Termos z kawą

543 23 6
                                    

Rozdział III


Dzień zaczęłam dosyć wcześnie. Obudziłam się kilka minut po godzinie siódmej i przez dobre pół godziny wylegiwałam się pod kołdrą przypatrując się padającemu za oknem śniegowi. 

Kiedy mój organizm porządnie się wybudził, zarzuciłam na plecy szlafrok i na palcach przeszłam do łazienki, by odbyć swoją poranną rutynę. Cisza zalegająca w domu wskazywała, że pozostali jeszcze spali, włącznie z Zyziem, którego legowisko znajdowało się przy łóżku wuja Edmunda.

Korzystając z tego faktu, przygotowałam śniadanie. Włosy związałam w luźny kucyk i zabrałam się za siekanie cebuli. Podsmażyłam ją na patelni, na której wcześniej roztopiłam kawałeczek masełka i wbiłam odpowiednią ilość jaj. Z korytarza dobiegł mnie hałas i kiedy rozkładałam usmażoną już jajecznicę na talerze, do kuchni wpadł Zyzio. Zaraz za nim wdreptał wuj, ubrany w ciepłe spodnie, granatowy, zmechacony sweter i koszulkę, której kołnierz wystawał spod  ciemnego materiału. 

- Dzień dobry- uniosłam zachęcająco kącik ust. 

- Dzień dobry. Kawy? - zapytał sięgając po kubki. Ustawił je na stole obok talerzyków ze śniadaniem.

- Herbaty. - nie piłam kawy. Zawsze wydawało mi się, że kawę piją dorośli, odpowiedzialni i zapracowani ludzie, zarywający noce, by spędzić je nad kolejną stertą dokumentów z pracy. A ja nigdy nie chciałam taka być. Tak sobie to wyobraziłam w dzieciństwie i tak zostało mi do dziś. Nie czułam pociągu do ciemnego napoju. Za to herbata była napojem, który pobudzał każdą cząsteczkę mojego organizmu i mogłam pić ją całymi litrami. 

Kiedy woda szumiała w czajniku, a kubki zostały zasypane odpowiednimi substancjami, do kuchni wkroczyła babcia. Uśmiechnęła się, podziękowała za przygotowanie posiłku i zasiadła do stołu. Byłam jedyną, która dalej siedziała w piżamie i szlafroku, ale takie miałam przyzwyczajenia. Pierwszy posiłek dnia zawsze jadałam w piżamie. Od dziecka. 

Gdy tak głębiej się nad tym zastanowiłam, dotarło do mnie, że wyniosłam z dzieciństwa wiele dziwnych nawyków i wszystkie miały swój początek właśnie tutaj. To sprawiło, że nieświadomie się uśmiechnęłam.

Odsunęłam od siebie pusty talerz i objęłam dłońmi parujący kubek z herbatą. Utkwiłam wzrok w nieokreślonym punkcie za oknem, pogrążając się w najgłębiej skrywanych myślach. Ten stan mentalnego oddalenia się od miejsca, w którym byłam nie trwał długo, bo o punkt godzinie ósmej, czarne volvo wjechało na odśnieżony podwórek.

- Ktoś przyjechał. - odparłam, dopijając herbatę i wstając z miejsca. Zebrałam brudne naczynia i wstawiłam je do zlewu, obiecując, że pozmywam je wszystkie później. Chciałam ewakuować się z kuchni jak najszybciej, nim kolejny gość rozsiądzie się przy stole, a ja ponownie będę paradować w szarym szlafroku. Czułam na sobie wzrok wuja, ale ignorując go zerknęłam za okno, w celu oceny czasu, który pozostał mi na ucieczkę do pokoju. Stanęłam w miejscu i wypuściłam ze zrezygnowaniem powietrze, widząc sylwetkę właściciela samochodu, kierującą się do drzwi frontowych.
- Znowu on? - uniosłam brew, przyglądając się uśmieszkowi jaki zagościł na ustach wuja. Przewróciłam oczami, a on wzruszył tylko ramionami i podniósł się z miejsca.

Utkwiłam zestresowane spojrzenie w Adamie Banaszaku, który ku mojej uldze nie miał zamiaru wchodzić do środka. Zastukał w drzwi i stanął przed schodami, rozglądając się po podwórku. 

- Pomaga mi w naprawie dachu stodoły. - przerzuciłam spojrzenie na wuja Edmunda, który narzucił na ramiona kurtkę i wcisnął stopy w ciężkie buty robocze. Dopiero teraz uświadomiłam sobie, ze od kąt tu jestem nie widziałam by wuj wychodził do pracy. 

PS: Nie zapomnij o mnie [ ZAKOŃCZONE ]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz