Walka

1.2K 50 10
                                    

Udało się, Czkawka nie zauważył Berk. Lecieli do domu, jedynego jaki pamiętał jego smok. Nieprzyjemne wspomnienia zaczęły napływać.

Z początku było dobrze, nawet bardzo, Szczerbatek miał rodziców, jedzenie, ciepło.. Później do gniazda wparowała alfa, szkoda jednak, że ta miała dość nietypowy sposób zarządzania, zastraszała i zmuszała. Smoki musiały zacząć atakować by wyżywić siebie, pisklęta i dodatkowo ją, po to aby same nie zostały pożarte, każdy kto się przeciwstawiał - ginął. Jego rodzice się postawili, zostali zjedzeni. Wtedy pod swoje skrzydła pisklaka przygarnął Chmuroskok, dumny przedstawiciel Tnącychburzę albo, jak nazywano je w innych regionach Burzochlast. Uśmiechał się do niego zawsze delikatnie. Wtedy też nie było najgorzej, Chmuroskok pewnego dnia odleciał, dorośli dostali jakąś równie śmieszną co ważną wiadomość, przez donosiciela. W ramach kary, alfa zjadła partnerkę Chmuroskoka. Była wiecznie nienasycona. Szczerbatek poprzysiągł zemstę, choć ostatnio poleciał w zupełnie inną stronę. Bał się. Ale teraz podjął decyzję, nie zamierza jej zmieniać, wykończy gnidę. Jednak w tym momencie, przypomniały mu się słowa opiekuna. "Zemsta przynosi tylko zemstę." Trudno, musiał musiał zaryzykować. Lecieli już naprawdę długo i choć Czkawka przekonywał go by odpoczęli, ten uparcie powtarzał.

~ Jeszcze nie teraz, dam radę. ~ I tak w kółko przez dobrych paręnaście godzin, choć gad był ledwo przytomny.

— Koniec. Nie ma mowy, nie lecimy dalej, pierwsza lepsza wyspa, - siadamy. — Okazja nadarzyła się po parunastu minutach, ale Szczerbatek, uparte zwierzę, Czkawka nie miał wyboru, złożył lotkę i zaczęli spadać, choć uparty smok dalej próbował lecieć pół przytomnie w obraną przez siebie stronę. Trochę ponad linią drzew Czkawka rozprostował protezę, Szczerbatek musiał się dostosowywać. Szybko znaleźli jakąś polanę, człowiek zdjął bagaż z gada, ale tamten uparcie kierował swoje łapy w stronę zachodu. Nie-wiking nie miał wyboru, uśpił go przez podrapanie czułego punktu, sam coś zjadł, przytulił się do przyjaciela i szybko wpadł w ramiona snu.

Tym razem, to szatyna obudziło szturchanie. Podniósł zaspane zielone ślepia, było popołudniu, czemu tak mało snu! Wylądowali na tej wyspie o świcie! Smok nie przestał, Czkawka chcąc nie chcąc musiał się podnieść, dał smokowi ryby i sam zjadł jedną pieczoną. Chciał iść złowić parę tych wodnych kręgowców by potem tego nie robić, ale mu nie pozwolono, nakazując wskoczyć na grzbiet, znowu chcąc nie chcąc musiał się zgodzić, ponieważ inaczej cały byłby doszczętnie wylizany, nie tylko twarz, ręce i kawałek szyi, co musiał przyznać niemiłosiernie łaskotało. Znów lecieli. Po jakiś trzech godzinach smok zauważył szarą mgle i przysiadł na jakiejś skałce z dość dużą dziurą, tak dziurą, mała jaskinia to duża dziura. Kazał chłopakowi zostawić tam kosze, na co nastolatek z westchnieniem wywrócił oczami, ale zrobił i znów wsiadł na grzbiet przyjaciela, inaczej znów byłby wylizany, oj tak widział to po oczach przyjaciela.

— Diabelski przesmyk? Co do..? Przecież lecieliśmy w całkiem inną stronę. — Fakt, wcześniej lecieli, ale plany się nieco zmieniły. — W sumie nie wnikam, nie chce mi się. —

~ I prawidłowo, bo w sumie nie masz tu nic do gadania. ~ Parsknął.

— Hahaha.. — Udał śmiech. — Serio, to takie zabawne. — Mruknął jeszcze do siebie.

~ Zdecydowanie, smoczy w trybie natychmiastowym. ~ Wlecieli, nie było odwrotu. Akurat wbili się w stado lecących do gniazda smoków, z automatu człowiek pochylił się gdy tylko zauważył gady.

— Wszystkie niosą zdobycz, ale nawet jej nie tkną.. —

~ Aleś ty spostrzegawczy. ~ Mruknął tak, by nikt poza człowiekiem go nie usłyszał, wlecieli do wulkanu. Przysiedli na jednej ze skalnych półek, chowając się za stalagnatem. Wszystkie gady wrzucały ofiarę do dziury, która była centrum.

— Nie no fajnie, że jedzenie się nie marnuje, jest wrzucane do dziury. — Idealny moment na ironię. Nad "dziurą" przeleciał Gronkiel, wypluł do niej jedną małą rybę. Nagle ryk. Z mgły wynurza się potwór który zjada małego Gronkla.

~ Nie no serio, mogłaby wymyślić coś bardziej oryginalnego. Tylko ryczy, żre i ryczy, jak zawsze. ~ Idealny. Samica skierowała wzrok na Szczerbatka, poderwali się nagle, tak jak inni i skierowali się ku wyjściu, ku górze. Zamiast Furii alfa porwała w otchłań jakiegoś Zębiroga, dla niej nie liczy się gatunek, zjadła swoją porcje i to było ważne. Szczerbatek się wściekł, teraz znalazł lepszy powód od zemsty, musi ją wykończyć po to by uwolnić resztę stada! Wylecieli z wulkanu.

— Myślisz o tym co ja? — Mruknął potwierdzająco.

~- Trzeba przywrócić porządek. -~ Powiedzieli jednocześnie, każdy po swojemu. Szczerbatek posłał parę plazm do wulkanu, rozwścieczył tym ten jej gruby zad. Wyleciała na powierzchnię, roztrzaskując dużo i jeszcze więcej. Czkawka dokładnie, ale i szybko obejrzał stwora. Kolejnymi plazmami dostała w grzbiet.

~ Jakim prawem ta mrówka śmie zakłócać mój spokój!? ~ Zaryczała wściekła, ale mniejszy tylko zabulgotał na tą jakże długą wypowiedź.

~ O, jednak potrafisz mówić? ~ I kolejna plazma, prosto w zamknięty pysk, tym już na dobre ją rozsierdził. Wzbiła się w powietrze, duet manewrował między skałami, a ta niezbyt się nimi przejmując po prostu je niszczyła. Chłopak spojrzał w niebo, w jego głowie zrodził się plan, choć przeklął siebie w myślach, że tak późno.

— Dobra, nie ma co, czas się ulotnić. — Smok zrozumiał swojego dwunożnego, skierowali się w chmury, alfa poleciała za nimi. Oberwała sporo razy i zionęła we wszystkie strony, jej ognień przypominał już podpalony gaz wulkaniczny, lotka zajęła się ogniem. — Koniec zabawy, lecimy na nią. — Odpowiedział mu zgodny ryk. Plazmą w łeb. Lecieli prosto w kamienie. — Kumuluj pocisk. — Jak powiedział, tak zrobił gad, zaczął kumulować w swojej paszczy plazmę. — Jeszcze. — Nasłuchiwał. — Jeszcze. — Nagle ten dźwięk, bestia rozwarła paszcze wypuszczając gaz. — Teraz! — Krzyknął tak głośno, na ile płuca mu pozwoliły. Szczerbatek odwrócił się i splunął gadzinie prosto w rozwarty pysk. Zaczęła spalać się od środka. Rozłożyli skrzydła i wyhamowali. Smok nie mógł powstrzymać bulgotania. Ale nagle ta maczuga, nie mogli jej wyminąć. Dwunożny wypadł z siodła. Za nim w wielką chmurę płomieni wyleciała Nocna Furia, w ostatnim momencie opatulając człowieka swoimi skrzydłami.

################

Nie no ja jestem z nich dumna, dali rade sami czerwonej śmierci. ( tłustej, brzydkiej gadzinie )

wyspa chmurOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz