Rozdział 10

1.5K 69 9
                                    

Tego dnia Florence o dziwo, miała dyżur od rana, więc kończyła go wczesnym popołudniem. Miała jeszcze dwóch pacjentów w przychodni, po czym mogła wracać do domu. Na korytarzu zaczepił ją Kevin.

- Co robisz dziś wieczorem?

- Jeszcze nie wiem. Może jakiś serial i winko, albo coś takiego. Chce się zrelaksować po ciężkim tygodniu , bo mam wolne dwa dni.- wzruszyła ramionami brunetka.

- Mówiłem ci o Maxie?

- To ta nowa miłość życia? – spytała z ironią.

- Jesteś wredna, ale tak. Opowiadałem mu o tobie i chce cię poznać.

- Wow zaszczyt.

- Dalej jesteś wredna. Pójdziemy dziś na jakąś imprezę? Drineczki, ploteczki, potańczymy sobie. Relaksik jak ta lala. No i go poznasz.

- Mam się wbić w obcisłą kieckę i się męczyć cały wieczór?

- Jak znajdziesz kogoś szybko, kto się rozbierze, to nie będziesz się musiała tak długo męczyć.- mrugnął go niej, na co Florence uderzyła go w ramię z irytacji.- Wow, żartowałem. Nie spinaj się.

- Jesteś głupi.- pokręciła głową zirytowana.

- Ale mnie kochasz, bo beze mnie twoje życie byłoby niczym.- uśmiechnął się szeroko i wysłał jej buziaka. – Wpadam po ciebie o ósmej. Bądź seksi.

- Wiesz co, a ja myślałam, że dla ciebie zawsze jestem seksi!

- Bo jesteś, ale za mało cię widać pod tymi sweterkami.

- Bo jest zima?

- Gorącym ludziom nie powinno być zimno.- na jego słowa Florence opadły ręce. Poczuła, że się poddała. Jej przyjaciel to był jakiś dziwny przypadek. Jak on został tym lekarzem?

- Dobra, dobra. Idź już, bo szkoda gadać.

- To do wieczorka, mała! Ciau!- pomachał jej na pożegnanie i odszedł. Tak. To był właśnie jej najlepszy przyjaciel- gej. Genialny ginekolog, a poza tym człowiek z lekko zwariowanym usposobieniem. Ale takiego go właśnie kochała.

Było chwilę przed dwudziestą. Jednak Florence nie była jeszcze gotowa. Na ogół nie była spóźnialska, natomiast tego dnia wszystko było przeciwko niej. O mało co, nie wybiła sobie zębów pod prysznicem, włosy wplątały jej się w grzebień. Na dodatek kreski eyelinerem jej się nie udały i prawie wykuła sobie oko maskarą. Czy mogło wydarzyć się coś jeszcze gorszego? Udało jej się na szczęście wbić w jej ulubioną małą czarną, która była uniwersalna i ładnie podkreślała sylwetkę. Wahała się nad założeniem szpilek, ponieważ za oknem był porządny mróz. Zdecydowała się zatem na wysokie kozaki za kolano, które wydłużały jej nogi. W chwili, gdy układała włosy, zadzwonił dzwonek do drzwi. Krzyknęła głośno, aby wpuścić gości na odległość. Na szczęście Kevin usłyszał i już po chwili z przystojnym blondynem pojawili się w drzwiach łazienki.

- Jestem prawie gotowa. Miałam małą awarię. – westchnęła.

- Spoko. My też jesteśmy troszkę po czasie. Wyglądasz zabójczo.

- Popieram!- potwierdził Max.

- Skończyłam właśnie. Dziękuje! My się jeszcze nie poznaliśmy. Jestem Florence.- wyciągnęła do niego rękę. On zamiast tego ją przytulił.

- Już wiem, czemu Kevin cię tak ubóstwia. Faktycznie jesteś malutka.- brunetka zaśmiała się głośno.

- To jak? Napijemy się na rozluźnienie i ruszamy?

- Kocham takie podejście. Moja szkoła, Flo!- Kevin poklepał ją po ramieniu i ruszył do barku po wódkę owocową. Czasami zdawało się, że on lepiej odnajdywał się w tym mieszaniu niż jego właścicielka.

- To za zajebistą zabawę.

- Za nas.- stuknęli się kieliszkami i wypili alkohol. – Teraz możemy ruszać, chłopcy!

Sprawy nie toczyły się tak, jak Gabriel chciał. Botticelli nie przekazał mu żadnych informacji o Rosjanach, bo nic nie wiedział. Obiecał jedynie, że się rozejrzy. Sprawa z Kolczanowem nie dawała mu spokoju, dlatego postanowił się z nim spotkać. Nie miał zamiaru spotykać się po cichu, ani na własnym terenie. Wybrał jeden z lepszych klubów w mieście i razem z obstawą udał się tam. Nie było w nim, co prawda, tak ekskluzywnie jak w „Debauchery" ale nie miał czasu wybrzydzać. Ochrona wpuściła go, gdy tylko go ujrzeli. Budził strach, nie musząc się nawet przedstawiać. Wynajął wcześniej odosobnioną lożę, aby nie przeszkadzała im aż tak muzyka klubowa. Gdy do niej dotarł, Kolczanow już tam był w towarzystwie dwóch, skąpo ubranych kobiet, siedzących po obu jego stronach. Był już w podeszłym wieku i dla Gabriela był po prostu odrażający. „Alfons jebany" pomyślał sobie od razu. To spotkanie jeszcze się nie zaczęło, a on już miał dość.

- Gabrielu, przyjacielu. Jednak zgodziłeś się spotkać. – uśmiechnął się fałszywie, przez co zabłyszczał w świetle reflektorów jego złoty ząb.

- Mów szybko, co masz mi do powiedzenia. Nie mamy całego dnia.

- Usiądź- wskazał na miejsce naprzeciwko siebie.- Podoba ci się któraś? – wskazał na dwie kobiety obok siebie.- Mogą cię obsłużyć.

- Podziękuję. – Gabriel rozsiadł się wygodnie na kanapie.- Przejdźmy do rzeczy.

- Jaki niecierpliwy.

- Słuchaj, kurwa. Nie przyszedłem tutaj na żadne jebane ploteczki. Albo mówisz od razu czego chcesz, albo możesz spierdalać.- warknął rozjuszony brunet.

- Dobra. Nie denerwuj się tak. Już mówię. – podniósł ręce w geście obrony, przez co Gabriel już poczuł nad nim przewagę. – Chcę wejść z towarem na nowojorski rynek.

- Nie będziesz handlował żywym towarem na moim terenie. Zdania nie zmienię.

- Mógłbyś dostawać od tego procent. Dogadalibyśmy się przecież. To jest niezły biznes w tych czasach.

- Powiedziałem kurwa nie.

- Słuchaj, chciałem być grzeczny. Porozmawiać o tym z tobą, ale skoro tak, to nie mamy o czym rozmawiać. Zrobię to co zechcę i nikt nie kurwa nie powstrzyma.

- Nie będziesz robił syfu na moim terenie. Ostrzegam.

- Nie będziesz mi groził gówniarzu. Jeszcze do mnie przyjdziesz, jak przestanie ci iść twój biznes z kokainą. Co ty sobie myślisz? Że kim jesteś?

- Kimś, to jeśli tylko zechce, to cię jednym ruchem palca zabije jak robaka. Rozmowa zakończona!- gdy to powiedział od razu wstał i ruszając ze swoją obstawą, opuścił lożę. Wiedział, że Kolczanow wyprowadzi go z równowagi. Ba. Był tego pewien, ale nie myślał, że aż tak.

Przepraszam za opóźnienie!

M.S

FlorenceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz