharczeć chłopak plując krwią na podłogę.
- Nieładnie. Ale wybaczę ci ten brak uprzejmości pod warunkiem że powiesz mi co chcę wiedzieć. - Vigo założył ręce za siebie. Czkawka ponownie warknął coś obraźliwego, po czym zaniósł się krwawym kaszlem. Kałuża w której leżał cały czas się powiększała, choć teraz już wolniej niż początkowo.

Oboje milczeli długo. Zapadła cisza przerywana była tylko przez cyklicznie nawracające ataki kaszlu chłopaka. Wreszcie Vigo zrobił krok do przodu pokonując dzielącą ich odległość. Pochylił się nad Czkawką i chwytając chłopaka za przedramię odwrócił go na plecy. Czkawka krzyknął, Vigo bobrze wiedział jak złapać, by zadać jak największy ból złamanej kończynie. Mężczyzna tylko wyszczerzył się w uśmiechu.
- Musisz zrozumieć Smoczy Jeźdźcu, że  nie chce twojej krzywdy i wcale nie cieszy mnie patrzenie jak kolejni moi słudzy zadają ci ból, ale nie dajesz mi wyboru. Twoje ataki na mnie nie służą interesom. Nie mogę dać na nie przyzwolenia i wiedz, że chociaż jesteś naprawdę godnym szacunku przeciwnikiem to jeżeli nie przestaniesz wchodzić mi w drogę po prostu cię usunę. - Po tych słowach wyprostował się. Czkawka ponownie zaniósł się kaszlem.
- Oszczędzaj się. Niedługo dotrą tu moi uzdrowiciele by upewnić się czy na pewno przeżyjesz. Widzimy się jutro wieczorem na arenie, będziesz główną atrakcją wieczoru. - Po tycz słowach wyszedł pozostawiając Czkawkę w kałuży własnej posoki, ledwo żywego z wyczerpania i krztuszącego się wciąż napływającym do ust płynem.

O dziwo uzdrowiciele naprawdę przybyli. Było ich trzech, ale dowodziła nimi kobieta w średnim wieku z ciemnymi włosami lekko przyprószonymi siwizną. Smoczy Jeździec wierzgał i krzyczał z bólu gdy ta trójka zupełnie nie przejmując się protestami pacjenta najpierw zszyła mu rozwalony łuk brwiowy, z której to rany nawet nie zdawał sobie sprawy, a porem zabrała się za pozostałe obrażenia. Wszystkie operacje wykonywali szybko i dość brutalnie jakby na polecenie Vigo starali się sprawić mu jak najwięcej bólu. Jednak w oczach naczelnej uzdrowicielki chłopak nie dostrzegł złośliwości, ani perfidnej satysfakcji, tylko współczucie i żal.

Na koniec, jeden z pomagierów podszedł do niego i mało delikatnie odchylając mu szyję na bok wstrzyknął coś do organizmu. Czkawka poczuł tylko bolesne ukłucie i nieznaną substancję rozchodzącą się w żyłach, a potem zapadła ciemność.

****

Jeźdźcy byli w drodze od sześciu godzin. Szczerbatek z każdą mijającą godziną był coraz bardziej zdenerwowany. Nie pomagały prośby i zapewnienia zarówno jeźdźców jak i innych smoków.

Wszystkie gady węszyły czujnie w powietrzu szukając śladu Czkawki. Na razie jednak bez rezultatów. Alan płynący na grzbiecie Fali wysłał także swoich pozostałych przyjaciół przodem w poszukiwaniu łodzi, albo wyspy na której mógł się znajdować Smoczy Jeździec.

- Nic z tego nie będzie. - Odezwał się Newt kręcąc głową. Siostra zgromiła go wzrokiem.
- A masz jakiś lepszy pomysł, geniuszu? - Zdenerwowała się Ash. Nigdy nie okazywała przyjaciołom wiele życzliwości, ale nigdy nie zostawiłaby żadnego z nich na pastwę łowców. Newt odwrócił się w siodle żeby spojrzeć w jej stronę.
- Powinniśmy lecieć prosto na wyspę Vigo. jeżeli go złapał to na pewno tam właśnie go trzyma. - Powiedział patrząc prosto w świdrujące szare oczy.
- Mało prawdopodobne. - Wtrącił się Felix. - To ponad dwa dni na południe stąd. Poza tym nawet nie wiemy na pewno czy to łowcy go złapali. - Pozostali spojrzeli na niego nierozumiejąc.
- A kto inny chciałby go schwytać? - Zmarszczył brwi Newt.
- Nie wiem. - Przyznał Felix nieco zmieszany. - Ale nie możemy wykluczyć tej ewentualności. -
- On ma racje. - Poparła go Aria. Brat spojrzał na nią z wyrzutem. Zignorowała jego spojrzenie.
- Nie możemy ryzykować, że zgubimy trop. -
- Jaki trop? Nasze smoki jeszcze nic nie wywęszyły, a lecimy już od wielu godzin. - Żachnął się Newt. - Powinniśmy lecieć od razu na wyspę Vigo. Jeśli nawet go tam nie będzie to przynajmniej dowiemy się czegoś przydatnego. -
- Nie. - Warknęła mocno już zdenerwowana Ash. - Tylko stracimy czas, a im dłużej zwlekamy tym większa szansa, że on nie żyje. - Newt już szykował się by odpowiedzieć i niechybnie jeszcze bardziej zdenerwować dziewczynę gdy ich rozmowę przerwał Alan.
- Nie chciałbym przerywać tej uroczej dyskusji, ale Tsunami właśnie znalazła łódź, którą zabrali Czkawkę. - Wszyscy spojrzeli w jego stronę z mieszaniną niedowierzania i skruchy na twarzach. No, wszyscy oprócz Ash, której twarz jak zwykle nie wyrażała niczego.
- No co tak patrzycie? - Zdziwił się chłopak i wygodniej ułożył się na grzbiecie swojego smoka. - Jak mi niw wierzycie to sami zobaczcie. - Przy tych słowach wskazał na jakiś punkt na choryzącie.

Oczom wszystkich ukazał się średni drakkar. Od razu rozpoznali godło wymalowane na prostokątnym żaglu. To była łódź z Berk. Aria wstrzymała oddech. Jej brat wciągnął ze świstem powietrze. Ash zakleła szpetnie pod nosem, a pozostałych po prostu zamurowało. To nie wróżyło nic dobrego ani Czkawce, ani im.

____________________________________
Bardzo przepraszam wszystkich za opóźnienia, ale dopiero teraz udało mi się skończyć ten rozdział. Nie chcę pisać na siłę, bo uważam, że to bez sensu.
Napiszcie jak wam się podoba, liczę na wasze gwiazdki i komentarze.

Dusza SmokaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz