7. "Zabiłaby ją przemiana"

6 0 0
                                    

~~ Liam ~~

Jak co miesiąc, zbieraliśmy się w ciemnej, oświetlonej tylko świecami, okrągłej, podziemnej komnacie. Jak zwykle, piętnastego dnia miesiąca, obchodzimy nasze święto. To wtedy, w połowie każdego miesiąca, oddajemy krwawą cześć naszej bogini Hekate. Nie jestem pewny skąd u Wampirów wziął się jej kult, jestem w tych sprawach całkowicie zielony, choć do Krwiopijców należę już od trzech lat. Może dlatego, że była mroczną boginią? Boginią magii i czarów, która zeszła na złą drogę? Chyba tak. Wampiry są do niej podobne. Oczywiście tylko te stworzone przez ugryzienie. Byliśmy kiedyś ludźmi, mieliśmy dusze, wolną wolę. Teraz jesteśmy zabójcami, bestiami bez skrupułów. Tak, myślę, że to dlatego jest naszą boginią.

Jakieś pół godziny temu wszedłem do słabo oświetlonego pomieszczenia, w którym dominowała czerwień. Szkarłat był wszędzie: na zasłonach, na ścianach, fotelach i kanapach. A jak nie czerwony to czarny. Czy w świecie Wampirów nie ma innych kolorów?

Podszedłem do wysokiego blatu, na którym stała ogromna misa z jakąś przeźroczystą lecz gęstą cieczą. Zaintrygowany wyciągnąłem palec, chcąc zbadać zawartość misy, gdy usłyszałem za sobą czyjś perlisty śmiech. Odwróciłem się szybko i ujrzałem długowłosą piękność, ubraną w tradycyjny strój  wyroczni składający się z długiej sukni w piaskowym kolorze, przepasanej w biodrach plecionym pasem. 

– Witaj Liamie – odezwała się melodyjnym głosem, podchodząc do mnie. Skłoniłem się jak to należało ukłonić się równemu sobie w hierarchii. Uprzejmie, ale nie za głęboko, bo wtedy przeciwnik mógłby mieć nad tobą przewagę. – Co cię do mnie sprowadza?

– Święto Hekate – odparłem, spoglądając jej w zielone oczy. – Ale jak widzę, przybyłem za wcześnie. – Mój wzrok, odrywając na chwilę spojrzenie od dziewczyny, spoczął na pustych fotelach i kanapach.

– To nic – zapewniła i uśmiechnęła się, obchodząc dokoła stół. Stanęła naprzeciw mnie, po drugiej stronie blatu. – Jak zauważyłam, ciekawi cię, do czego służy to naczynie. – Zamilkła na chwilę, by przemówić z jeszcze większym uśmiechem na ustach. – Ciekawość jest pierwszym krokiem do piekła.

– Ja już mam tam zarezerwowane specjalne miejsce, więc wszystko mi jedno.

Kobieta zaśmiała się dźwięcznie. Przejechała palcem po tafli owej dziwnej substancji w misie. Wcześniej nie zauważyłem na niej runicznych znaków na jej brzegach, których nie potrafiłem rozszyfrować.

Powstały fale, które po chwili przeobraziły się w czysty, wyraźny obraz, jakbym oglądał coś w telewizorze. Spojrzałem na Freyę zdziwiony, lecz ta nakazała mi patrzeć w misę. Spełniłem polecenie. Pochyliłem się, by lepiej widzieć i wtedy rozpoznałem osobę, która pojawiła się w misie. Louis szedł jakąś długą ulicą z torbą na ramieniu. Na mijanej reklamie, czy tablicy zobaczyłem adres. Long Street, Manchester. Co on robi w Manchesterze?

Po chwili odpowiedź przyszła sama w postaci wysokiej brunetki. Dziewczyna podeszła do Wampira, zarzuciła mu ręce na szyję i przytuliła się do niego. Louis złożył na jej ustach namiętny pocałunek. Zauważyłem, że dziewczyna płakała. Czemu?

Po tym obraz się rozmazał, a ciecz znów stała się przejrzysta.

– Co to było? – zdziwiłem się, prostując plecy.

– Musisz im pomóc. Oni muszą się tam spotkać. Inaczej świat pogrąży się w chaosie i ciemności i już nigdy nie będzie dobrze. Strzeżcie się syna Myrnina! Pokładajcie nadzieję w młodych Wilkach! Odnajdujcie szczęście w pomaganiu innym! – wołała Freya jak opętana. Przeraziłem się. Co mogą znaczyć jej słowa?

Świat Zmiennokształtnych - tom 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz