Harry :
Parkuję samochód pod opuszczoną halą za miastem. Rozglądam się po okolicy i szeroki uśmiech wkrada się na moją twarz, kompletne pustkowie. Brak ludzi, brak świadków, brak problemów.
Wysiadam z pojazdu i przeciągam się w ciepłych, słonecznych promieniach padających na moje ciało. Biorę głęboki oddech, cicho wzdychając. Rozluźniony, idę powolnym krokiem w stronę dużego, szarego budynku, trzymając w dłoni hantel kettlebell*.
Stojąc przed metalowymi drzwiami, wyciągam z kieszeni marynarki pęk kluczy. Bez większego problemu otwieram drzwi i przewracam znudzony oczami, słysząc krzyki dobiegające ze środka.
- Ktoś potrzebuje uwagi - nucę pod nosem, wykrzywiając usta w krzywym uśmiechu. - Już wróciłem, Richard. Nie musisz już krzyczeć !
Niestety, słowa przeze mnie wypowiedziane nie przynoszą oczekiwanego rezultatu, a mężczyzna zaczyna jeszcze bardziej krzyczeć.
Powolnym krokiem wchodzę na halę z ciepłym uśmiechem na ustach.
- Zamknij się już, bo zaczynasz mnie nudzić - wzdycham dramatycznie, wolno do niego podchodząc.
Czuję błogą satysfakcję, widząc, jak jego ciało drży. Ku mojemu zdziwieniu podnosi się na nogach; byłem przekonany, że po mojej ostatniej wizycie nie będzie w stanie.
Jego ręce są skute w metalowe kajdany, połączone z grubym, ciężkim łańcuchem znajdującym się między jego nogami, które pokryte są zaschniętą krwią. Doskonale wiem, że pod nią znajdują się siniaki i zewnętrzne urazy skóry. Wydymam wargę, będąc smutnym, że nie jestem w stanie ich dłużej oglądać. Lewa strona jego twarzy jest mocno napuchnięta i sina, po prawej natomiast znajduje się kilka świeżych tak naprawdę ran.
- Proszę, Harry. Wypuść mnie - mówi roztrzęsionym głosem, będąc pochylonym, a ja mogę dostrzec na jego twarzy pojedyncze łzy.
- Aww - kwilę, przesłodzonym głosem. - Ty płaczesz. Ty naprawdę, kurwa, płaczesz. - prycham z kpiącym wyrazem twarzy.
Robię kilka kolejnych kroków i staję przed nim, przerzucając ciężar ciała z jednej nogi na drugą.
- Harry ja... - zaczyna, ale nie dane jest mu skończyć, gdy mój but zderza się z jego szczęką.
- Zamknij mordę, mam dosyć twojego użalania się. - warczę. - A teraz, okażę Ci odrobinę dobroci. Już nie będę taki okropny - marszczę swój nos, uśmiechając się słodko.
- Wypuścisz mnie ? - otwiera szeroko oczy, plując krwią na betonową podłogę.
- Nie, głuptasie - chichoczę - Zamierzam Cię zapierdolić - spoglądam na niego rozbawiony.
Widzę, jak przez jego twarz przebiegają różne emocje. Stoję w bezruchu, uważnie go obserwując.
- No, na co czekasz ? - wrzeszczy, na co się krzywię. Po raz któryś czuję przeszywający ból głowy. Nie odpowiadam, pozostając w tym samym miejscu.
- No dalej ! - patrzy w moje oczy.
- No i jak mam okazywać dobroć w takiej sytuacji - wywracam oczami. - Powiem Ci coś.
- Co takiego ?
- Nie zaznasz mojej dobroci. - i z moim ostatnim słowem wykonuję duży zamach, zderzając metalowy przedmiot z jego głową.
Śmieję się diabelsko, gdy słyszę chrupnięcie jego czaszki. Opada bezwładnie na beton, a ja kontynuuję, to co zacząłem.
Demoluję jego głowę hantlem, obserwując jak, powoli się rozpada. Gorąca krew pryska na moją twarz oraz pokrywa sporą część podłoża. Chichot opuszcza moje usta, gdy cząstki jego mózgu rozbryzgują się po ścianach.
CZYTASZ
Darlin' //hs
Fanfic[...] diabeł przebiera się za anioła, gdy chce duszę ludzką na zgubę wprowadzić. Ostrzeżenie ! Opowiadanie zawiera sceny nieodpowiednie dla niektórych użytkowników. Czytacie na własną odpowiedzialność. Okładka: @Milenawiercz