Rozdział 2

1.7K 57 5
                                    

Gabriel z języka hebrajskiego oznacza „męża bożego". Według islamu to Gabriel podyktował Koran prorokowi Mahometowi. Imię to oznacza świętość, niewinność i dobro. Gabriel Martin był jednak tego największym przeciwieństwem. Wysoki, dobrze zbudowany ciemnooki brunet o piekielnej osobowości, z którym nikt nikt nie chciałby mieć do czynienia. W jego życiu nie istniała litość i pokora. Dzięki temu doszedł na sam szczyt mafijnego świata, który rządzi się swoimi prawami. Roztaczał wokół siebie aurę grozy, tajemniczości i mroku. Wydawał się jakby był samym ucieleśnieniem diabła.

Władzę w mafii przejął po swoim ojcu, który zmarł trzy lata wcześniej na zawał. Jako najstarszy z rodzeństwa, od najmłodszych lat szkolony był do tej roli. Urodził się po to, by rządzić. Stał się stabilną głową rodziny Martin i perfekcyjnym bossem, wzbudzającym respekt i strach. Jednocześnie był eleganckim mężczyzną o nienagannych manierach, przez co kobiety lgnęły do niego jak muchy do miodu. Uwielbiał piękno w każdej postaci, dlatego często to wykorzystywał dla własnych przyjemności. Mafia była najważniejsza.

Znajdował się w ciemnym pomieszczeniu, z długimi czerwonymi zasłonami, które tworzyły w pomieszczeniu lekki półmrok. Siedział z szeroko rozłożonymi nogami, jak władca świata i przyciskał do swojego krocza jedną z kelnerek w jego w klubie. Tam zawsze znajdował chętne, które dla chwilowej przyjemności były gotowe zaprzedać duszę diabłu. Zmysłowe, gardłowe pomruki wydobywały się z jego lekko rozchylonych ust. Blondynki zaczęła się dławić, jednak on przyspieszał ruchy swoich bioder, czując coraz większe podniecenie. Czuł, że spełnienie nadchodzi. Przymknął oczy i zatrzymał ją za pukiel włosów, aby połknęła całe jego nasienie. Gdy fala przyjemności przeszła, a zmęczona dziewczyna klęczała przed nim, łapiąc ciężko oddech i oblizując się zmysłowo, szybko zapiął zamek w garniturowych spodniach i klamrę od ciężkiego paska.

- Dobrze się spisałaś, mała.- poklepał ją po policzku.- Ogarnij się i wyjdź. Wracaj do pracy.-odsunął krzesło- Ja też mam trochę do zrobienia. Przypomnij mi, żebym dorzucił ci super premię do wypłaty, bo obciągasz nieziemsko. – dziewczyna spuszczając głowę, podniosła się z klęczek i poprawiła swoje włosy.

- Nie jestem dziwką. - warknęła obciągając spódniczkę.- Chociaż w sumie kasa się przyda.- dodała, wychodząc z pomieszczenia z trzaskiem drzwi. Pokręcił głową z zażenowaniem i uruchomił laptopa, aby zająć się sprawami klubu.

„Debauchery" był jednym z najlepszych klubów w mieście. Sławę zdobył dzięki nowoczesnemu, glamour wnętrzu, niekonwencjonalnych połączeniach w drinkach i muzyce granej przez najpopularniejszych DJ w całych Stanach Zjednoczonych. Wszystko to za sprawą ogromnego bogactwa właściciela, który dzięki swoim nielegalnym interesom, mógł sobie pozwolić na wszelkie luksusy. Stale przesiadywała tam śmietanka towarzyska Nowego Jorku.

Jego praca nad bieżącymi sprawami klubu nie trwała jednak długo. Na wyświetlaczu smartfona pojawiło się połączenie od jego najlepszego przyjaciela, a zarazem wspólnika. Zaraz po odebraniu połączenia, bez przywitania, Fabio zaczął mówić:

- Mamy znowu problem z Greenem. Jego ludzie chcieli podpalić nasz magazyn, ale w porę się zorientowaliśmy. Nie zmienia to faktu, że skurwiel przesadził. Mamy jego półgłówków i ich przesłuchujemy.

- Kurwa. Jego odsetki z każdym dniem rosną, a on jeszcze próbuje działać na naszą korzyść? Wiecie, gdzie się znajduje aktualnie czy się gnojek ukrywa?

- Steve już nad tym pracuje i sprawdza kamery z miasta. Jeszcze kilka godzin i powinniśmy coś mieć.

- Dobra, jak będziecie mieli jego położenie to dajcie znać. Jego czas się kurwa skończył.- warknął i się rozłączył. Zdenerwowany wstał z fotela, aby nalać sobie whisky. Wypił duszkiem całą szklankę, po czym ze złości rzucił nią przez pokój, by rozbić ją o ścianę. Litość się skończyła. Wrogowie muszą zginąć.


M.S 

FlorenceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz