Rozdział 10- Melanie Burgess

48 6 10
                                    

Siedziałam przy stole rozmawiając z Jackiem i popijając niskoprocentowe piwo. Mimo, że trochę mnie irytował zaczynałam go lubić.

Domingo był cały czas obrażony na Toshiko o to, że go zahipnotyzowała. Moim zdaniem dobrze zrobiła.

Usłyszałam czyjeś krzyki, więc gwałtownie podniosłam głowę.

Była to czarnowłosa dziewczyna mniej więcej w naszym wieku o azjatyckiej urodzie. Miała na sobie luźne dżinsy i koszule. Goniła ją sztuczna blondyna z pistoletem na wodę.

Lekko się skrzywiłam.

Usta miała większe od glonojada, mieszkającego w akwarium w Melledum, podkład miała za ciemny, rzęsy dłuższe od gałązek na drzewach, a biust prawie wielkości piłek do siatkówki, spotkałam ją już, miała na imię Cindy, nigdy jej nie lubiłam.

Czarnowłosa była blisko płaczu. Już chciałam użyć emocjowania, gdy siedzący obok mnie Jack, machnął palcem i woda z pistoletu zmieniła kierunek i poleciała na Cindy, której spłynął ciemny podkład z twarzy.

Spojrzałam na Jacka.

Nie mówił mi, że jest hydrokinektykiem.

Azjatka wyglądała jakby jej ulżyło.

Spojrzała na nasz stolik, lekko się zarumieniła i odbiegła bez słowa.

Z kieszeni od dżinsów wypadło jej coś.

—Zaczekaj!—krzyknęłam, ale nawet się nie odwróciła.

Toshiko podeszła i podniosła zgubę czarnowłosej.

Podeszłam do niej, był to klucz z numerem 126.

—Będzie trzeba jej go odnieść—powiedziała Toshiko, na co ja przytaknęłam.

—Idzie ktoś z nami?—zapytałam patrząc w kierunku naszego stolika.

—Ja pójdę—odpowiedziała Samira i razem ruszyłyśmy w kierunku Melledum.

Rozmawiałyśmy o zdarzeniu, które miało przed chwilą miejsce, trzeba przyznać, że było to trochę dziwne.

Weszłyśmy do zamku, gdy usłyszałam dzwonek w kieszeni od mojego płaszczu.

—Zaraz do was dojdę—powiedziałam do Samiry i Toshiko.

Wyciągnęłam telefon, dzwoniła moja mama.

—Tak?—zapytałam.

—Zapomniałaś z domu ładowarki do telefonu—powiedziała moja mama.

Cholera jasna, czułam, że czegoś zapomniałam.

Westchnęłam.

—Mógłby mi ją tata jutro przywieść jak będzie jechał do pracy?—zapytałam, na co moja mama odpowiedziała twierdząco.

Rozłączyłam się i zaczęłam wchodzić po schodach.

Jaki to był numer pokoju?

Chyba 126.

Zaczęłam szukać drzwi z tym numerem, gdy ujrzałam moje dwie przyjaciółki.

Zdziwiłam się, sądziłam, że w tym czasie zdążą oddać klucz.

Gdy mnie zobaczyły, zaczęły się śmiać.

—Nie możemy znaleźć pokoju—powiedziała Samira, na co ja się uśmiechnęłam.

Wspólnie szukałyśmy pokoju, po jakiś 15 minutach w końcu go znalazłyśmy.

Pod drzwiami siedziała Azjatka.

Gdy nas ujrzała lekko się zarumieniła i delikatnie uśmiechnęła, odwzajemniłam uśmiech.

—Wypadło ci z kieszeni—powiedziała Toshiko, wręczając czarnowłosej klucz do pokoju.

—Dziękuje, mam na imię Reina—odpowiedziała, my też się przedstawiłyśmy.

Porozmawiałyśmy jeszcze chwile, po czym Reina weszła do pokoju.

—Idziemy do reszty czy wracamy do pokoju?—zapytała Samira.

—Do pokoju—odpowiedziała natychmiastowo Toshiko, a ja się z nią zgodziłam.

Po wejściu do pokoju chciałam, podłączyć telefon do ładowarki. Wyrzuciłam prawie wszystko z szafy, gdy sobie przypomniałam, że zostawiłam ją w domu.

Kurde, będę musiała teraz to wszystko włożyć.

A było tak ładnie poukładane.

Na początku zaczęłam układać ciuchy, ale po ułożeniu 2 bluz się poddałam i wepchnęła wszystko byle jak.

Wzięłam prysznic, po czym położyłam się do łóżka i ustawiłam budzik. Nie mogłam się spóźnić jutro na pierwszą lekcje.

—Dobranoc—mruknęłam półprzytomnym głosem i po chwili usnęłam.

StrażniczkiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz