Rozdział X część pierwsza - prawdziwy początek

6 0 0
                                    

-no dobrze panie Salieri, ale wie pan że wydaje pan właśnie na swoich przyjaciół i na siebie wyrok śmierci lub dożywocia?

-Tak detektywie, wszystko wiem. 

- to w takim układzie czemu nam pan to do jasnej cholery to mówi! Przecież połowę z tych rzeczy wiemy. Co pan chcę żebyśmy napisali pana biografię na podstawię tych zeznań!?

 -detektywie Collins. Ja nie chce żadnej biografii pisać. Pan domagał się ode mnie zeznań to proszę bardzo.

-no dobrze, ale w takim razie zadam panu jedno pytanie. Gdzie znajduję się pana brat, James Salieri oraz pana wuj Arturo oraz inni? Nie mogli się przecież rozpłynąć w powietrzu!                          

- na razie wam na to pytanie nie odpowiem bo sam nie wiem.                                                                          

- eh, dobra, Greg odprowadź pana do izolatki, jest zbyt groźny by przebywał w zwykłej celi.                

Godzina 15:00 dnia trzynastego kwietnia dwa tysiące dziewiętnastego roku, tajne więzienie SSGfSI i FBI, gdzieś w stanach a konkretnie w Teksasie    

 dwie godziny później...

-panie Salieri!- mówi strażnik więzienny- detektywi Collins i Grant oczekują na pana w pokoju przesłuchań 

-już idę-odparłem po czym strażnik zakuł mnie w kajdanki i zaczął prowadzić do pokoju przesłuchań. Po drodze przyglądałem się celom w których siedzieli więźniowie normalni oraz architekturze więzienia.

-bardzo ładne te betonowe mury-powiedziałem do strażnika

-muszę panu powiedzieć że ma pan rację-odparł strażnik- lecz musimy zakończyć naszą rozmowę, ponieważ dotarliśmy na miejsce                                                                                                                 strażnik rozkuł mnie po czym powiedziałem mu na pożegnanie do widzenia. Wszedłem do pokoju przesłuchań i Grant posadził mnie na krześle i przykuł nogi do ziemi.

-panie Salieri. Chcielibyśmy panu coś pokazać-powiedział Grant po czym Collins wprowadził do pokoju Ediego. Byłem ogromnie zdziwiony, bo z Edim nie widzieliśmy się kupę czasu.

-a więc tu byłeś przez ten cały czas-powiedział do mnie Edi-spokojnie nic im nie powiedziałem. Jak widzisz próbowali.                                                                                                                                            Twarz miał w licznych ranach i siniakach. SSGfSI stosowało stare metody NKWD. Nagle podszedł do mnie Collins i zaczął mówić:

-no dobrze panowie, jak nie po dobroci to brutalnie-powiedział Collins

-gówno z nas wyciągniecie-odparł Edi po czym splunął w twarz Collinsowi.                                               Torturowali nas kilka godzin lecz nie puściliśmy pary z ust. W sumie ja nic nie wiem gdzie znajduję się reszta. Gdy Edi stracił przytomność Grant powiedział do Collinsa i jeszcze jednego strażnika: Starczy, nic z nich nie wyciągniemy. Wiemy tylko tyle, że będą siedzieć tu do swojej śmierci. Collins, zawołaj straż, niech ich zaprowadzą do bloku D. Grant podszedł do mnie i powiedział: eh Salieri, a mogłeś być kimś wielkim, po czym założył mi worek na głowę.

kilka miesięcy wcześniej...

godzina 14:00 dnia trzynastego stycznia dwa tysiące dziewiętnastego roku, drogi za Nowym Jorkiem

Tommy Salieri-PoczątkiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz