Rozdział IV część pierwsza- odwiedziny Włoskiej familii

7 0 0
                                    

Przyleciałem na Sycylię o 1:00. Taksówkarz zawiózł mnie do hotelu gdzie przenocowałem do godziny ósmej. Następnie zawiózł mnie pod adres który podał mi ojciec. Mówił mi że tam mieszka część naszej rodziny a konkretnie moi dziadkowie wraz z moim wujem. Drzwi otworzył mi mały chłopiec. Miał może z 7 lat. Za nim stanął mój wujek. Rozpoznałem go a on mnie. Przywitał mnie i zaprosił od domu. Zaczął mi przedstawiać wszystkich domowników. Zaczął od dziadków. Mój dziadek nazywał się Giovani Salieri natomiast babcia nazywała się Angela Salieri. Przyjaźnili się od czasów szkolnych. A w czasach studenckich zaczęli ze sobą chodzić. Następnie wujek Arturo przedstawił mi swoją żonę: Camlię Salieri, później przedstawił mi swoje dzieci: Małego Alberto i jego brata Bartolomeo. Cały ten dzień spędziliśmy opowiadając sobie historie rodzinne. Następnego dnia obudził mnie zapach pysznego śniadania w wykonaniu cioci Camili. Zszedłem na dół i zasiedliśmy wszyscy razem do posiłku. Następnie wujek i dziadek zaczęli mnie oprowadzać po miasteczku. Pod koniec dnia dziadek opowiedział mi historię jak uciekł przed wcieleniem do armii Włoskiej i wstąpił do sił sprzymierzonych. Dziadek był weteranem II wojny światowej. Walczył w Ardenach wraz z Amerykańskimi wojskami.

Rozdział IV część druga- opowieść dziadka o dawnych czasach

Była to mroźna zima. Przydzielili mnie do 101 dywizji powietrznodesantowej. Dostaliśmy zadanie bronić belgijskiego miasta Bastogne. Nasz dowódca Anthony Mcauliffe powierzył nam tylko jedno zadanie: bronić tej pozycji za wszelką cenę. Rozstawili nas na północnej części Bastogne. W obronie pomagali nam też chłopcy z części 10 dywizji pancernej. Niemcy zaczęli oblegać miasto 24 grudnia praktycznie cały dzień walczyliśmy z Niemcami. Tego samego dnia z powodu tego, że było aktualnie  Boże Narodzenie część z nas w tym ja udała się na pasterkę do kościoła Św. Piotra. Połowa moich kompanów broniła się wtedy przed Niemcami a reszta była na pasterce. Jeszcze przed pasterką do miasta przybył Generał Mcauliffe i podarował nam zimną kawę i zimnego indyka. Niby gest dobry ale to jedzenie mogłoby być choć trochę ciepłe. 26 grudnia dywizja Generała Abramsa wsparła naszą obronę czterema czołgami typu m4 Sherman. w połowie stycznia 1945 roku dostaliśmy zadanie zlikwidować małe wybrzuszenie linii frontu w rejonie lasu bois Jacques. Oczyściliśmy ten teren z wrogich jednostek. Zmagania w Ardenach moje i 101 dywizji zakończyły się 17 stycznia  1945 roku po bitwie w mieście Rachamps. Rzadko kiedy przywołuje te wspomnienia ponieważ działy się tam koszmarne rzeczy.

Rozdział IV część trzecia- spokojny poranek we włoskim miasteczku

Następnego dnia gdy zasiadaliśmy do śniadania do domu wbiegł ubrany elegancko człowiek z fedorą na głowie i kamizelką na koszuli. Krzyknął tylko: atakują restauracje panie Arturo! Wujek powiedział od mnie: choć zaraz. Wytłumaczę ci po drodze. Gdy biegliśmy do restauracji wujek tłumaczył: widzisz młody mamy tu interes na boku. Dowodzę mafią. To biznes rodzinny a twój ociec się wyrzekł tej roboty. Następnie zaproponował mi pracę dla naszej mafijnej familii. Zgodziłem się. Dobiegliśmy w pobliże restauracji. Była ostrzeliwana przez konkurencje. Wujek powiedział: dobra młody. słyszałem że robiłeś w SAS a więc wiesz jak się posługiwać bronią. Dał mi do ręki m16. Zaczęliśmy kontrofensywę na wroga. Zaczęli uciekać a my do nich nadal ładowaliśmy. Wujek i wszyscy mówili że się spisałem. Minął tydzień od mojego wstąpienia do mafii. Zajmowałem się wyłudzeniami. Pierwszym moim zadaniem było wzięcie haraczu z kilku lokali. Wszędzie szło gładko tylko gościu z korporacji taksówkarskiej nie chciał dać ani grosza. Mówił: nie dam się wam zastraszyć! więc wujek stwierdził że podpalimy mu kilka wózków. Gdy zaczęliśmy akcje z podpalaniem gościu zmiękł i dał nam cały utarg z tego tygodnia. Lecz szykowało się coś większego....

Rozdział IV część czwarta- plany wielkiej akcji

Tą robotą był skok, ale nie taki zwykły skok, tylko jeden z największych skoków w historii. Na co napadaliśmy?- napadaliśmy na dwa miejsca jednocześni: na mennicę państwową i rezerwy państwowe. Plan w założeniu był prosty wchodzimy i bierzemy kasę a później luta. Ale tak naprawdę był bardziej rozwinięty. Plan skoku: Dziesięciu uzbrojonych po zęby mafiozów wchodzi na pełnej do mennicy. Są oni osłaniani przez dwóch hakerów. Jeden z nich kontroluje kamery i ruch drogowy i daje sygnał czy się zbliżają gliny, natomiast drugi obchodzi zabezpieczenia 3 sejfów i dezaktywuje kamery wewnętrzne. Jedenasty członek ekipy podjeżdża opancerzonym furgonem pomalowanym w barwy rezerw na tyły mennicy, a reszta ekipy ładuje łup i wsiada przebrana za ochronę do furgonu. Natomiast druga ekipa, większa o 5 osób zastrasza kasjerów po czym wchodzi do głównego sejfu. Również w tej akcji uczestniczy dwóch hakerów. Mają też te same zadania co ci w mennicy. Skarbiec się otwiera 3 z 15 pilnuje zakładników, 8 z 12 pozostałych rabuje zawartość skarbca, a reszta ekipy podkłada ładunki wybuchowe na dachu aby zrobić wyrwę przez którą zgarnie ich i łup śmigłowiec.

Był 13 kwietnia, skok miał się odbyć za dwa tygodnie, a ja siedzę w pace. Tak siedzę w pace. Zamknęli mnie podczas przewozu dragów. Miałem dopilnować transakcji. A tu klops. kaucji nie da rady pomimo tego że mamy od groma pieniędzy. Lecz nagle usłyszałem alarm. Drzwi do celi się otworzyły. Wyglądało to na masową ucieczkę ale taki nie było. Moi przybyli mi pomóc. Miałem szczęście że w celi obok siedział haker, jeden z najlepszych we Włoszech. Usunął dane z kartotek i otworzył główną bramę z komputera nadzorcy aresztu. Zwiałem. Dobra pora na robotę...

Rozdział IV część piąta- dwustronna robótka u wujka Arturo

Nadszedł ten dzień. w międzyczasie zaangażowałem w skok też Ediego. Kasa była mu potrzebna. Narobił sobie długów i musiał mieć hajs żeby zniknąć. Akcja się rozpoczęła. Ja byłem w ekipie która miała rabować mennicę. Ostatecznie do planu doszło kilka poprawek np. ekipa z mennicy zostawia łup wraz z furgonem w garażu niedaleko restauracji, a następnie dwóch członków zostaje w garażu i rozładowuje łup do kanciapy technika, a pozostali dwoma autami jadą na lotnisko aby udać się do rezerw i wspomóc drugą ekipę. Dotarliśmy do mennicy. wszystko szło gładko. Gdy tylko weszliśmy do jednego z sejfów moim oczom ukazała się wielka góra kasy. Zaczęliśmy wszystko ładować. Po załadowaniu okazało się że łup będzie jeszcze lepszy. Haker znalazł obwód zamknięty w skarbcu nr 3 który nie był złączony z systemami zabezpieczeń skarbca. Okazało się że w skarbcu są ukryte drzwi, a za drzwiami góra brylantów i sztabek złota. Załadowaliśmy to co się dało. dobiegliśmy z łupem do furgonu w ostatniej chwili. W garażu został Eddy i jeden z członków ekipy. Ja pojechałem dalej z innymi. Dotarliśmy na lotnisko. Lecieliśmy wojskowym śmigłowcem transportowym przemalowanym na czarno. Śmigłowiec kupiliśmy cztery tygodnie przed akcją na wyprzedażach asortymentu wojskowego. Gdy z moją ekipą dotarliśmy na miejsce naszym oczom objawiła się strzelanina przed rezerwami. Opuściliśmy hak transportowy żeby podpiąć pancerną skrzynie z łupem. Część ekipy została w rezerwach aby osłaniać ucieczkę z ziemi. Uciekliśmy gliną po 2 i pół godzinnym pościgu. Łup zrzuciliśmy przy lotnisku gdzie nasi ludzie mieli go przetransportować do hangaru. Po kilku godzinach "dopełniania formalności" zmierzaliśmy do restauracji aby odpocząć po akcji. Nagle naszym oczom ukazały się płonące auta i ostrzelane nasze budynki. Wysiedliśmy z aut i wyruszyliśmy na rekonesans. To gliny. Ktoś dał im cynk że to my. Restauracja była cała ostrzelana. Nasi ludzie byli wyprowadzani przed restauracje. Wraz z nimi był Eddy.

Rozdział IV część szósta- pech stulecia

Miałem chęć pociągnąć z mojego m16 serią po glinach i wydostać naszych ale się opanowałem. Wujek zaczął nas rozstawiać. Ja miałem osłaniać oddziały przed glinami z dachu strzelając z karabinu SWD. Z początku szło gładko, zaczęła się walka a ja zdejmowałem jednego za drugim. Ale nagle poczułem silne uderzenie w tył głowy. Gdy się ocknąłem byłem skuty i klęczałem razem z innymi. Zatrzymali nas i czekaliśmy na transport. W dodatku któryś z tych gliniarzy był podczas mojej ucieczki z paki i mnie rozpoznał po zdjęciu mi kominiarki. Najgorsze było to że najprawdopodobniej Eddy zginął. Nigdzie go nie było widać, a trupy już wywieźli. Gdy przyjechał transport wsadzili po dwie osoby do jednego opancerzonego vana policyjnego. Jechaliśmy  najprawdopodobniej do więzienia stanowego o zaostrzonym rygorze. Droga była długa i w jednym momencie płynęliśmy promem w końcu byliśmy na Sycylii. Po dotarciu do portu z którego mieliśmy kontynuować drogę rebelianci zatrzymali konwój robiąc blokadę. Gliny nie chciały się zatrzymać więc rebelianci rozstawili kolczatki. Vany się zatrzymały. Zaczęła się strzelanina. W międzyczasie jeden z rebeliantów otworzył nam drzwi od vana i rozkuł nas. Zaczęliśmy zwiewać. Ukryliśmy się w małym sklepie. Wtedy rebeliant do mnie powiedział: choć. Weszliśmy do jakiegoś pomieszczenia. Stał tam komputer a przy nim zakapturzona postać. rebeliant mówi do postaci: Panie Salieri gość do pana. Zastanawiałem się kto to ale po chwili postać się odwróciła. Był to mój brat. Długo z nim nie miałem kontaktu. Powiedział mi że może mi pomóc. Przysiadł się do komputera i pokazał mi moją kartotekę. Mówi że da się to usunąć. Stwierdziłem że to dobry pomysł. Usunął moje dane i całą kartotekę. Od dziś nie istniałem. Poprosiłem go też o zlokalizowanie Ediego. Udało się znaleźć mu kamerę z prosektorium dzięki której mógł zhakować komputer z danymi. Na liście nie było Ediego. Zastanawiałem się gdzie on może być. Nagle komputer wykrył sygnał z telefonu na ulicy. wychodziło na to że to Edi. Zadzwoniłem pod jego numer i powiedziałem tylko 3 słowa: "Tommy,  ja żyje". Po czym wysłałem mu współrzędne  w wiadomości. Po 15 minutach przybył do nas. Całe szczęście nic mu się nie stało. Po tej akcji moje życie się zmieni.

                                                          Koniec rozdziału IV


Tommy Salieri-PoczątkiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz