Witaj Vegas

474 18 1
                                    

Stałam na ostatnim schodku krzyżując spojrzenie z tymi bardzo dobrze znanymi mi zielonymi tęczówkami. Nie mogłam wydusić z siebie żadnego słowa, nawet tego głupiego hej. Patrzałyśmy na siebie już z tęsknoty, bo obie wiedziałyśmy że to koniec naszej pięknej historii. W końcu wyrwał mnie głos Paula. Szybko oderwałam swoje tęczówki od tęczówek Lily i skrzyżowałam je z Paulem.

- O której macie lot do Vegas?

- O czternastej, ale będziemy wyjeżdżać godzinę przed na lotnisko, żeby odbyć odprawę - skinął głową i nastała cisza

Ta cholerna cisza której nienawidziłam, poczułam po chwili jak dwie silne ręce obejmują moje wiotkie ciało. Do moich nozdrzy dotarł ten bardzo mi znany zapach drogich perfum z Hugo Bossa, był cudowny taki świeży. Nie wiem ile tak staliśmy, ale poczułam kolejne dwie kończyny obejmujące mnie. W tamtym momencie mogłabym zostać tam na zawsze.

Gdyby ktoś teraz dał mi wybór zostania w Nowym Orleanie albo wyjazd do Vegas, bez wahania zostałabym w Orleanie. To mój dom, moi przyjaciele, tyle wspomnień. Jeszcze dwa miesiące temu myślałam, że skończę moje liceum tutaj w moim mieście ze znajomymi, pójdziemy razem na fajne studia, zostały nam tylko dwa lata. Te plany posypały się w jeden wieczór, gdzie mój tata dostał lepszą prace w Vegas jako radca prawny. Już dawno myślał, żeby zmienić swoją dotychczasową prace, ale nie myślałam że będziemy musieli się wyprowadzać, jeszcze tak daleko od naszego rodzinnego miasta.

Tą cudowną chwile przerwała nam moja rodzicielka

- Nie chce wam przeszkadzać, ale przytulacie się już od dziesięciu minut - powiedziała i uniosła swoje kąciki ust ku górze

Wtedy liczyła się każda sekunda, bo przecież nie będziemy się widzieć tak długo, a może już nigdy. Obiecywaliśmy sobie, że będziemy do siebie dzwonić i pisać codziennie, ale każdy wie jak to się skończy. Chciałabym wierzyć, że te prawie trzy tysiące kilometrów nie zniszczy naszej przyjaźni, ale nie mogę wierzyć w coś w co nie da się wierzyć.

- Za dwadzieścia minut ruszamy - powiedziała i ruszyła w stronę Lucasa który bawił się z naszym psem 

Skinęłam głową na znak, że rozumiem. I odwróciłam się w stronę moich przyjaciół, którzy mi się przyglądali

- Co się tak patrzycie, nie widzieliście nigdy ideału? - zapytałam, na co parsknęli głośnym śmiechem, a ja razem z nimi. Będzie mi brakowało tego naszego poczucia humoru i docinków które wcale nie były złe, wręcz przeciwnie były okropne, ale nam to nie przeszkadzało, bo zaraz się z tego śmialiśmy.

- Będzie nam ciebie brakowało Madison Evans - powiedziała przyciszonym głosem Lily

- Mi was też, Lily Lewis i Paul Smith - odpowiedziałam - pamiętacie jak pani od historii mówiła tylko do nas naszymi pełnymi imionami i nazwiskami?

- Nadal nie wiem dlaczego - odezwał się Paul

W pierwszej klasie liceum mieliśmy na zastępstwie z historii starszą panią była okropna uwzięła się tylko na naszą trójkę i tylko do nas mówiła imieniem i nazwiskiem. Dużo osób się jej bało, była dosyć niska, jej siwe włosy zawsze były spięte w koka, dużo zmarszczek i nie zapomnę tych zielono brązowych oczu, zawsze patrzyła na każdego jakby chciała go spiorunować.

- Dziękuje - musiałam to powiedzieć

- Za co? - zapytała rudowłosa

Bardzo dużo jest rzeczy za które chciałabym im podziękować, ale nie mam na to czasu, a szkoda.

- Za to, że zawsze przy mnie byliście w tych złych jak i w tych dobrych chwilach - w tym momencie z prawego oka popłynęła niechciana łza, nie chciałam się rozklejać bo wiedziałam, że ten cały ból który we mnie siedzi wyjdzie na zewnątrz, a ja nie będę mogła go kontrolować - zawsze byliście jak was potrzebowałam dziękuje

Nic nie powiedzieli, a tylko podeszli i objęli moje kruche ciało. Kolejne słone łzy spływały po moich rozgrzanych polikach. Oderwałam się dopiero wtedy, gdy wszedł Lucas i powiedział że musimy już jechać.

- Zaraz przyjdę - skinęli na znak, że muszę zostać na chwile sama

Ostatni raz weszłam do mojego pokoju w którym będzie mieszkał ktoś inny bo moi rodzice postanowili, że sprzedadzą dom. Zeszłam na dół, spojrzałam na duży salon z kuchnią, mieliśmy tam tyle miłych wspomnień, oblało mnie w środku jakieś ciepło na samą myśl tego ile już razem przeszliśmy. Oczywiście jak w każdej rodzinie było dużo kłótni, ale było też dużo tych dobrych chwil. Ostatni raz popatrzałam na kanapę, gdzie zawsze siadaliśmy i oglądaliśmy jakiś film. Ruszyłam w stronę wyjścia zakładając swoje białe air forsy, wyszłam przed dom i ciepły wiatr owiał moją twarz. Spojrzałam przed siebie, wszyscy czekali na mnie.

Pożegnałam się ostatni raz z Lily i Paulem

Patrzałam pusto przez szybę, mijaliśmy dużo samochodów, nie wiem kiedy znaleźliśmy się na lotnisku. Zapięłam w smycz Bruna, a tata z Lucasem wyciągali już nasze walizki. Pudła z rzeczami miały przylecieć do Vegas na kolejny dzień.

- Stresujesz się Madi? - wzdrygnęłam się, gdy moja rodzicielka zadała mi pytanie

- A kto by się nie stresował - rzuciłam oschle

Dobrze, że założyłam na siebie wygodne dresy w kolorze czarnym i do tego za dużą bluzę z nike mojego brata. Chciałam żeby było mi wygodnie, bo przecież to taki długi lot. Swoje długie brązowe włosy związałam w wygodnego koka.


***

Lot miał trwać około trzy godziny, ale mieli jakieś opóźnienie i trwał pięć godzin. Byłam taka zmęczona, że cały lot przespałam na ramieniu mojego brata. Dopiero jak wylądowaliśmy Lucas mnie obudził, pierwsze co zrobiłam to musiałam poprawić swojego koka, bo nie nadawał się już na resztę dnia. Dziękowałam mojej mamie, za mój ładny profil twarzy i ten mały zadarty nos, mogłam spokojnie nosić koki.

Odebraliśmy swoje bagaże i wsiedliśmy do wynajętego przez mojego tatę busa do którego zmieściło się wszystko.

- Dzieciaki jak emocje, cieszycie się - przerwał tą nawet fajną ciszę tata

- Jest okej - odpowiedział mu brunet, ja za to przewróciłam oczami bo wiedziałam, że Lucas cieszy się z tej przeprowadzki. Chyba ja jedyna byłam temu przeciwna.

Po chwili zbliżaliśmy się do miejsca docelowego, ścisnęłam mocniej rękę Luka który już wcześniej mi ją dał.

- Witaj Vegas - powiedziałam cicho z lekką kpiną, żeby nikt nie usłyszał

Nie wiem w którym momencie tata zatrzymał samochód, ale wiedziałam. Tak to ten moment jesteśmy. Wyszłam z samochodu i stanęłam na przeciwko dużego, białego, dwupiętrowego domu. Znajdowaliśmy się w Boulder City to miasteczko oddalone o trzydzieści kilometrów od Las Vegas, było spokojnie jak na razie to jedyny plus, lubiłam spokój, może dlatego że moje życie było spokojne?

Weszliśmy do środka i otworzyłam usta pewnie wyglądałam bardzo dziwnie, ale to co zobaczyłam zwaliło mnie z nóg. Nie wiedziałam, że w środku może być tak pięknie, było dużo otwartych przestrzeni co mnie cieszyło, przeważał tam klimat boho, było bardzo dużo roślin wiedziałam, że mama lubi kwiaty więc na pewno się jej podoba.

Weszłam na górę i wybrałam pokój, był bardzo przestrony i jasny. Cieszyłam się bo w starym domu nie miałam dużego łóżka, a to jest ogromne. Odwróciłam wzrok w stronę okna na którym widniał szeroki parapet, na którym będę pewnie przesiadywała noce i patrzała z zachwytem na gwiazdy. Do pokoju wbiegł mój buldog francuski, którego dostałam na moje trzynaste urodziny. Tylko on wiedział o moich wszystkich tajemnicach, może to głupie ale fajnie mieć takiego przyjaciela któremu wszystko mówisz i możesz się wypłakać, a on będzie starał się ciebie pocieszyć. Z moich myśli wyrwał mnie głos mojej rodzicielki.

- Madi chodź pomóc nam przynieść walizki

- Już idę - krzyknęłam na tyle żeby mnie usłyszałą










Close to each otherOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz