Rozdział 16

161 14 56
                                    

Mieszkanie lekarza mieściło się, na drugim piętrze. Czyli prawie na poddaszu. Zaprosił ją do środka puszczając przodem. Zapalił światło i jej oczom ukazał się sporej wielkości salon, z kanapą na środku, stolikiem i wielkim telewizorem nad kominkiem. Po prawej była otwarta kuchnia, a za nią korytarz, z pewnością do innego pokoju, bądź łazienki. Ściana, na której był kominek, kończyła się  wnęką która okazała się być sypialnią Willa.

- Ładnie tu - skwitowała gdy zobaczyła jak lekarz wiesza fartuch i torbę niedaleko drzwi. Przeszedł potem do kuchni proponując jej kawę, bądź herbatę, ale odmówiła. Chciała aby jak najszybciej poszedł spać aby mogła w spokoju dokończyć to co zaczęła. Ale on miał inne plany. 

- Chcesz pierwsza skorzystać z łazienki, czy...

- Nie spokojnie, możesz iść pierwszy - oznajmiła czując okazję, na zakończenie tego cyrku. Lekarz uśmiechnął się i wszedł w korytarz, za kuchnią. Karen czekała, aż zamkną się za nim drzwi, ale to się nie stało. Will wrócił kilka sekund później, stając na wprost niej. - Coś się stało? 

- Pomyślałem, że nim pójdziesz spać, zmienię twoje opatrunki - oznajmił, a ona zaskoczona nie wiedziała co odpowiedzieć. - To zajmie chwilę - uspokoił ją sięgając do szafki po apteczkę. 

- Po co ten kłopot.... - chciała to odwlec w czasie, ale lekarz pociągnął ją na sofę i kazał się położyć. Nie mając wyjścia zrobiła co kazał. Wcześniej wyjęła broń i położyła na stoliku. Will nie wystraszył się jej, co też nie zaskoczyło Karen ani trochę. Sama uczyła go obsługiwać broń, kiedy był w areszcie ochronnym. Pamiętała jak to rude ciele nie potrafiło dobrze złapać za pistolet, a już po kilku dniach strzelał jakby urodził się na strzelnicy. Will podniósł jej koszulkę, a jego oczom ukazał się zalany krwią opatrunek. 

- Jednak zerwali ci szwy - bąknął zły. Prosił brata by uważali na nią, w końcu to jego robotę zmarnowali.

- To nic takiego... Ssss - wciągnęła powietrze przez zaciśnięte zęby gdy jodyna dotknęła jej rany. - Dziękuję za uprzedzenie. 

- Nie miałem zamiaru - uśmiechnął się. - Skąd pomysł na przypalenie rany po kuli? 

- Słucham? - zdezorientowana po chwili dopiero zrozumiała o co pyta. Rana którą opatrywał lekarz była wyżej, a pod nią widniała świeża blizna. - Przyzwyczajenie z agencji. Kazali nam być kreatywnymi, więc to pierwsze co przyszło mi do głowy. Jak to się mówi po waszemu...Przyżeganie? - zaśmiał się, że zna taką terminologię. -  Poza tym nie miałam wtedy jeszcze nici i igły chirurgicznej. 

- Potrafiłabyś sama zeszyć sobie ranę? - zdziwił się kończąc opatrywanie jej. 

- Nie pierwszy raz bym to robiła. Agencja to takie miejsce gdzie nie można okazać słabości, nawet przed swoimi kolegami.

- Gdzie byłaś? FBI? 

- CIA. Najgorsze bagno jakie mogłam wybrać - oznajmiła oddychając z ulgą. Will przyglądał jej się w skupieniu, a ona nie rozumiała dlaczego? Ten jego wzrok jakby prześwietlał ją na wylot. Był taki niewinny. A ona przyszła tu by go oszukać! Nienawidziła teraz siebie bardziej niż agencji, w której służyła. - Gotowe? - zapytała aby przestał na nią patrzeć. Zaczynała mieć wyrzuty sumienia, jakich nie była w stanie powstrzymać. 

- Gotowe. Odpocznij, przyniosę ci pościel - powiedział wstając i znikając w sypialni. 
Gdy przyniósł co miał przynieść, chwilę chodził po kuchni. Przez to Karen musiała udawać, że zasnęła. A kiedy to zrobiła Will w końcu zniknął w łazience. 

Otworzyła oczy czuła się wypoczęta. Zerknęła na zegarek na ścianie, który wskazywał na szóstą rano. Stanęła na równe nogi wkurzona na siebie za to, że zasnęła. Miała tylko przymknąć oczy! Nic więcej! A zasnęła! Idiotka!!!!, krzyczała na siebie w duchu. Szybko zorientowała się, że może wykorzystać moment i dokończyć co zaczęła. Will z pewnością spał i była w stanie nawet wyjść bez jego wiedzy, ale musi się pospieszyć. Założyła buty i koszulę. Poprawiła włosy spinając je w niechlujny kucyk i ruszyła do wiszącego fartucha na garderobie. Przeszukała kieszenie, ale były puste! Cholera! Chyba nie zgubił tego! Jeśli tak, zabiję go jak tylko się obudzi! , myślała. Nerwowość nie pomagała w przeszukaniu po cichu jego torby, która także leżała przy drzwiach. 

Hunter - CHICAGO P.D. FFOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz