Czarna sukienka

295 16 0
                                    

Rozdział 20

Przez cały piątek, byłam w domu sama. Rodzice wyszli do gabinetu zanim zdążyłam wstać i wrócili, kiedy już zamknęłam się wieczorem w pokoju, by poczytać książkę, której dalej nie udało mi się skończyć. Dzień upłynął mi na porządkach w pokoju, w którym podczas mojej nieobecności kurz zebrał się sporą warstwą. Zatraciłam się w wykonywanych czynnościach na tyle, by na moment zapomnieć o wszystkim co wydarzyło się w ostatnim czasie. Po szybkim, ciepłym prysznicu zdecydowałam się wziąć do ręki telefon i odezwać się do Rozalii. Czułam, że byłam jej winna spotkanie i rozmowę po mojej nieobecności. 

Spotkałyśmy się w sobotę przed południem. Czerwony dżip stanął w podjeździe mojego domu kilka minut po godzinie jedenastej. Narzuciłam na plecy kurtkę i przewiesiłam przez ramie niewielką torebkę, do której zmieścił się zaledwie portfel, telefon, klucze od domu i paczka chusteczek. 

Przeczesałam ręką włosy, odgarniając je do tyłu i wskoczyłam na siedzenie pasażera samochodu przyjaciółki. Rozalia siedziała za kierownicą, przeglądając się w lusterku i malując usta pomadką ochronną. 

- Mam dość zimy. - mruknęła i wrzuciła kosmetyk do swojego plecaczka. Zacisnęła usta w wąską kreskę i zapięła pas. 

- Zima ma swój urok. - odparłam i uśmiechnęłam się, widząc jak przewraca oczami. 

- Ciągle pada, wieje, jest zimno i ciemno. Jaki urok w tym widzisz? 

Zaśmiałam się pod nosem, ale spoważniałam, kiedy w mojej głowie odtworzył się film, który tworzył się przez ostatnie kilka dni. Oświetlone domy, bieg wzdłuż ulicy i wsłuchiwanie się w przyjemny dźwięk skrzypiącego pod stopami śniegu, przerywany śmiechem Adama, obserwowanie widoków z okna na strychu babci, z kubkiem grzanego wina w ręce, wspólne pieczenie pierników, zjeżdżanie na sankach, nocne łyżwy. Wszystko to odgrywało się w zimowej scenerii i nie sposób było mi nie uśmiechać się na samą o tym myśl. Robiło mi się cieplej na sercu mimo, że wokół panował mróz. 

Nie odważyłam się odpowiedzieć na to pytanie. Wzruszyłam tylko ramieniem, niewinnie się uśmiechając.

Rozalia wyjechała z mojego osiedla, włączając się w spory ruch uliczny. Tutaj aut było dwa razy więcej. Trzy razy więcej przechodniów i o kilkanaście więcej sygnalizacji świetlnych. Poruszanie się po mieście było jeszcze cięższe. Kiedy stałyśmy w korku, kiwałam delikatnie głową w rytm muzyki, przyglądając się widokom za oknem. Moja przyjaciółka wystukiwała melodie palcem o kierownicę. 

- Mówiłaś, że nie masz sukienki na sylwestra? - odparła wreszcie, kiedy nasz samochód dalej nie ruszał się z miejsca. Przerzuciłam na nią wzrok i niepewnie kiwnęłam głową. 

- Prawdopodobnie wezmę, którąś z szafy. 

- Chciałam podjechać do galerii, żeby czegoś poszukać. Może znajdziesz coś dla siebie. 

Auto ruszyło wolno z miejsca. Rozalia skręciła w lewo nakierowując samochód na drogę, prowadzącą do centrum handlowego. Przez ostatni czas tak bardzo przyzwyczaiłam się do spokojnego stylu życia jaki panował na wsi, że przez moment poczułam się nieswojo na myśl o tłumach jakie czekały mnie na miejscu. Zagryzłam nerwowo wargę, odnosząc wrażenie, że mój lęk przed obcymi ludźmi znów się nasila, mimo że przez ostatni czas udało mi się o nim zapomnieć. 


Zaparkowałyśmy dość daleko od wejścia głównego. Parking był niemal całkowicie zajęty i znalezienie wolnego miejsca zajęło nam kilka kolejnych minut. Spotkało się to z frustracją Rozalii, która zaklęła kilkukrotnie pod nosem. Kiedy przekroczyłyśmy jednak próg drzwi centrum, jej złość minęła jak ręką odjął i przyjaciółka porwała mnie w maraton zakupowy, który rozpoczęłyśmy od drogerii. Dziewczyna przez kilkanaście minut dobierała odpowiednią paletkę, a później przystanęła w alejce z perfumami, przy której stałyśmy kolejne kilka. 

PS: Nie zapomnij o mnie [ ZAKOŃCZONE ]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz