6

654 33 58
                                    

Weszli do domu przez okno i od razu pobiegli do pokoju Gellerta.
Było ciemno i tylko księżyc oświetlał pomieszczenie zza okna.
Gospodarz wyciągnął z kufra starą klatkę, do której gość włożył ptaka i zostawili ją na biurku. 

*+18*

Gell stał za Allem. Złożył subtelny pocałunek na karku kasztanowo włosego, na co ten westchnął i odchylił głowę.
Grindelwald zaczął wodzić rękami po koszuli Dumbledore’a. Nie przestając całować kark chłopaka zaczął rozpinać jego guziki, a potem zimnymi dłońmi dotykał nagą klatkę z prawdziwą subtelnością, że ciało chłopaka zadrżało dreszczami.
All po kilku minutach tych finezyjnych pieszczot, nie wytrzymał i obrócił się nagle wbijając swoje usta w te jego lodowate.
Teraz wszystko nabrało tempa.  Albus pogrążony w pocałunkach rozpinał koszulę białowłosego, a ten pchał ich na łóżko.
W końcu i na nie opadli. Gell zawisnął nad ciałem chłopaka. Pozbywali się z siebie nawzajem ubrań nie przerywając żarliwych pocałunków, opętani pożądaniem.
W powietrzu unosiło się wilgotne powietrze wymieszane z odgłosami przyspieszonych oddechów i szaleńczo bijących serc.
Ciało Dumbledore’a było rozgrzane, gorące jakby płonęło, natomiast Grindelwalda  lodowate, zimne jakby było zamrożone, bądź martwe.
Pasowały do siebie idealnie. Jakby były stworzone dla siebie.
Gellert schładzał nagie ciało Albusa pocałunkami, a ten reagował na to głośniejszymi westhnieniami i cichszymi jękami.
Prawdziwy taniec ciał dał im dopiero bardziej zagłębić się trans pożądania.
Białowłosy wchodził w niego w cudownym rytmie przy akompaniamencie, słodkich i głośnych jęków kasztanowo włosego oraz spełnionych westchnień dominującego. 
Oboje drżeli od natłoku emocji, jakie nimi targały.
Tempo robiło się coraz szybsze i mocniejsze.
W końcu doszło nieuniknione, a ich spełnienie rozległo się po całym pokoju.

*-18*

Tydzień później, z samego rana oboje leżeli w jednej pościeli. Oboje tak samo wyspani.
To było dziwne, ale Gellert za każdym razem, kiedy Albus zasypiał przy nim...też zasypiał i spał spokojnie. 
Albus miał policzek na lodowatej klacie białowłosego. Byli do siebie wtuleni. On już nie spał. Rozkoszował się chłodem i bliskością ukochanego. Zawsze budził się wcześniej. Dziwiło go to, bo Bathilda mówiła o swoim prabratanku, że on jest prawdziwym rannym ptaszkiem.
Kręcił kółka palcem na bladej klatce piersiowej  chłopaka.

-Lubię jak mnie tak budzisz.

Powiedział lekko zachrypniętym głosem Gell, na co All spłonął rumieńcem.

-Jak to jest, że całe ciało masz wręcz lodowate jak martwe, a tutaj…

Zatrzymał swój palec w miejscu serca.

-Jesteś gorący. Dlaczego tylko w tym miejscu?

-Nie wiem….stało się takie przez skutki...Po tym nigdy już nie oddawało ciepła. Tak samo jak sen…Najwidoczniej to ty mnie od nich uwalniasz. Powstrzymujesz je.

All uśmiechnął się, jeszcze bardziej zarumieniony.

-Sen? Co z twoim snem?

-Dopiero tydzień temu. Pierwszy raz od dawna całkowicie zasnąłem. Kolejny skutek..rzecz, którą poświęciłem. 

Albus podniósł się na łokciach nad Gellertem.

-Jesteś niemożliwy.

-Ale dobrze ci ze mną.

Oboje uśmiechnęli się do siebie, po czym All pochylił się nad Gellem i złączył ich usta w słodkim pocałunku.

Ich poranną sielankę przerwały odgłosy z dołu i kroki na schodach. Nie zdążyli do końca się ubrać. Byli już w spodniach, kiedy drzwi do pokoju się otworzyły.

-Gell…

Bathilda weszła do pokoju, a chłopaki jak w automacie odwrócili się tyłem do drzwi i do siebie samych. Kobieta uśmiechnęła się radośnie.

-Ups! Przepraszam chłopcy. To ja zrobię śniadanie. 

Wyszła zamykając za sobą drzwi.  Gellert parsknął śmiechem, co zdziwiło Albusa. Według niego nie było w tej sytuacji nic do śmiechu.

-Co cie tak bawi?

-Wyrodna ciotunia. Spodziewała się tego.

-Ona?

-Widzi więcej niż byśmy myśleli jedyny.

Ubrali się do końca i zeszli na dół. All cały czas świecił rumieńcami.

-Przepraszam chłopcy. Nie spodziewałam się, ale w sumie to się spodziewałam. Jesteście razem? Wiedziałam, że tak będzie. Dwa wielkie umysły, tak różne, a tak dobrze się uzupełniające. Urodziliście się dla siebie.

Albusa nieco zatkało. To było głębokie. Nigdy nie kłamał kobiecie, ale teraz wiedział żeby nawet nie próbować jakby co.

Usiedli razem do śniadania. Było nieco niezręcznie, więc Bagshot zaczęła rozmowę.

-A jak idą poszukiwania insygniów kochaneczki?

-Mamy pewien trop peleryny niewidki. 

Powiedział Gellert.

-Ostatni Peverell musiał oddać potomkowi pelerynę. Jednak nigdzie nie ma już ich następców. Więc musiało zmienić się nazwisko. 
Ustaliliśmy, że rodziną która odwiedza grób ostatniego Peverell’a są Potterowie. 

Dopowiedział Albus.

-Czyli jedziecie?

-Nie wiemy jeszcze gdzie mieszkają. Grób jest na tutejszym starym cmentarzu, ale nie mieszkają tutaj.

Dodał All.

-Potterowie mieszkają w małej mieścinie. Bardzo starej, tak starej że już nikt, a nawet mieszkańcy nie pamiętają jej nazwy. Kilka godzin drogi stąd na zachód.
Słyszeliście o Lupinach?

-Tych łowców wilkołaków? Tak. Dałem im jedno zlecenie. Dobre miejsce na kryjówkę. Miejsce, gdzie zamieszkuje też jeden z najstarszych rodów wilkołaków.
Zabawne, że naturalni wrogowie żyją tak blisko.

Powiedział Gellert.

-To kiedy jedziemy?

Zapytał Albus.

-Pasowałoby jak najszybciej.

Odpowiedział Gell.

-A co z Aberforth’em?

Wtrąciła Baty.

-On ma swoją kozę.

Powiedzieli równo chłopaki.






Pamiętnik Gellerta Grindelwalda [GRINDELDORE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz