Kawiarnia przy rynku

487 28 0
                                    

Rozdział IV

Czwartek był dniem, w którym musiałam przypomnieć sobie znajomość miasta. Babcia poprzedniego wieczoru wręczyła mi listę spraw do załatwienia, a następnego dnia rano, pomaszerowałam do oddalonego o kilometr od domu przystanku autobusowego. Naprawa dachu stodoły się zakończyła, więc wuj wrócił do pracy przez co skazana zostałam na środek komunikacji miejskiej. 

Nie zdążyłam sporządzić listy produktów potrzebnych do przygotowania dań wigilijnych. A to oznaczało, że w najbliższym czasie ponownie czekać mnie będzie wyprawa na zakupy. Babcia machnęła na to ręką. 

- Wtedy pojedziesz już z wujem. Nie będziesz męczyć się z torbami po autobusach.  - było w tym coś pokrzepiającego. W dzieciństwie lubiłam spacerować po mieście. 

Ranek był mroźny. Policzka i nos piekły mnie od niskiej temperatury, a z ust wydobywała się para przy każdym wydechu powietrza. Co jakiś czas poprawiałam torebkę, której pasek ześlizgiwał się z mojego ramienia. Ręce ubrane w rękawiczki chowałam w kieszeniach, chcąc bardziej je ogrzać. Nogami tupałam o ziemię. Siedziałam na zimnej ławeczce budki przystanku od około trzydziestu minut. Autobus spóźniał się już od dwudziestu. Zirytowana spoglądałam to na rozkład jazdy to na zegarek w telefonie chcąc upewnić się, że wszystko dobrze sprawdziłam.

Następny autobus miał pojawić się dopiero za trzy godziny. Westchnęłam z postanowieniem poczekania jeszcze kilku minut i skupiłam wzrok na ośnieżonych butach, wtulając twarz w materiał szalu. Wokół panowała cisza i zagłuszał ją tylko wiatr uderzający o dach przystanku. 

Kilka chwil później, kiedy straciłam już nadzieję, że uda dostać mi się do miasta, na ulicy zatrzymał się pojazd. Nie był to jednak autobus. Ściągnęłam brwi kiedy szyba czarnego samochodu się opuściła, a kierowca uśmiechnął się zachęcająco. 

- Podwieźć?

Kąciki moich ust nieśmiało uniosły się ku górze.  

- Jedziesz do miasta? - powątpienie w moim głosie można było dosłyszeć z kilometra. Zbeształam się za to w duchu. 

- Masz dziś szczęście. - rozłożył ręce i ponownie oparł je na kierownicy. Oboje się zaśmialiśmy, a Adam, kiwnął zachęcająco głową. 

Spojrzałam jeszcze raz w kierunku, z którego powinien przybyć autobus z nadzieją, że jednak się pojawi. Adam najwyraźniej to zauważył.

- Te autobusy mają to do siebie, że zimą są jedną wielką niewiadomą. Są stare i nie zawsze dają radę w takich warunkach. - odparł jakby chcąc utwierdzić mnie w przekonaniu, że moim jedynym wyjściem na ten moment było wejście do jego auta. 

Choć nie było to prawdą. Mogłam okręcić się na pięcie i wrócić do domu. I zapewne, gdyby nie świadomość, że na mojej liście zadań było kupno leków dla babci, właśnie tak bym postąpiła. 

- Przeklęty autobus. - mruknęłam pod nosem tak cicho, by Adam tego nie usłyszał. Westchnęłam pod nosem, kiwnęłam głową i szarpnęłam za drzwi. Opadłam na fotel pasażera i zapięłam pas. 
- Dziękuję.- dodałam już na głos.

 Adam pogłośnił  nieco radio, które musiał wyciszyć, kiedy podjął ze mną rozmowę. Samochód wypełniał zapach odświeżacza powietrza mieszającego się z intensywnymi perfumami jego właściciela. Odruchowo, ale dyskretnie się nimi zaciągnęłam. Musiałam przyznać, że lubiłam zapach męskich perfum. 

Droga była ośnieżona, więc jechaliśmy powoli. Dzięki temu miałam czas by przyjrzeć się mijanym budynkom i odtworzyć w głowie trasę do miasta. Tutaj również niewiele się zmieniło.

PS: Nie zapomnij o mnie [ ZAKOŃCZONE ]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz