19. Dzielna i znieważona

136 7 1
                                    

   Szybciej niż się spodziewałam na kalendarzu widniała data dwudziestego czwartego grudnia. Większość tego dnia spędziłam w łóżku lub na kanapie przed telewizorem. Czułam się znudzona i zmęczona samym siedzeniem. 

Wczoraj się trochę pouczyłam, ale szybko z tego zrezygnowałam odkładając książki na miejsce. 

Koło godziny piętnastej ugotowałam makaron i jakiś najprostszy sos. Nie miałam ochoty oglądać filmu, a co dopiero gotować. 

Sama nie wiedziałam, czym byłam tak znużona, ale nie potrafiłam się zmusić do praktycznie niczego. Mogłam się tak czuć przez brak bliskości ludzi, ale nie myślałam, że aż tak bardzo to odczuję. Minęło zaledwie kilka dni, a ja czułam się jakby to były tygodnie. Chciałam się już z nimi spotkać, a szczególnie Jungkooka. Wiedziałam, że moje zwyczajne tolerowanie go zaczynało przeradzać się w coś nowego, a ja samowolnie na to pozwalałam. 

W przeciągu godziny zdążyłam po sobie posprzątać i przebrać dresy na jeansy, a sweter zastąpić ciepłą bluzą. Zamierzałam wyjść na spacer i przy okazji podlać rośliny w mieszkaniu Jeona. Klucze dał mi w dniu kiedy wyjeżdżał i prosił bym zaglądnęła tak co kilka dni. 

Założyłam jeszcze czapkę na głowę i zabierając ze sobą dwa egzemplarze kluczy oraz telefon wyszłam z mieszkania. 

Wszystko było pozamykane i tylko zbłąkane duszę kręciły się po mieście. Wcisnęłam dłonie do kieszeni i pokierowałam się przed siebie. Najpierw zamierzałam trochę pospacerować, a dopiero później zaglądnąć do mieszkania. 

Pogoda nie była najgorsza, ale powoli zaczynał prószyć śnieg, a wiatr zawiewał nim na wszystkie strony. Naciągnęłam trochę mocniej czapkę i poszłam na tą samą górkę co kilka dni wcześniej. Odnalazłam tam krótszą trasę i znalazłam się na miejscu w przeciągu pół godziny. 

Było tak samo pięknie jak to zapamiętałam, tyle, że drzewa zaczynały pokrywać się cienką warstwą śniegu. Obiecałam sobie, że jak tylko będę miała sposobność przyprowadzę tu Jungkooka i zrobię mu zdjęcia, by mógł je wstawić na swojego Instagrama, którego tak bardzo lubi. 

Kiedy o tym pomyślałam lekki uśmiech pojawił się na mojej twarzy wyobrażając sobie jak młodszy będzie pozował do zdjęć i ślicznie uśmiechał do obiektywu. Już nie raz robiłam mu zdjęcia, a dalej tak samo mnie to ekscytowało. Widząc jego uroczy uśmiech sama mimowolnie się uśmiechałam, a później uciekałam wzrokiem by moja twarz niekontrolowanie nie zmieniła barwy. 

Wyjęłam paczkę papierosów i zapalniczkę z kieszeni od razu zapalając jednego. Nie mogłam palić przy Jeonie, a teraz przynajmniej mogłam spokojnie zapalić bez pytania go o zgodę czy wysłuchiwania moralizujących wykładów lub unikania karcącego wzroku. 

Kiedy zrobiło się już całkowicie ciemno postanowiłam wracać. Wybrałam drogę na skróty przez wąskie uliczki, bo palce zaczynały mi już lekko odmarzać. 

Próbowałam odpalić kolejnego papierosa kiedy kilkoro mężczyzn zaszło mi drogę blokując przejście. Odsunęłam dłonie od twarzy czekając na to co mają mi do powiedzenia. Na oko patrząc byli mniej więcej w moim wieku, może trochę starsi, chociaż zauważyłam wśród nich jednego małolata. 

-Co tu robisz sama o tej porze śliczna?- zapytał jeden z najwyższych. Miał twardą barwę głosu przyprawiającą o lekkie dreszcze gdyby nie jego dziecinna twarz. Mimo iż był wysoki i postawny to jego twarz całkowicie nie pasowała do jego sylwetki. 

-Wracam do domu- wyjęłam papierosa z ust i pewnie spojrzałam mu w oczy. 

-Tak późno? Co robiłaś tak długo poza domem, hmm?- może i drwił ze mnie, ale jego głos dalej pozostawał tak samo niski i wrogi jak wcześniej.

-Spacerowałam.

-W święta i w dodatku po zmroku? Nie powinnaś teraz siedzieć w domu przy garach?- wydrwił mnie, a później roześmiał się głośno w czym zawtórowali mu pozostali.

-Może cię odprowadzimy? Pewnie się boisz wracać sama, obronimy cię- objął mnie ramieniem i przyciągnął do siebie. Aż przeszedł mnie dreszcz obrzydzenia, gdy poczułam jego ciepły oddech na szyi. 

-A wyglądam jakbym szukała towarzystwa?- zepchnęłam jego ramię i odsunęłam się na bezpieczna odległość. 

-Ostra- powiedział głośno i ponownie mnie objął, ale tym razem od razu zdjęłam jego rękę.

-Może się pobawimy, co piękna?- przygryzł wargę, co przyprawiło mnie o większy grymas. Zeskanował mnie wzrokiem i klepnął w tyłek.

-Nie dotykaj mnie. Znajdź sobie kogoś innego, ja nie mam ochoty na zabawę z tobą- prychnęłam i zmierzyłam go zdegustowanym spojrzeniem. Igrałam z ogniem, ale nie chciałam pozwolić by mnie dotykał czy mówił sprośne teksty. Chciałam go jak najszybciej minąć i móc wreszcie pójść do ciepłego budynku. 

-Nie takiej odpowiedzi chcę- zobaczyłam jak zaciska pięści. Ciśnienie mi wyraźnie podskoczyło. Zaczynałam się coraz bardziej bać tego co może przyjść mu do głowy. 

-Udam, że tego nie słyszałem. Zastanów się i opowiedz jeszcze raz- ponownie się perwersyjnie uśmiechnął i próbował kolejny raz mnie objąć, lecz tym razem nawet nie pozwoliłam się mu dotknąć.

-Nie jestem zainteresowana- wycofałam się o kilka kolejnych kroków, ale pociągnął mnie za ramiona i przyparł do ściany, a następnie mocno zacisnął palce na mojej szyi. 

Starałam się oddychać normalnie, ale z każdą sekundą coraz bardziej brakowało mi powietrza i zaczynałam się dusić. Złapałam za jego dłonie chcąc je zdjąć, ale nie byłam w stanie. 

-Mi się nie odmawia. Zapamiętaj to sobie- puścił mnie przez co padłam przed nim na kolana i łapczywie łapałam powietrze. Odkasłałam kilkukrotnie, a gdy mniej więcej ustabilizowałam oddech poczułam jak ciągnie mnie za włosy zmuszając do patrzenia na jego twarz.

Przyjrzał mi się dokładnie po czym spoliczkował -Pyskata suka- splunął na mnie i puścił. 

Wydawało się, że postanowił mi odpuścić, bo odszedł, ale po chwili zastąpiło go kilku innych. Nieporadnie stanęłam prosto na nogi by być gotowa do obrony, ale już kilkoma uderzeniami zostałam powalona na ziemię. Wyrywałam się i wierzgałam, jednak nie krzyczałam. Uderzałam ich celnie, ale po kilku minutach straciłam rachubę i jedynie podkuliłam nogi oraz zasłoniłam rękoma głowę. 

Jedynymi dźwiękami opuszczającymi moje usta były ciche jęknięcia. Nawet nie pisnęłam, czy krzyknęłam. Nie błagałam o pomoc i nie prosiłam by przestali. Nie chciałam im tym sprawić przyjemności i pozwolić kolejny raz ze mnie zadrwić. Trzymałam wszystkie obelgi, wyzwiska i prośby w sobie. Do samego końca nie sprawiłam im tej satysfakcji i nawet nie pisnęłam słówka. 

Po kilku długich minutach wreszcie zostali sprowadzeni na ziemię rozkazem jednego z nich. Przez zamglone spojrzenie nawet nie widziałam kto ich zawołał. Na koniec zostałam zaciągnięta pod ścianę i ukryta w cieniu, tak by nie było mnie widać z ulicy.

Byłam ledwie przytomna i ostatkami sił utrzymywałam otwarte oczy. Pozwoliłam im dopiero opaść kiedy usłyszałam oddalające się kroki i cichnący śmiech. 

I don't need attention | jjkOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz