1

1.2K 65 47
                                    

Ten wieczór był, aż nadto ponury. Siarczysta ulewa grała swoją muzykę, cisnąc z wielką siłą o okna większych i mniej domostw .  Mgła gęsta i szara ukrywała w swoich objęciach całe węgierskie miasteczko. Wiatr mimo, że  lodowaty wiał spokojnie i wolno, kontrastując z ogólnym stanem aury tej pory dnia.

Ta pogoda była swego rodzaju opisem tego co działo się w głowie młodego czarodzieja, właśnie kroczącego po wypolerowanej posadzce. Podeszwy jego butów stukały, z każdym jego krokiem bijąc ciekawy rytm. 

Kroczył on wezwany do swej matki z podniesioną brodą, jak to miał w zwyczaju, prowadzony przez służbę. Domyślał się jaki jest tego powód, ostatnio często go wzywała. Miała taki zwyczaj odkąd wyrzucili go ze szkoły.

Wielkie, zdobione drzwi otworzyły się przed nim i zobaczył ją. Blondwłosa kobieta o niebieskich oczach, ubrana w dostojną, granatową, kroju syreny, welurową suknie. Jej szyję zdobił srebrny medalion z zaczarowanym szafirem. Jej piękną twarz zdobiły zmarszczki i delikatny matowy makijaż.

-Chciałaś mnie widzieć matko.

Rodzicielka chłopaka odeszła od dużego okna, aby podejść do syna. Patrzyła na niego zmartwionym wzrokiem, gładząc jego policzek dłonią. 

-Gellercie. Przymykałam oko na twoją fascynację czarną magią. Przymknęłam też oko na twoje wydalenie ze szkoły, czym splamiłeś dobre imię swojego zmarłego ojca.

Młodszy słuchał, a jego twarz nie wyrażała żadnych emocji.

-Ale koniec z tym. To co robisz nie jest normalne, tracę cię synu. To mi ciebie zabiera. Nie jesteś już taki jak kiedyś. Twojego szczerego, słodkiego uśmiechu nie widziałam już tak dawno. Martwię się o ciebie synu.

-Zapewniam, że nie ma takiej potrzeby, aby się o mnie martwić.

-Jestem stara, ale jeszcze nie ślepa! Nie uwłaczaj mi. Głupi nie jesteś, ale sam nie zdajesz sobie sprawy, że to cię przerasta. Dlatego z tym kończysz w trybie natychmiastowym, a żeby los cię nie kusił wyjedziesz. Nielegalne jest sprowadzenie do Europy kitsune. Zwłaszcza, że to zagrożony gatunek! Już sam czarny rynek potrafi narobić wiele problemów. A jakby ktoś to zgłosił!?

-Byłaś w moich lochach?

 Chłopak nie przejął się reprymendą o skutkach jego nieodpowiedzialnego zakupy z czarnego rynku. Lisy siedmio ogonowe faktycznie są zagrożone wyginięciem, ale co z tego. Jego badania mogły znaleźć sposób na zwiększenie ich populacji, ale najpierw trzeba pacjenta całkowicie poznać. To nie jego wina, że magiczne stworzenie było chore i tak szybko zdechło. Skoro już zdechło to jego ogony, kły, oczy, pazury i sierść mają magiczne właściwości….i są bardzo drogie. Nie widział problemu. Nie spodobało mu się, że ktoś kręcił się po jego “laboratorium”

-To nie ma teraz znaczenia. Wyjeżdżasz do ciotki Bathildy i nie chcę słyszeć o jakiś chorych eksperymentach i czarnej magii. Teraz idź do pokoju się spakować.

Nic nie odpowiedział. Skłonił się i wyszedł, ale zamiast do swojego pokoju, skierował swoje pośpieszne kroki na dół do lochów.
Wszedł do dużej celi, która była główną pracownią. Pusto…

Zaczął otwierać wszystkie drzwi, szukał klatek i jego zbiorów oraz kolekcji “preparatów”, “trofeów”, ważniejszych(drogich) pozostałości po magicznych stworzeniach, które sam zdobywał.
Nic się nie ostało, nawet łuski z syrenich ogonów.
Poczuł jak ogarnia go złość. Zacisnął dłoń na swojej różdżce i zacisnął mocno usta. Po chwili zmaterializowane pokłady energii wystrzeliły z niego jak z armaty. Ściany pokryły się jakby sadzą.
Gellert wziął wdech i wydech, po czym przeczesał palcami swoje blond włosy. Odchrząknął i dopiero teraz udał się do swojego pokoju.   

Pamiętnik Gellerta Grindelwalda [GRINDELDORE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz