1. "Piekielna, popieprzona, pedantyczna Pijawa"

8 0 0
                                    

"Co nie ma cienia, istnieć nie ma siły."*

~~*~~*~~*~~*~~

Czerwone słońce chyliło się już ku zachodowi, chowając się za drzewami i budynkami. Kolejny wiosenny dzień dobiegał końca. Ptaki wracały do swoich niedawno uwitych gniazd, by zaopiekować się nowonarodzonymi pisklętami. Kwiaty zamykały się powoli, by znów otworzyć się z pierwszymi promieniami wschodzącego słońca. Krople rosy osadzały się na źdźbłach zielonej trawy. Słońce odbijało się w nich, sprawiając wrażenie jakby polana była pokryta magicznym, błyszczącym proszkiem.

Spoglądałam na ten nieziemski widok spomiędzy zielonych liści wysokiego drzewa, na którego gałęziach siedziałam. Chowałam się tutaj, gdy chciałam być sama, pomyśleć. I jak na razie nikt mnie nie znalazł.

Widziałam stąd miasto za bramą, parking, salę do ćwiczeń i kawałek internatu. Pode mną znajdowało się boisko wielofunkcyjne, a wokół mnie zieleń drzew. Podobało mi się to. Niby byłam blisko a jednak całkiem daleko. Widziałam i słyszałam prawie wszystko, a nikt nie wiedział o mojej obecności na górze. Mogłam w spokoju pobyć sama ze sobą i pooddychać świeżym powietrzem. 

Nagle gdzieś w dole coś świsnęło. Wzdrygnęłam się, bo moje myśli były całkiem w innym miejscu niż szkoła i drzewo, na którym siedziałam. Na szczęście byłam na tyle opanowana, by nie krzyknąć i nie spaść. Jak najciszej potrafiłam, opuściłam się na rękach na niższe gałęzie. Gdy wymacałam stopami jako taki stabilny grunt, puściłam gałąź, którą trzymałam i ukucnęłam, by dojrzeć, co się działo na dole.

W zasięgu mojego wzroku była duża tarcza z wbitą w sam środek długą strzałą. Zaciekawiona zeszłam jeszcze niżej.

– Nie musisz się kryć. Wiem, że tam jesteś – usłyszałam spokojny głos, zbliżający się w moim kierunku. Zeskoczyłam na ziemię, otrzepałam się i spojrzałam na chłopaka.

– Filip – zdziwiłam się. – Co ty tu robisz?

– Ćwiczę. – Wskazał na tarczę. Dopiero teraz zauważyłam, że na plecach miał kołczan ze strzałami a w prawej dłoni łuk.

– Po co właściwie ćwiczysz strzelanie z łuku, skoro możesz skopać wszystkim tyłki gołymi rękoma? – zapytałam, chociaż samo to, że umiał strzelać, zaimponowało mi. Kiedyś, jako młodsza nastolatka pragnęłam umieć strzelać z luku jak bohaterowie moich ulubionych książek. Niestety, nie dane mi było nigdzie szkolić się w tym zakresie, z resztą nawet nie próbowałam szukać takich zajęć, bo wiedziałam, że były wymagające, a ja chciałam umieć i być super gwiazdą łucznictwa najlepiej bez żadnego wysiłku. 

Wzruszył ramionami.

– Łuk przydaje się, gdy musisz z kimś walczyć, a mogą cię widzieć zwykli ludzie. Wtedy zamiast kuli ognia, czy energii, wystrzelić można strzałę Poza tym lubię to.  Sprawia, że się odprężam. To moja pasja tak jak konie – powiedział, uśmiechając się delikatnie. – A ty co tam robiłaś? – zapytał, pokazując drzewo.

Tym razem to ja wzruszyłam ramionami.

– Myślałam – odparłam krótko, nie wchodząc w szczegóły. 

– Coś często myślisz – zauważył. Gdy zobaczył moją zdziwioną minę, dodał. – Widziałem cię tu parę razy. – Westchnęłam. Czyli jednak ktoś wiedział o mojej kryjówce... – O czym myślałaś? – zainteresował się. To nie było wścibskie pytanie. Zachowywał się jak dobry przyjaciel; po prostu chciał wiedzieć, jak się czuję. 

O czym myślałam? Dobre pytanie. W sumie sama nie wiedziałam. O Davidzie. Tak. Zawsze moje myśli wędrowały w jego kierunku, nawet wtedy, gdy wydawało mi się, że tak nie było. Zastanawiałam się, co by teraz robił, co by mi doradził w danej chwili, co by było, gdyby żył.

Świat Zmiennokształtnych - tom 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz