Na smok cz 3

700 36 3
                                    

~ Czkawka! ~ Wrzasnął przerażony czarny smok.

— Co, co jest? — Zerwał się na równe nogi.

~ Gorzej być nie mogło. ~ Skwitował. Szatyn nigdy nie widział swojego przyjaciela w aż takim depresyjnym stanie.

— Co się dzieje, tato? —

— Nie mam pojęcia, ale jest źle, muszę iść, przepraszam. — Roztrzepał jego włosy i wraz z przyjacielem wybiegli na dwór.

— Viggo jest w zasięgu wzroku? —

~ Gorzej. ~

— Większość wyspy się zawaliła, przez Szeptozgony? —

~ Gorzej. ~ Czyli było naprawdę źle. Nawet nie lecieli, po prostu biegli na najbliższą polanę, kiedy jeździec nocy to zobaczył, dostał tiku nerwowego, przez który jeden kącik ust ciągle mu chodził to w górę to w dół i tak samo drgało jedno jego oko po skosie od drugiego tiku. Wym oraz Jot, a na nich Szpada i Mieczyk, to naprawdę było gorsze od wojny czy zawalenia wyspy.

~ Nie dałem rady.. ~ Alfa był załamany.

— Eee..? — Człowiek wydał z siebie przeciągniętą samogłoskę, nadal nie pozbywając się tiku, teraz on rozumiał przyjaciela, oboje byli załamani. Największe rozrabiaki smocze i ludzkie, cała czwórka czci Lokiego.

— Wym, Jot, spokój. Bliźniaki, co to ma do cholery znaczyć? —

— Ten smok jest genialny. — Powiedzieli i w jednym momencie i stuknęli się hełmami.

~ Te ludzie znają Lokiego, równie dobrze, co my! ~ Teraz zaśmiały się smoki.

— Złoty, Złota, czemu nas nie powiadomiliście? — Spytał już zrezygnowany jeździec. Jeżeli ta czwórka będzie razem, to naprawdę niedługo wszystko się zawali, i psychicznie, i fizycznie.

~ Tak jakoś, w sumie fajnych sztuczek uczą, patrz. ~ Powiedział jeden ze smoków, a te się rozpędziły i w powietrzu zderzyły głowami, po czym od siły wyrzutu odepchnęło je od siebie i wylądowali na tyłkach.

— My ich tego nauczyliśmy. Fajne, nie? — Z głupimi nie wygram. Pomyślał i z machnięciem ręki, bo na słowa zdecydowanie nie miał siły, odszedł. Nadal nie pozbył się tiku. W chacie czekało już na nich jedzenie.

— Brat, co się stało? — Nie odpowiedział, dalej jadł, Rubi poparzyła wymownie na czarnego gada.

~ Wym, Jot, ludzkie bliźniaki, do tego przeciągnęli na stronę Lokiego Złotego i Złotą. Parę dni, a zrujnują wszystko fizycznie i psychicznie. Co najdziwniejsze, co najważniejsze, nie wygramy z nimi, nie wygramy z głupimi, mają przewagę liczebną. ~ Smok też jadł, swoje opóźnione śniadanie.

~ ~ — — Mamy przerąbane. — — ~ ~ Powiedziały jednocześnie Furie i ich jeźdźcy.




Astrid z rana, bez śniadania, ruszyła w głąb wyspy. Miała przy sobie tarcze i Fale z którą zdążyła się w swoim przekonaniu dogadać, smoczyca też już się do niej przekonała. Błądziły po lesie, aż tu nagle zaskoczył je błękitny Śmietnik zębacz o żółtych elementach i jasnym brzuchu. Wichura od razu rozpoznała dziewczynę, nie tylko po wyglądzie, ale i po zapachu. Rzuciła w nią kolcami, a jeden z nich, wbił się w świeżo zagojoną ranę, Fala już chciała lecieć po Nannę, ale Hofferson ją przytrzymała.

— Smoku, spokojnie, nic się nie stało, nie chce Ci nic zrobić, zobacz, jestem rozbrojona. — Mówiła łagodnie, bardzo zależało jej na tym by zostać na wyspie, z dala od wodza Wandali. Wyrzuciła tarczę, a kiedy była bliżej smoczycy wyciągnęła też jej kolec i rzuciła go gdzieś dalej. — Nic się nie stało, po prostu się przestraszyłaś, to nic. —

wyspa chmurOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz