Rozdział 18- ,,Pogięło cię?''

66 5 0
                                    

Impreza, alkohol, James i łóżko. Wspomnienia z ostatniej nocy wróciły do mnie, gdy ktoś zaczął głośno walić w drzwi. Wstałam z łóżka, ubrałam szybko szlafrok i spojrzałam na zaspaną twarz Jamesa. Był taki słodki jak spał. Kiedy wczoraj prawie powiedział kocham cię, zrobiło mi się ciepło na sercu. Jeszcze nikt nigdy mi czegoś takiego nie mówił. Jednak nasza sielanka nie trwała długo...

-Lara, otwieraj!-zagrzmiał głos ojca zza drzwi. 

O kurwa. Dzisiaj mój ślub. Trzeba się wziąć w garść.

Szturchałam Jamesem, a on nadal spał. Najlepszym sposobem było go pocałować i tak zrobiłam. Ooo i zobaczcie kto się obudził. Nasz śpiący królewicz!

-James, wstawaj. Ojciec dobija się do drzwi.

Na te słowa wstał, podałam mu jego rzeczy i kazałam skoczyć z balkonu, żeby nikt go nie widział.

-Pogięło cię?-zapytał sfrustrowany.

Nie był nagi, więc nie widziałam problemu. Miał bokserki. Poza tym każdy wie, że James uwielbia wspinać się po drzewach. Idealna wymówka. Pomyślą, że lunatykował czy coś i po sprawie.

Popędziłam go jeszcze bardziej, bo ojciec chciał już drzwi wyważyć. Chłopak skoczył, a ja wysłałam mu buziaka. Miałam nadzieję, że jeszcze dzisiaj go zobaczę.

Potem wpuściłam ojca do środka.

-Coś się stało?-spytałam, rozglądając się po pokoju czy któryś z nas nie zostawił jakiś śladów po ostatnich wydarzeniach.

-Ekipa już czeka na zewnątrz. Jak będziesz gotowa to zejdź proszę na dół. Razem pojedziemy na ceremonię.

Ach no tak. Ceremonia miała odbyć się u wilkołaków. Wszystko zostało zaplanowane przez Nicholasa. Mój ojciec tylko kiwnął głową. Nie miałam pojęcia jak to będzie wyglądać. Szczęście, że mogłam sama wybrać moją suknię ślubną.

-Coś jeszcze?

Mężczyzna zatrzymał się i zaczął nad czymś rozmyślać. Jego zachowanie coraz bardziej mnie zadziwia...

Po chwili podszedł do wyjścia, ale przed tym powiedział:

-Powodzenia, Lara.

Po raz pierwszy od dłuższego czasu wypowiedział moje imię. Czy mi się zdaje czy on próbuje się do mnie zbliżyć?

***

Przez ponad dwie godziny grupa fryzjerów, makijażystów i bóg wie kto jeszcze próbowali zrobić ze mnie gwiazdę. Stwierdzam, że im się udało. Mój makijaż pasował do mnie jak cholera. Kocie oczy upiększone srebrnym pyłkiem. Lekko podkreślone usta w kolorze kremowym. Podobało mi się to, że nie byłam aż tak sztuczna. Byłam naturalna. Włosy miałam upięte w kok z tyłu głowy. Po jednym boku wił się piękny warkocz, a z przodu znajdowały się dwa pokręcone pasemka. Niesamowite jak oni w takim czasie mogą zrobić ze mnie coś takiego. Niewiarygodne! Pochwaliłam i podziękowałam całej ekipie i zabrałam się do ubierania mojej sukni ślubnej. Była ona jak można przypuszczać biała. Gdzieniegdzie znajdowała się koronka, która dodawała szyku całej kompozycji. Biust został wycięty w serek, zaś plecy odsłonięte do połowy. Tył sukienki ciągnął się na pięć metrów jak i welon, przypięty do moich włosów. Suknia jest czymś w rodzaju syrenki krótko mówiąc. Wybrałam ją, ponieważ najbardziej mi się spodobała.

Zakładałam ją bardzo ostrożnie, aby nic nie zniszczyć. Kolejne miejsca zakrywanie przez materiał przypominały mi momenty spędzane z Jamesem. Nogi, gdy byłam kompletnie pijana, a on mnie wyniósł z imprezy. Biodra, lepiej nie mówić tego na głos... Biust, szyja, usta. Każdy pocałunek. Każda chwila spędzona z nim. Właśnie miało się to zakończyć. Najgorsze jest to, że nie mogę nic zrobić, bo wtedy genialny plan ojca nie uda się. Chciał zjednoczyć nasze gatunki i zakończyć wojnę, która trwała od tysiącleci, a wskazywało na to, że będzie na odwrót.

Wpatrywałam się w lustro. W swoje odbicie. Kiedyś widziałam w nim prawdziwą mnie. Uśmiechniętą, zadowoloną z życia. Teraz widzę tylko resztki mojej duszy. Większość z niej już dawno umarła.

Nadszedł ten czas, gdy trzeba pożegnać się ze swoim domem, przyjaciółmi. Jest to ostatni raz, kiedy jestem tutaj w swoim pokoju. Moje ubrania, buty i inne rzeczy są już w posiadłości wilkołaków. Spędziłam jedenaście lat mieszkając w tym dworze. Przywiązałam się do tego miejsca, choć wiele razy mówiłam, że tak nie jest. Zdjęcia naszej paczki czyli mnie, Camille, Jamesa i Noah zostały na swoim miejscu. Wzięłam do ręki to, które uważam za najważniejsze. Tam, gdzie jesteśmy wszyscy razem i robimy głupie miny. Nigdy nie myślałam, że będę teraz w takiej sytuacji. Jeszcze parę lat temu żyłam najlepiej jak mogłam. Jak to mówią dobro nie trwa wiecznie. Przekonałam się o tym na własnej skórze.

Po policzku spłynęła mi łza, za nią druga i tak po kolei. Tej nocy będę płakać jeszcze nie raz. Są to ostatnie chwile mojego wolnego życia. Później będzie tylko gorzej...

***

Zeszłam na dół na korytarz, gdzie czekała na mnie pewna osoba.

-Lara...-zaczęła Camille i mocno mnie przytuliła.

-Camille...

Nie spodziewałam się takiego czegoś właśnie teraz. Sądziłam, że Camille mi już nie wybaczy. Potwornie się ucieszyłam.

-Wybacz mi, że cię nie wspierałam wcześniej. Od teraz będę przy tobie. Obiecuję.-wyznała, a ja jeszcze bardziej ją przytuliłam.

-Dziękuję i przepraszam.

Stałyśmy my tak dobre dziesięć minut. Wtedy przypomniałam sobie o czymś jeszcze. O kimś kogo chciałabym też zobaczyć przed wyjazdem. Wiem, że wszystkie wampiry jadą na ceremonię, ale po prostu musiałam z nim porozmawiać.

-Camille, widziałaś Jamesa?-spytałam.

Dziewczyna oderwała się ode mnie i spojrzała krzywo. Coś było nie tak...

-Wiesz... Bo on... Jego nie ma.-oznajmiła mi.

Byłam w szoku. Parę dni temu obiecywał mi, że będzie ze mną w tej ważnej chwili, a teraz co? Odszedł? Tak bez pożegnania?

Wsiadłam do limuzyny z ojcem i Camille, a w mojej głowie kłębiły się pytania: Gdzie jest James? I dlaczego mnie zostawił?

Let Me Live ✔︎Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz