9

345 30 30
                                    

Gellert wszedł do baru, gdzie miał znajdować się z domniemanym posiadaczem czarnej różdżki.
Znalezienie go między kuflami piwa kremowego było banalne. 
Dolanie eliksiru było  jeszcze prostsze.
Schody pojawiły się, kiedy trzeba było zanieść ledwo przytomnego czarodzieja do jego pokoju. Gell musiał znaleźć w sobie dużo pary, żeby go tam wynieść.

Kiedy się udało zamknął za nimi drzwi. Jedno zaklęcie niewybaczalne i po problemie. Zabrał różdżkę i..kiedy wymykał się przez okno do pokoju ktoś wszedł.
Wybiegł jak najszybciej przeklinając, że jego wygląd jest charakterystyczny, że na pewno będą problemy.
Wyskoczył i zaczął uciekać.
Po drodzę dobiegł do niego All.

-Co ty tu?

-Mówiłem, że chcę mieć na wszystko oko.

-Ktoś mnie widział.

-Na koze Aberfortha.

-Ej! To mój tekst.

Dobiegli do kryjówki, gdzie siedziała Odysea i kombinowała z eliksirami.

-Macie?

Zapytała.

-Tak, ale ledwo. Musimy jak najszybciej zdobyć peleryne i spadać.

Powiedział All.

-A co z moją częścią umowy?

Gell słysząc to ścisnął mocniej różdżkę. Jej potęga mrowiła go w palce.

-Dajcie świece, ja idę po księgę.

Powiedział białowłosy. Przyniósł starą księgę, w której zaczął szukać odpowiedniego rytuału do ściągania najcięższych klątw.

Na kamiennym stole rozłożyli świece i Odysea położyła się między nimi.

-To czarna magia. Coś stracimy. Przy takich rytuałach tylko się traci.

Powiedział Gell.

-Co możemy stracić?

Zapytał All.

-To może być wszystko. Jednak w tym przypadku przeważa płodność lub urodzaj. Jakbyśmy mieli pole to pewnie nic by na nim nie wyrosło, ale skoro nie mamy to zapewne nasz wygląd się zmieni.

-Albo dosłownie staniemy się bezpłodni…

Powiedziała cicho Odysea.

-Wolisz być wolna od klątwy, czy rodzić szczeniaki?

Zapytał Gellert.

-Odprawiaj te czary.

Warknęła. Albus był nieco zniesmaczony, ale nic nie powiedział. Stanął po drugiej stronie.

-Krwią sługi naznaczyć ujścia czakry.

Powiedział Gell, a Albus naciął dłoń różdżką i naznaczył te miejsca.
Kiedy krew stykała się z ciałem  kobiety oczy Gellerta zaświeciły się na biało.
Wystawił dłoń z różdżką i robiąc delikatne ruchy wypowiadał zaklęcia.

Nagle całą dziewczynę pokrył niebieski ogień, a jej wrzask rozniósł się po całej jaskini.

Cały rytuał trwał godzinę.
Kiedy się skończył wszyscy byli wykończeni.

-S..Skąd mamy pewność, że działa?

Zapytała cała mokra od potu.

-Działa. Jutro idziesz do Potterów po pelerynę.

-Jakieś skutki odczuwacie ?

Zapytał Albus.

-Skoro wygląd jest w normie, to znaczy to co powiedziałem wcześniej.

Następnego dnia Odysea weszła do domu “przyjaciela” Chłopak gadał o czymś jak najęty.
Gellert i Albus ukrywali się w ogrodzie. Kobieta chodziła po cichu po mieszkani. Znalazła ją w pokoju Fleamonta na łóżku.
Zdziwiła się, że taki ważny przedmiot, owiany tajemnicą leży od tak.

Wzięła ją i wyszła do ogrodu. Albus ją przytrzymał, a Gellert wypowiedział zaklęcie.
Nie sądził, że się uda. 
Ale o dziwo się udało.
Duplikat niby działał. Odysea zaniosła fejkową pelerynę, a oni się zmyli.
Poszli do swojej jaskini i położyli wszystkie trzy insygnia obok siebie.

-Udało się. Mamy je wszystkie. Teraz wszystko stanie się lepsze.

Grindelwald był niesamowicie szczęśliwy. Dzierżył różdżkę i wtedy zaczęło się ich piekło.
Kłótnie zdarzały się niemal  codziennie.
Słowami ranili się odkąd wyjechali. Gella opętała jego psychopatyczna strona.
Zaczął znowu eksperymentować. Był brutalny i bez serca. Albus zaczynał się go bać.
Mężczyzna rzucał czarno magiczne zaklęcia tak samo na czarodziei jak i mugoli. Świat okrył się strachem przed nim. 

-Jeśli ci to nie pasuje to odejdź. Nie potrzebuje cie.

Głos białowłosego był wyprany z emocji. W tym momencie jego oczy zmieniły barwę. Jedno oko było czarne, a drugie białe.
Mówiąc swoje słowa roztrzaskał ich bratestwo krwii w drobny mak.

Albus pragnął w tym momencie odejść. Jego serce krwawiło smutkiem.

-Nie. Gell. Wiem, że tam jesteś. To nie ty mówisz. Jesteś silny, dasz radę z tym walczyć.

-Mhhahahaha. Co to ma być?

-Gellercie wiem, że tam jesteś, że walczysz słyszysz? Nie zostawię cię. Kocham cie.

-All..

Gell zaczął zaciskać mocno oczy. Imię swojego jedynego wypowiedziałby przez łzy, których nie uronił. 
Nie wiadomo, kiedy zaczęli się bić. Bez różdżek, na gołe pięści.
Krew lała się z twarzy ich obu.
Albus znalazł w sobie resztki siły i przycisnął do ściany Gellerta. Wbił mu się w  usta. Czuł meltaliczny smak krwii, ale to go nie zraziło. Całował go tak, aby ten przypomniał sobie co razem przeszli. Aby przypomniał sobie o ich miłości.
I stało się. 
Do Gellerta napłynęła pełna świadomość.  Zaczął oddawać pocałunki.
Kiedy oderwali się do siebie białowłosy puścił różdżkę. Ściągnął pierścień z kamieniem i odrzucił pelerynę.
Oddychał bardzo zmęczony.

-Insignia nie są żadnym źródłem mocy. Są pułapką.

-Co?

Albus nie rozumiał.

-Prawie cie zabiłem. Prawie się zabiłem. Cwana śmierci!

Krzyknął.

-Śmierci kochana! Mamy cie! No chodź!

Krzyczał pewny siebie. Dumbledore teraz zrozumiał. Złapał go za rękę i  nagle całe pomieszczenie wypełniło światło, a potem znaleźli się nad jeziorem w dolinie godryka.

Stali obok siebie, a w ich stronę szła postać odziana w czarną szatę.

-Brawo. Gellercie Grindelwadzie i  Albusie Dumbledore’rze

Skłoniła im się.

-Weź je i zniszcz.

Powiedział Albus.

-Moc, która was połączyła jest potężniejsza ode mnie. Wasze przeznaczenie jeszcze się nie ziściło. Jest nim niezwykły chłopiec...







Pamiętnik Gellerta Grindelwalda [GRINDELDORE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz