Słodkie

904 45 9
                                    

Ten dzień nie zapowiadał się najlepiej, a to za sprawą Wandali i porannego trzęsienia ziemi. On kiedyś ukatrupi Cichacza i Zgrzyta, no jak Thora i Odyna kocha. Szybko zerwał się na równe nogi.

— Szczerbatek, masz w tej chwili uspokoić te Bachory! — Powiedział do niego, ponieważ Szczerbatek razem z Lumi pokonali Alfę Drago i teraz byli parą Alf, nawet od niedawna zaczęli się do siebie przymilać i odlatywali czasami na parę godzin czy dzień, a to za sprawą w pełni automatycznej lotki zrobionej przez jeźdźca. Smok warknął i wyszedł na dwór uspokoić Szeptozgony, chłopak wziął się za przygotowywanie jedzenia i dla smoków i dla ludzi. Po schodach zeszła ruda oraz jej smoczyca. — Śniadanie podano. — Zaśmiał się. — Dobra, idę go obudzić. — Powiedział z westchnieniem i poszedł na piętro, wszedł do jednych z drzwi. Przysiadł na krańcu łóżka chłopca. — Nuori, wstawaj, śniadanie. — Potrząsnął ramieniem czarnowłosego chłopca, a ten otworzył powieki ukazując swoje ciemnofioletowe oczy. — Nuori wstawaj, dzisiaj nie mamy czasu na zabawy. —

— Jeszcze chwila tato, dopiero świta. — Tak, czteroletni chłopiec zwracał się do czkawki tato, a do Nanny ciociu, pamiętał swoją mamę, ale nie pamiętał ojca, Czkawka mu go zastąpił.

— Dobra, jak chcesz. — Złapał go w pasie i przerzucił sobie przez ramię.

— P - puść, sam już umiem chodzić, tato! — Ale ten uśmiechnął się pod nosem i zaczął schodzić po schodach.

— Lepiej jedz to co ja ci dałem, niż jakby później miałaby cię karmić ciocia. — Chłopiec od razu zrozumiał, zaczął jeść śniadanie.

— Tato, ciociu, a kiedy ja będę mógł latać na smoku? —

— Jak będziesz większy. — Roztrzepał jego przydługawą, czarną grzywkę.

— Jak duży muszę jeszcze być? — Dziecko, jak na swój wiek, było bardzo mądre, ale nadal było dzieckiem. Dzieckiem które uratowali z tego płonącego pokładu.

— Uznajmy, że zacznę cię uczyć kiedy będziesz miał dziesięć lat, pasuje? Ale jest jeden warunek, jeżeli do tego czasu nie będziesz miał żadnej więzi z żadnym smokiem, to zaczniemy naukę kiedy taką więź złapiesz, może być? —

— Oczywiście, dziękuję tato! — Chłopak akurat skończył jeść i rzucił się młodemu mężczyźnie w ramiona, po czym wybiegł z domu, pewnie do smoczego przedszkola, to tam zwykle przesiaduje.

— Uroczy jest. Właśnie, trzeba zanieść wandalom jeść. — Stwierdziła brązowooka. Chłopak wywrócił oczami, do domu akurat wszedł smok który wziął się za jedzenie swojej porcji ryb.

— Jak poszło z Szeptozgonami? —

~ Nawet nie pytaj, oni nigdy się nie nauczą. Przez chwilę myślałem czy by ich w klatkach na tydzień nie zamknąć, może by się uspokoili.. ~ Dostał białym ogonem po głowie.

~ No, czy ty siebie słyszysz? ~ Upomniała go Lumi.

~ No co? Nie mam już pomysłów co z nimi zrobić. ~ Szatynowi błysnęły oczy.

— Powiedz, że mają się zkitrać pod czwórką i pilnować Wandali. Będą mieli przez to jakieś mało destrukcyjne zajęcie, mają ich podsłuchiwać to wszystko i codziennie złożyć nam raport, a jak spróbują wyjść, to trochę nastraszyć. —

~ Nie głupie, nie głupie... ~ Pochwalił swojego człowieka.

— No to raz, a ja idę zanieść im jedzenie. — Z tymi słowami wyszli z domu, Szczerbatek po Szeptozgony, a chłopak do jedynki, czyli pierwszego magazynu. Wziął dwa kosze owoców i warzyw, jeden kosz z rybami, otworzył zamkniętych na klucz Wandali i wszedł do środka. — Śniadanie. — Oznajmił głośno, budząc wszystkich, w tym o dziwo Ghoti. — O! Pani się już obudziła? To dobrze, proszę zjeść. — Wskazał na kosze. — Idę po wodę. — Podszedł do studni znajdującej się koło wejścia do szpitala, bardziej po stronie domu i nabrał dwa pełne wiadra, zaniósł je Wandalom. Przynajmniej drewna nie musiał im uzupełniać codziennie, bo wcześniej zaopatrzyli ich porządnie w ten materiał.

wyspa chmurOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz