Rozdział 14

265 23 6
                                    

Nie wiedział co dokładnie go obudziło. Prawdopodobnie jakiś hałas przedarł się przez osłonę nieprzytomności przywracając go do rzeczywistości. Powoli spróbował otworzyć powieki, ale niemal natychmiast poraziło go oślepiające światło. Zamknął je więc ponownie. W jego głowie odezwało się tępe pulsowanie gdy powoli wracała mu świadomość ostatnich wydarzeń.

Pamiętał laboratorium i Viggo. Ból w zadanych obrażeniach podpowiadał mu, że wszystko to wydarzyło się naprawdę. Ale gdzie był teraz? Ponownie otworzył oczy tym razem od razu mrużąc je i starając się przyzwyczaić oczy do światła. Był w lecznicy. Miejsce wydało mu się znajome, ale jego umysł wciąż był zbyt otępiały by mógł jasno myśleć.

Zapewne jest w lazarecie na Berk. Widocznie Viggo tak mocno go pobił, że musieli go przenieść. Spróbował poruszyć prawym ramieniem, ale natychmiast tego pożałował gdy przeszył je oślepiający ból. Syknał cicho. Zaraz jednak zmarszczył brwi. Viggo zostawił go samego? I w dodatku bez łańcuchów. Może sądził, że chłopak nie jest w stanie uciec z takimi obrażeniami. Czkawka dostrzegł w tym swoją szansę. Irracjonalną co prawda, ale lepsza mogła się nie nadarzyć.

Ignorując spazmy bólu promieniującego z całego jego ciała wysiłkiem woli sturlał się z łóżka na podłogę. Jęknął cicho gdy w wyniku uderzenia pociemniało mu przed oczami. Potrząsnął głową by odegnać mroczki. Powoli dźwignął się na kolana podpierając się o podłogę również rękami i począł pełznąć w kierunku drzwi. Był już tuż tuż gdy nagle ktoś z rozmachem otworzył je od zewnątrz trafiając kantem prosto w bok głowy jeźdźca. Pchany siłą uderzenia Czkawka poleciał do tyłu i opadł na plecy dysząc ciężko i jęcząc z bólu. To był koniec jego marzeń o ucieczce. Teraz to już na pewno postawią przy nim strażnika, a może nawet kilku, a na ratunek przyjaciół dawno już stracił nadzieję. Nie chodzi o to, że w nich nie wierzył, ale nawet oni nie zdołaliby przedrzeć się przez hordy łowców na wyspie. Przynajmniej Szczerbatek był bezpieczny.

- O mój Boże! Przepraszam Czkawka. - Wykrzyknął jakiś dziwnie znajomy głos.
- Felix? - Zdziwił się. Z jego gardła wydobył się jednak tylko niewyraźny skrzek. Przyjaciel już zdążył przypaść do niego.
- Dzięki Odnowi, że się obudziłeś. Zamartwialiśmy się. Nigdy więcej nas tak nie strasz. Ash przychodziła tu codziennie. Mówię ci nigdy nie widziałem jej bardziej wkużonej... - Trajkotał chłopak dając upust uldze na widok przytomnego przyjaciela.

Czkawka za to powoli zaczął przyswajać informacje i łączyć je w logiczną całość.
- Gdzie jesteśmy? - Zdołał wycharczeć, choć słowa te były niemal niezrozumiałe.
- No jak to gdzie? - Zdziwił się Felix. - Na wyspie Berserków. - Wyjaśnił widząc niezrozumienie w oczach przyjaciela.
- Wczoraj wieczorem przylecieliśmy tu z ledwo żywym tobą z Berk. -
- Jak? - Zapytał Czkawka nadal nie do końca rozumiejąc zaistniałą sytuację. Był strasznie zmęczony, a myśli wirowały mu w głowie zbyt szybko tworząc niemożliwy do ułożenia bałagan. Chciał już odpłynąć w błogie objęcia snu, ale jeszcze jedna kwestia nie dawała mu spokoju.
- Szczerbatek. - Stęknął z nadzieją, że Felix zrozumie co ma na myśli.
- Jest cały i zdrowy. Odpoczywa. - Wyjaśnił zwięźle medyk widząc wyraźnie zmęczenie na twarzy Czkawki. - Śpij. Zobaczysz się z nim jak tylko trochę oboje wypoczniecie. - Obiecał i uścisnął delikatnie dłoń przyjaciela gdy ten zasnął z wyrazem ulgi na twarzy.

Kiedy następnym razem się obudził ponownie leżał na łóżku. Tym razem był już nieco bardziej przytomny. Za namową Felixa i pod groźnym spojrzeniem Ash zmusił się do zjedzenia miski gorącej zupy. W zamian zobowiązali się oni przyprowadzić Szczerbatka, jednak nim zjawili się ze smokiem chłopak już ponownie zapadł w sen.

Od tego czasu to budził się, to znów zasypiał w nieregularnych odstępach czasu. Często zastawał przy swoim łóżku Arie lub Nataniela, którzy z braku lepszych zajęć zgłosili się do pomocy w lecznicy. Dwa razy udało mu się porozmawiać z Dagurem, ale wódz zaraz musiał biec z powrotem do swoich obowiązków. Normalnie pomagała mu w nich Hedera, ale ona wciąż była na jakiejś misji. Alana i Ash w ogóle za to nie widział. Chłopak podobno był zajęty nowym projektem. Jeździec Vandersmoka za to, cóż jej nikt nie potrafił zrozumieć. Felix zdradził mu tylko, że zamknęła się w swojej chacie i warczy na wszystkich którzy śmią jej przeszkadzać.

****

Minęły dwa tygodnie zanim Felix dał się wreszcie przekonać i wypisał Czkawkę ze swojego małego szpitala. Chłopak brał sobie za punt honoru kwestię zadbania o to by rekonwalescencja przyjaciela przebiegała poprawnie. Czkawka był mu za to naprawdę wdzięczny, nie należał jednak do osób nawykłych do trzymania pod kloszem. Był niespokojnym duchem, którego nie sposób schwycić i utrzymać. Musiał co prawda obiecać, że nie będzie latał sam i zachowa szczególną ostrożność, ale doprawdy niewielka była to cena.

Aria odprowadziła go do jego chaty mieszczącej się zaraz obok chaty wodza. Jako naczelny doradca i Smoczy Jeździec otrzymał ją od Dagura na oficjalnej ceremonii. Początkowo protestował, ale lokum wyjątkowo przypadło mu do gustu więc w końcu pogodził się z losem. Na parterze, obok kuchni połączonej z jadalnią urządził sobie warsztat gdzie udoskonalał wszystkie swoje nowatorskie projekty. Byłą tam pełno różnorakich sprzętów i cała masa notatek porozrzucanych niemal wszędzie.
- Masz bardzo oryginalny sposób układania rzeczy. - Powiedziała Ash gdy pierwszy raz ją tu przyprowadził.
- A to źle? - Zapytał wtedy.
- Nie wiem. - Odparła. - W każdym razie ja z tych twoich bazgrołów i tak nic nie potrafię odczytać. - Dodała po chwili zamyślenia wzruszając przy tym ramionami.

Na piętrze natomiast mieściła się sypialnia. Szczerbatek już tam na niego czekał. Mordka, gdy tylko zobaczył swojego pana w wejściu ruszył w jego stronę. Nie rzucił się jednak na swojego jeźdźca, jak to miał w zwyczaju, ale przystanął przed nim i mruknął wbijając wzrok w podłogę. Czkawka w mig pojął co jest na rzeczy.
- Nawet tak nie myśl mordko! - Wykrzyknął łapiąc łeb przyjaciela w dłonie i zmuszając go do spojrzenia na siebie. - To nie była twoja wina. Co najwyżej tych oprychów z Berk. Ale nie twoja, rozumiesz. - Przemówił łagodnie acz stanowczo. Czarny smok pokiwał głową, ale widać było, że wciąż go to dręczy.

Chłopak doskonale wiedział co na to poradzić.
- Co ty na mały lot wokół wyspy? - Zapytał, a Szczerbatek aż podskoczył z radości. - Aria wołaj Kadarę. Idziemy polatać. - Zarządził Czkawka i już chwile potem cała czwórka była w powietrzu.

- Jesteś pewien, ż to dobry pomysł? - Zapytała dziewczyna, a wiatr porwał jej słowa.
- Najzupełniej. Muszę rozprostować nogi po tak długim leżeniu. - Oznajmił wesoło Czkawka i ponagluł Szczerbatka do szybszego lotu. Aria zrobiła to samo.
- Czy nie moglibyśmy przynajmniej trochę zwolnić. Jesteś jeszcze osłabiony, a Felix obedrze mnie żywcem ze skóry jeśli coś ci się stanie.- Jęknęła gdy udało jej się zrównać z chłopakiem.
- Ale w ten sposób jest przynajmniej trochę zabawy. Poza rym byłem przekonany, że to ty z całej naszej bandy czcisz Lokiego. - Zaśmiał się, a dziewczyna zgromiła go spojrzeniem.
- To prawda, ale wiem jak oddzielić sprawy ważne od żartów. - Stwierdziła wyniośle. Czkawka zaśmiał się ponownie. Tym razem do niego dołączyła.

Lecieli już dłuższą chwilę, gdy nagle Szczerbatek zatrzymał się gwałtownie. Czkawka zachwiał się w siodle i omal nie spadł z grzbietu przyjaciela.
- Co się dzieje Szczerbek? - Zapytał zdezorientowany nagłą zmianą w zachowaniu przyjaciela. Smok gwałtownym ruchem łba wskazał mu kierunek, w którym ma spojrzeć. Zerknął w tamtą stronę i wciągnął ze świstem powietrze.
- Co się dzieje? - Zapytała Aria również przystając.
- Musimy powiadomić ludzi z wioski. Szybko. - Zawołał wskazując jej ręką kierunek. Na jej twarzy obmalował się szok, ale tylko pokiwała głową i oboje zawrócili w stronę wioski.

____________________________________
Hej, rozdiał trochę nudny, ale nie umiałam nic lepszego wymyślić. Jak zawsze zachęcam do gwiazdkowania i komentowania. Do następnego!

Dusza SmokaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz