Kawałek makowca

312 19 4
                                    

Rozdział 13

Mecz o pierwsze miejsce turnieju charytatywnego na rzecz domu dziecka trwał w najlepsze. Zebrani na rynku gapie zdawali się nie zwracać uwagi na panujący mrok i coraz bardziej odczuwalne zimno. Tarcza zegara na ratuszu dobiegała do godziny siedemnastej, a drużyna Adama prowadziła jednym punktem, wprawiając tym samym kibiców w coraz większą ekscytację. Krzyki i brawa tłumu mieszały się z odgłosem łyżew tnących lód i energiczną muzyką grającą gdzieś w tle. 

Moje gardło zaczęło pomału odmawiać posłuszeństwa, więc stałam tylko oparta o barierkę lodowiska i głośno uderzałam dłonią o dłoń. Odczuwałam lekkie zmęczenie po kolejnej godzinie stania i przekrzykiwania się z pozostałymi.

Pani Mirka stojąca obok mnie, wydawała się być jednak niewzruszona upływem czasu i wykazywała się potężnym zasobem energii, o który wcześniej jej nie podejrzewałam. Za każdym razem, kiedy kątem oka spoglądałam na jej zaróżowioną twarz, jej słowa wracały do mnie jak rzucony bumerang, ale skrupulatnie starałam się je odrzucać, zamykając je w ciemnej szufladce gdzieś z tyłu głowy. Starałam skupić się w stu procentach na grze, a mój wzrok przez cały czas błądził za sunącą po lodowisku sylwetką Adama.

Kiedy gwizdek sędziego amatora przebił powietrze na sekundę rozległa się cisza, by po chwili rozległ się głośny aplauz. Zawodnicy uwolnili zmęczone i zaczerwienione od wysiłku twarze od kasków i zgromadzili się na środku lodowiska, by podać sobie dłonie. Uśmiechałam się na ten widok klaskając dłońmi. 

Przez moment nie ruszyłam się z miejsca, czekając aż tłum nieco się rozejdzie. Obserwowałam krzątających się wolontariuszy i zawodników, którzy kolejno znikali w jednym z dwóch namiotów. W głośnikach wybrzmiewały gorące i zasłużone podziękowania dla każdego kto przyczynił się do powstania imprezy charytatywnej. Na twarzach zebranych odczytywałam pozytywne zmęczenie i szerokie uśmiechy, które udzielały się również mnie. Zaciągnęłam się mroźnym powietrzem pomieszanym z zapachem wypieków ze stoiska, nie mając ochoty opuszczać tego miejsca. Po mojej klatce piersiowej rozlewało się przyjemne ciepło, a mnie na moment zaatakowało ukłucie stresu związane z zbliżającym się wyjazdem. 

- Pójdziemy pożegnać się z Adamem i będziemy jechać. - odwróciłam się w kierunku pani Mirki. Kiwnęłam głową, nie mając siły odpowiadać i ruszyłam wolnym krokiem za małżeństwem. 

Stanęliśmy niedaleko wejścia do namiotu i bacznie mu się przyglądaliśmy, nie chcąc przeoczyć znajomej sylwetki. Panował spory ruch. Zawodnicy wchodzili do prowizorycznych szatni, a inni z nich wychodzili. Wolontariusze kręcili się z jednego miejsca w drugie, zabierając się za sprzątanie sprzętów. Przechodnie ustawiali się jeszcze w kolejkach, chcąc wykupić ostatnie kawałki ciasta i kubki ciepłych napojów. 

- Jestem. 

Adam naciągnął na uszy czapkę. Jego twarz wydawała się być jeszcze bardziej zmęczona niż wydawało mi się chwilę temu podczas końcówki meczu. 

- Gratulacje. - pani Mirka bez wahania przytuliła Adama do siebie. Do moich uszu dobiegł cichy szept podziękowań, a później bardziej stanowcze już gratulacje z ust pana Sławka, który wyciągnął w jego kierunku rękę. 

Mnie pani Mirka również przytuliła w geście pożegnania. Posłałam jej serdeczny uśmiech i wzrokiem odprowadziłam dwie postacie, trzymające się za ręce, aż do momentu zniknięcia za rogiem. Wzięłam głęboki wdech i zwróciłam się do Adama. 

- Gratulacje. 

Kąciki jego ust uniosły się ku górze. Objął mnie ramieniem i poprowadził w kierunku zaparkowanego przed cukiernią samochodu. 

PS: Nie zapomnij o mnie [ ZAKOŃCZONE ]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz