Rozdział 13

166 13 25
                                    

Siedziała w pokoju przesłuchań wiedząc, że tam za lustrem weneckim ktoś na nią patrzy. Czy był to Tony? Czy może cała ta banda glin z Chicago, o których słyszała od przyjaciela... nie miała pojęcia. Mało ją to obchodziło. Teraz liczyło się tylko by stąd wyjść. Cokolwiek na nią maja i tak jest tego za mało na oskarżenie jej, a co za tym idzie za kilka godzin będzie wolna. Musi być wolna! Zmarnowała już wystarczająco czasu na leżenie w szpitalu. Nie może sobie pozwolić na więcej.


Tymczasem w biurze Voighta trwała dyskusja, którą wałkowali od dwóch dni. Dokładnie odkąd przesłuchali Sama, kierowcę konwoju. Hank chciał mieć pewność, że Antonio ma racje i cała ta paplanina gościa, którego jego przyjaciółka chciała zabić jest nic nie warta! Dawson miał żal do byłego szefa, że mu nie wierzy na słowo! Myślał, że mimo ich rozstania kilka lat temu wciąż darzą się sympatią i zrozumieniem. Cóż, zaczynał w to wątpić.  I jeszcze przytyki Jaya sprawiały, że Antonio miał utrudnione zadanie. To wszystko było ciężkie do wytłumaczenia słowami, ale było inne wyjście.

- Po prostu pozwólcie mi z nią porozmawiać! - rzucił zmęczony tłumaczeniem. - Jedna rozmowa i wszystko będzie...

- Antonio co ty gadasz? Co będzie!? - wtrącił się Jay. Nie rozumiał przyjaciela i nie chciał zrozumieć. Dziewczyna po tym jak próbowała uciec ze szpitala, ale w pore zjawili się na miejscu, rzuciła się na jego brata. To był pierwszy błąd jaki popełniła w jego oczach. Potem nie chciała nic mówić, a przed samym komisariatem, gdy Dawson chciał do niej podejść, warknęła, że nie mają o czym gadać. Dając mu tym do zrozumienia, aby się odczepił. A on co? Dalej chce jej bronić? - Ona ma winę wypisaną na twarzy nie widzisz tego?

- Nie jest winna! I nie mów o niej jakby była jednym ze zbiegów  - ostrzegał go.

- Rozumiem, jest ładna! Ale ty i takie zachowanie to się nie trzyma kupy, Antonio przejrzyj na oczy!

- Zamknij się Jay! Nic nie wiesz o Karen! Nigdy nie uwierzę, że zdradziła i mam w dupie co ten kierowca wam powiedział! Kłamie! - krzyknął patrząc na Voighta.  - Hank na miłość boską znasz mnie i wiesz, że jeśli komuś ufam to nie z przydziału, a dlatego że go dobrze znam!

- Okay! Spokój - odezwał się w końcu sierżant. Spojrzał to na jednego to na drugiego detektywa i zastanawiał się, z którym zgadza się bardziej. - Najpierw ja i Halstead z nią pogadamy, potem będziesz miał pięć minut.




Zobaczyła jak wchodzi do niej dwóch policjantów. Rozpoznała ich i wiedziała, że zaraz zacznie się show. Zastanawiała się czy będą mili przez wzgląd na Antonio czy jednak nie wezmą pod uwagę tego, że jest jego przyjaciółką i rozegrają to jak pamiętała z historii przyjaciela. Była przygotowana na wszystko.

- Narobiłaś sobie kłopotów - powiedział sierżant siadając na krześle na wprost niej. Siedziała podpierając brodę na ręce wspartej łokciem na stole, jakby oglądała nudy film na lekcji biologii. Detektyw w tym czasie stanął nonszalancko opierając się o lustro. Zaplótł dodatkowo ręce na piersi by wyglądać na bardziej zdeterminowanego. - Wiesz, że mamy wystarczająco dowodów by prokurator mógł postawić Ci zarzuty? - dodał klepiąc w teczki jakie ze sobą przyniósł. Karen zerkała na jednego i drugiego badając ich nastawienie i reakcję. Detektyw od początku był cięty na nią, nie wiedzieć dlaczego. Poznała to po sposobie jakim zakuł ją w kajdanki przed szpitalem. Był lekko mówiąc agresywny. Teraz patrzył na nią z odrazą. Czyżby to co mówił Antonio nie było prawdą? Bo z kolei sierżant był opanowany i jego ton świadczył o tym, że się waha. Że mimo dowodów poddaje pod wątpliwość jej winę. A Tony mówił, że jest raczej impulsywny. Że jeśli był pewny czegoś nie zwykł dyskutować. Może miała większą przewagę niż myślała? Potrzebowała jednak więcej czasu by to rozgryźć, dlatego nic nie mówiła. Czekała na kolejne próby wyciągnięcia z niej informacji.

Hunter - CHICAGO P.D. FFOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz