Levi. Pov
Skończyłem właśnie podpisywać ostatnie dokumenty. Popatrzyłem na śpiącą Dianę. Wyglądała słodko z roztrzepanymi włosami. No cóż, musiałem ją już budzić, bo zaraz będzie obiad. Wstałem od biurka, podszedłem do łóżka i przykucnąłem przy niej odgarniając jej z twarzy włosy, a następnie głaszcząc po głowie.
-Diana, skarbie czas wstawać.- Powiedziałem spokojnie dalej ją głaszcząc. On tylko coś mruknęła i dalej poszła spać.- No obudź się, bo spóźnimy się na przerwę obiadową.- Przestałem ją głaskać i lekko potrząsnąłem ją za ramię. Dalej nic.-Czyli tak chcesz się bawić? No dobrze.- Poinformowałem ją po czym odkryłem kołdrę, pod którą leżała brunetka. Dziewczyna skuliła się z powodu nagłego braku ciepła, które dawała jej pierzyna.
-Ejjjj, oddawaj.- Zaprotestowała Diana. Miała przymrużone oczy i wyciągała ręce w stronę kołdry. Zaraz potem jednak chyba domyśliła się, że jej nie dostanie, więc położyła głowę na poduszkę i znów zamknęła oczy.
-No wiesz ty co.- Westchnąłem. Musiałem to zrobić innym sposobem. Usiadłem obok niej i zacząłem ją całować po twarzy, szczęce, ustach, szyi, obojczyku i zmierzałem coraz niżej, złapałem jej koszulę i chciałem zacząć rozpinać guziki. Zadziałało dosyć szybko. Diana jak za sprawą magicznej różdżki otworzyła szeroko oczy i się podniosła do siadu. Uśmiechnąłem się zwycięsko.
Diana. Pov
Co za ruska menda. Wyspać się normalnie nie można. Popatrzyłam na niego z pod byka. Gnojek się tylko chamsko uśmiechał. No nic, i tak jestem głodna, więc obiadem nie pogardzę. Ziewnęłam tylko i kiwnęłam głową.- No dobrze, już wstaję.- Przetarłam oczy i ponownie spojrzałam na Levi'a.-Co się patrzysz?- Spytałam chłopaka.
-A nie mogę?- Popatrzyłam na niego ze zmarszczonymi brwiami i pokręciłam głową na "nie".- No to masz problem, bo będę się gapić.- Uśmiechnęłaś się pod nosem, wywróciłaś oczami i wstałaś z łóżka. On cały czas patrzył.
-Ty tak na serio? Będziesz cały czas się lampił?-Spotkałaś się tylko z jego zadziorną miną. Ubrałaś kurtkę, buty i popatrzyłaś w lustro poprawiając sobie fryzurę.-Idziemy?- Spytałaś spoglądając w stronę Ackermanna. Bez przerwy wlepiał w ciebie swoje kobaltowe tęczówki. On chciał cię specjalnie wnerwić. Westchnęłaś i wystawiłaś w jego stronę rękę, aby ją chwycił i poszedł z tobą do jadalni. O dziwo nie stawiał się i posłusznie podążał za tobą, ale ciągle się patrzył.
Po obiedzie, poszłaś z Levi'em w stronę lasu treningowego z założonym już sprzętem do trójmanewru. Dziś chcieliście sobie poćwiczyć manewry przestrzenne i szybkość poruszania się w locie. Jak ty kochałaś rywalizować ze swoim chłopakiem. A wygrana dawała ci jeszcze więcej satysfakcji. Stanęliście przed lasem na linii startu.
-Kto zabije więcej atrap i szybciej przejdzie cały tor. Na trzy.- Zakomunikował Levi.-Raz, dwa... Trzy!- I ruszyliśmy. Za nami zostały tylko kłęby kurzu. Wzbiłam się w powietrze, zrobiłam unik przed dużą gałęziom i ucięłam kark pierwszemu "tytanowi". Kątem oka widziałam jak brunet zabija kolejnego. Czyli mamy 1:1. Wbiłam haki od linek do pobliskiego drzewa, okręciłam się wokół niego i ciachnęłam kolejnego drewnianego kolosa. To lecimy dalej. Widzę, że Levi też sobie całkiem nieźle radzi. Chłopak podleciał koło mnie.
-Ile masz już za sobą?- Spytał.
-Na razie 2. A ty?-
-3. Lepiej się pospiesz, bo wygram.- Rzucił tylko na odchodne i przyspieszył lotu. O nie nie mój drogi, tym razem nie wygrasz. Zauważyłam kolejnego tytana. Był on również celem Levi'a.
- Sorry memory lowelasie, on jest mój!- Krzyknęłam do Ackermanna i wcześniej wyprzedzając chłopaka, odcięłam olbrzymowi kawałek karku. Oj, moja mina wyrażała więcej, niż tysiąc słów. Usłyszałam tylko cichy śmiech za moimi plecami i poleciałam dalej.
Nie powiem, szybko poszło. Zabijając ostatniego tytana, skierowałam się w stronę ziemi. Łagodnie i z gracją wylądowałam, a po chwili Levi pojawił się obok mnie.
-To co? Ile udało ci się zabić?- Spytałam z pewnością siebie w głosie.
-11, a tobie?- Powiedział.
-Ha! Wygrałam! Pokonałam 13 wielkoludów!- Podskoczyłam z radości i zaczęłam tańczyć taniec szczęścia.-Wreszcie! Pokonałam Levi'a! Najsilniejszego żołnierza ludzkości!- Podśpiewywałam dalej tańcząc. Zatrzymałam się i spojrzałam w stronę mojego chłopaka. Myślałam, że się dusi, ale on po chwili wybuchnął niekontrolowaną falą śmiechu. Nie powiem, zaskoczyło mnie to. Bardzo nawet. Słyszeć śmiech Levi'a to taka rzadkość, że ho ho. Zaniemówiłam po prostu. On po jakiejś minucie uspokoił się nieco i wytarł łzę śmiechu z policzka.- Co cię tak śmieszy?- Spytałam zaniepokojona jego nagłą zmianą humoru.
-Ale się wrobiłaś! I po co ci był ten entuzjazm? Zabiłem 15, a nie 11. Nie pamiętasz, że atrap było 28?- Mina mi automatycznie zrzedła. Ten to ma zajebiste poczucie humoru, serio. We wszystkim jestem na jego poziomie, ale akurat zabijanie tytanów w efektywny i szybki sposób to zdecydowanie jego działka. Ale w sumie warto było przegrać dla jego śmiechu, naprawdę warto.
-Ha ha ha, bardzo zabawne.- Powiedziałam sarkastycznie z rękoma założonymi na wysokości klatki, pod piersiami.
-To jak? Ćwiczymy jeszcze, czy masz już dosyć?- Spytał Levi.
-Jasne, że ćwiczymy! Ale tym razem walka wręcz, chce ci wreszcie skopać ten twój zgrabny tyłek.- Włosy zarzuciłam zalotnie za ramię i skierowałam się w stronę placu do ćwiczeń. Czas pokazać na co mnie stać hehehe.
803 słowa gajs! Pozdro i elo!
Buziaki, Ksaqusqa!
CZYTASZ
Zależni~ Levi Ackermann x OC
Fiksi PenggemarOboje z podziemi. Oboje zszargani przez okrutny los. Czy jednak na pewno? Czy to raczej, właśnie dar od losu, sprawił, że ich drogi się połączyły, i raczej nie zapowiadało się, aby miały się rozłączyć. Wychowana na ulicy, nie wiedziała co to przyjaź...