Rozdział 17

161 13 37
                                    


Jechała z sierżantem w kierunku komisariatu. Zastanawiała się co czeka ją na miejscu. Będzie musiała powiedzieć wszystko, cała prawdę, ale jak? Nie zwierzała się nigdy nikomu, poza Tony'm. I mimo, iż wiedziała, że on też tam będzie, wcale nie czuła się lepiej. Wciąż nie była pewna czy może mu ufać. Nie wiedziała czy może ufać komukolwiek z tych Chicagowskich stróżów prawa. A co najgorsze nie wiedziała, czy może ufać sobie....

Jak na ścięcie szła przed sierżantem wchodząc na dwudziesty pierwszy posterunek. Przy drzwiach przywitała ich pani sierżant z nieciekawą miną.

- Nie skułeś jej? - zapytała Voighta, za co Karen posłała jej pełne oburzenia spojrzenie. - Co? Tak się powinno traktować przestępców, którzy strzelają do niewinnych lekarzy - Karen spuściła wzrok. To było dla niej jasne, że jeśli sierżant wiedział o pendrive to z pewnością Rudy zadzwonił do brata po tym co odstawiła w jego mieszkaniu. A skoro Halstead wie, to i cały komisariat. Niech żyje poczta pantoflowa. Weszła pod schody, a tam cały wydział czekał na nią. Stanęła na szczycie, jej wzrok spoczął na ewidentnie wkurzonym detektywie. Siedział przy biurku, a przy nim stała detektyw Upton i oficer Ruzek. Chyba mieli trzymać go w ryzach gdyby chciał doskoczyć do Karen i wymierzyć jej karę za brata. Voight minął ją i stanął pośród swoich podwładnych. Jej rzeczy wciąż były na biurkach policjantów. Pewnie dalej szukali czegoś co doprowadzi ich do zbiegów. Nie zdawali sobie sprawy, że to czego szukają jest w kieszeni ich szefa.

- Słuchamy! - rzucił Voight wkładając ręce do kieszeni spodni. Karen oblizała wargi czując jak suchość w gardle ją dusi. Odetchnęła i już miała zacząć, gdy z bocznych drzwi wyszedł Tony. Dziwny dreszcz przeszedł po jej ciele gdy ich spojrzenia się spotkały, jakby bała się osądu z jego strony. Tak też patrzył na nią, wzrok miał zimny i pełen zawodu. Karen zamknęła oczy aby przetrawić to uczucie.

- Dopadli nas za Tulsa - oznajmiła podnosząc głowę. Wymieniła spojrzenia z każdym zebranym, a potem zatrzymując się na sierżancie, przeszła kawałek i oparła się o biurko. Zaczęła od samego początku. - Najpierw zrobiliśmy przystanek, to wtedy Sam dał im znak. Powiedział, że coś zaczynam podejrzewać i żeby się pospieszyli. Zobaczyłam to dopiero na nagraniu z kamer... - wyjaśniła. - Gdy ruszyliśmy poczułam się senna. Jakbym opadała z sił, ale to było dziwne bo wciąż piłam swoją kawę. Pomyślałam, że to sabotaż. Tyle, że do moich rzeczy miał dostęp tylko Tony i ja - przeniosła wzrok na przyjaciela. - A potem Samoańczyk zaczął żartować z mojego stanu. Wiec się z nim zmierzyłam. I tak, mimo twoich zaleceń rozmawiałam z nim. Byli pewni siebie, jakby wiedzieli, że nie dojadą do Kansas. Odpuściłam, bo myślałam, że to zmęczenie i że to wszystko mi się wydaje. Jednak wtedy zobaczyłam jak Sam pisze wiadomość. Wyjęłam broń, kazałam się mu zatrzymać, a on zamiast zrobić o co go proszę dodał gazu i rozbił nas - zamilkła nie chcąc się rozsypać. Wszystko wróciło do niej. Ta niemoc, brak kontroli, widok martwych przyjaciół. - Po chwili uderzył nas inny samochód i wtedy straciłam na moment przytomność. Kiedy się ocknęłam oni uciekali wiec wyciągnęłam broń i zaczęłam strzelać. Trafiłam dwóch, sama też oberwałam. Dopiero po tym jak zniknęli dałam radę wyczołgać się z wozu. Podeszłam do jednego z napastników chciałam, aby powiedział mi kto zdradził. Pierwszy do końca nie puścił pary z ust, za to drugi bał się i zdarzył przed śmiercią powiedzieć tylko " Twój...". Wokoło było mnóstwo trupów, ale jeden z nas żył wiec i go próbowałam ratować, ale to na nic. Czułam jak opuszczają mnie siły i nachodzą te wszystkie myśli o zdradzie. To wtedy pomyślałam o tobie - znów przeniosła wzrok na Antonio. - Tylko ty wiedziałeś na tyle, aby móc zdradzić mnie i moich przyjaciół! Nikt inny...

- Więc umierający gość mówi ci tylko "Twój", a ty od razu podejrzewasz mnie? - zapytał pełnym goryczy głosem.

- Przepraszam, ale to wydawało mi się wtedy logiczne - odparła wiedząc, że miała wtedy inne możliwości. - Zabrałam całą broń, mój plecak i GPS z wozu. Chciałam sprawdzić jak to się wszystko stało. Chciałam ich szukać! Wiem, że to brzmi niedorzeczne, ale czy którekolwiek z was zrobiło by inaczej?- zapytała patrząc po twarzach zebranych policjantów. - Każdy z was straciłby zaufanie nawet do własnej matki, gdyby tylko ona mogła wiedzieć Tyle by was zdradzić! - wyrzuciła to z siebie usprawiedliwiając się. - Potem w miasteczku znalazłam Dae, gdy chciał napaść kobietę. Była mi wdzięczna wiec oddała mi wóz - Karen tłumaczyła wszystko po kolei. Co robiła, o czym myślała. Wspomniała o motelu i o dawkach jakie podawała zbiegom, aby nie uciekli, gdy ona łapała pozostałych. Przyznała się do włamania do przychodni i po krótce opowiedziała o wszystkich innych błędach, aż doszła do momentu gdy musiała odpowiedzieć na pytanie Voighta.

- Więc gdzie są Dae, Shipman i Smirnov? - sierżant patrzył na nią oczekując szybkiej odpowiedzi. Karen tylko lekko uniosła kąciki ust, starając się nie zaśmiać.

- Sierżancie, ma Pan odpowiedz w kieszeni - rzuciła. Hank wyjął pendriva i pokazał reszcie.

- Do czego to?

- Mogę skorzystać z komputera? - zapytała, a on wskazał jej kierunek. Przeszli wszyscy do pokoju technicznego gdzie na jednej ze ścian wisiał duży ekran, a pod nim trzy komputery. - Całe centrum kryzysowe, a wystarczyłby mały laptop - zażartowała, ale ewidentnie nikomu nie było do śmiechu. Wpięła urządzenia do jednego z portów USB, a chwilę później na ekranie pojawił się plik. Gdy go otwarła ramka z hasłem przesłoniła pół ekranu. Wklepała kilka cyfr i liter a potem wcisnęła enter dla potwierdzenia. Później na ekranie pokazał się obraz transmisji na żywo prowadzona z pustostanu za miastem. Gdzie we wnętrzu Karen przykuła do metalowych rur schodzących głęboko pod ziemię trzech przestępców. Wszyscy mieli przykutą jedną rękę, a druga była na tyle swobodna, że mogli sięgnąć nią do jedzenia i picia jakie im zostawiła.

- Nie zabiłaś ich? - szepnął Tony.

- To chyba boli najbardziej - rzuciła nagle. - Że ty, jedyna osoba, która mnie zna na wylot. Pomyślałeś, że mogłam komuś odebrać życie z premedytacja - spojrzała na niego z wyrzutem, ale i pobłażaniem. Nie mogła do końca go winić, bo sama założyła, że ją zdradził. Teraz nie jest tego pewna, ale zrobiła wiele głupich rzeczy i Tony miał prawo zwątpić. Co nie zmienia faktu, że to boli.

- Przepraszam - powiedział szczerze.

- Gdzie to jest? - Halstead chciał już jechać w tamto miejsce. Słuchanie wywodu policjantki wcale go nie uspokoiło. Karen otworzyła dodatkowy plik, w którym były współrzędne.

- Jay, weź Ruzeka i Upton - upomniał go szef, a ten tylko wybiegł zostawiając wszystkich w konsternacji. Hank czuł, że trzeba pilnować Jaya bardziej niż zwykle, a to wszystko wina Karen.

- Dlaczego wciągnęłaś w to Willa? - oficer Alley spojrzała na sierżanta i mimo, iż wiedziała jak powinna odpowiedzieć nie potrafiła się do tego zebrać. Żałowała tego co zrobiła lekarzowi. Tym bardziej, że pamiętała jak zachowywał się po przyjeździe do aresztu ochronnego. Wystraszony, ostrożny i bardzo cichy. Dopiero z czasem otworzył się i opowiadał o sobie. Jeśli teraz jej zachowanie znów zepchnie go w taki dół nie wybaczy sobie tego.

- To przypadek, wrzuciłam pendrive do jego fartucha nim mnie zgarnęliście. Chciałam go odzyskać, ale... Nie poszło po mojej myśli - westchnęła.

- Jesteś przyjaciółką Antonio - zaczął spokojnie. - Ale jeśli jeszcze raz wciągniesz w tą sprawę Willa, bądź kogoś z bliskich dla mojego zespołu, nie będę miał skrupułów aby cię udupić! - zakończył, a potem wyszedł z pokoju.

- No to chyba teraz nienawidzą mnie wszyscy - powiedziała niby pogodnie.

- Karen, nie szukaj w nich wrogów, a sojuszników! Voight może dużo, wiec trzymaj się tego co ci powiedział - upomniał ją, a potem tez wyszedł.




Czekali na wieści od zespołu już dobrą godzinę. Miejsce gdzie Karen zostawiła zbiegów było jakieś pół godziny drogi od posterunku. Biorąc pod uwagę zabranie sprzętu, dojazd przez może zatłoczone miasto i przeszukanie terenu, właśnie teraz powinni kończyć. Gdy tylko Karen o tym pomyślała w gabinecie Voighta rozdzwonił się telefon. Oficer patrzyła na sierżanta jak ponosi słuchawkę, a potem przeniósł swój wzrok na nią. Coś było nie tak! Dziewczyna wiedziała o tym.

- Co jest? - zapytała nim Hank zdarzył się odezwać.

- Jedziemy tam - rzucił tylko.

- Najpierw mi Pan powie co się stało! - zdenerwowana wstała gwałtownie, tak że krzesło, na którym siedziała uderzyło z hukiem w ścianę za nią.

- Dowiesz się na miejscu! Zbieraj się - odparł surowo i zniknął na schodach.




Daję kolejny, bo z pewnością jutro nie będzie czasu. Nowe odcinki same się nie obejrzą i nie podzielą na screen'y! XD

Komentarze i ⭐ mile widziane!!!

Hunter - CHICAGO P.D. FFOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz