Pogłaskałem psa, który szczekał i skakał na mnie. Jego ogon nawet na chwilę nie przestał merdać odkąd tylko wszedłem do domu chłopaka. Wyjąłem z plecaka smakołyki dla Hachiko, które kupiłem w drodze do Kageyamy.
- Może wyjdziemy z nim na spacer? - spytałem chłopaka wstając na równe nogi.
- Tak, dobry pomysł. - Przyznał mi rację, chociaż nie wyglądał na zadowolonego.
- Masz smycz dla Hachiko? I obrożę?
Wpatrywaliśmy się w siebie przez jakiś czas, dopóki czarnowłosy się nie odezwał:
- Mam. - westchnął.
Poszedł do drugiego pomieszczenia, a po chwili wrócił ze wspomnianymi przedmiotami. Podał mi obrożę do dłoni, a ja się przyjrzałem jej dokładnie. Wydawała się być nieco przy duża dla tego szczeniaka, ale w tamtej chwili nie mieliśmy nic innego. Dostrzegłem przywieszkę, na której było imię chłopaka, jego adres i najprawdopodobniej imię jego psa.
- Masz jeszcze jakiegoś psa poza Hachiko?
- Miałem, ale już nie żyje... - mruknął, a mnie zrobiło się głupio.
Spytałem go o to, wywołując u niego złe wspomnienia. Spuściłem głowę, a moja twarz nieco poczerwieniała ze względu na moje niestosowne pytanie.
- To było dawno temu, więc... - powiedział, czym nieco poprawił mój humor.
Zapiąłem obrożę na szyi szczeniaka, która - jak się spodziewałem - była za luźna dla niego. Mimo wszystko ten jeden raz musieliśmy jakoś dać sobie z tym radę. Uznałem, że lepiej jest tak, niż gdyby miałaby być zbyt ciasna dla niego. Dołączyłem smycz, więc byliśmy gotowi na pierwszy spacer psiaka.
Wyszliśmy z domu chłopaka, a zwierzę od razu chciało pobiec swoją stronę, przez co smycz się napięła, zaciskając na szyi biednego psa. Podbiegłem do niego, sprawdzając czy wszystko z nim dobrze. Na szczęście nic mu nie było, a on zaczął mnie lizać po całej twarzy, przez co upadłem na chodnik.
Tobio do nas podszedł, pociągając mnie w górę za ramię, zmuszając do stanięcia. Pies zerwał się ponownie, a ja pobiegłem za nim. Nie byłem pewien co go tak zmusiło do biegu, ale śmiałem się za nim biegnąc. Odwróciłem się na moment, żeby spojrzeć na czarnowłosego. Miał zaskoczoną minę, ale po chwili zaczął za nami biec, próbując nas dogonić.
Hachiko zatrzymał się przy jednym z płotów, szczekając. Nic za nim nie widziałem, ponieważ zaraz przy nim, na podwórku, rosły całkiem duże tuje. Wziąłem go na ręce, jednak on nie przestawał szczekać w tamtą stronę. Po chwili dobiegł do nas zdyszany Kageyama.
- Pewnie jakiś kot przebiegał i zaczął go gonić. Chodźmy dalej. - Po tych słowach poszedł przed siebie.
Odstawiłem psiaka na ziemię i ruszyłem za chłopakiem z uśmiechem.
- Może pójdziemy do parku z nim? - zaproponowałem, licząc, że spędzimy więcej czasu razem.
- Okej. - odpowiedział krótko, skręcając w prawo.
Uśmiechnąłem się, przypominając sobie słowa pani Tachibany. Kim dla siebie jesteśmy? Wiem o uczuciach chłopaka wobec mnie, ale on nie zna moich. Chyba nie. Nie powiedział mi też czy ze sobą jesteśmy oraz czy on tego chce. Może ja tego chcę, ale czy Kageyama?
Zachowuje się wobec mnie prawie tak samo, jak wcześniej. A może wcale mnie nie lubi i sobie to ubzdurałem? Może wcale nie chciał pocałować akurat mnie?
Dotarliśmy do parku, gdzie bawiliśmy z Hachiko, który był bardzo żywiołowym psem. Biegał za patykiem, który mu rzucaliśmy. Z początku nie rozumiał i za nim nie biegł, ale po kilku razach jak sam go przyniosłem, zaczął aportować. Po kilkunastu minutach pobiegł bawić z psami innych właścicieli, więc usiedliśmy niedaleko pod drzewem obserwując.
Odwróciłem się do chłopaka, oparł głowę o pień. Po chwili spojrzał na mnie pytająco. Przyłapał mnie na gapieniu się, więc się nieco zarumieniłem. Spuściłem głowę.
- Um, myślałem właśnie... czy... - Spojrzałem na niego ukradkiem, ale widząc jego wzrok na mnie, skupiłem swój wzrok na palcach, bawiąc się nimi. - ...nie chciałbyś kogoś pocałować? - Przy tych słowach zrobiłem się jeszcze bardziej czerwony na twarzy.
Trochę się obawiałem, że chłopak pocałowałby mnie przy wszystkich. Z drugiej strony nie zrobiłby tego przy wszystkich, prawda?
Podniosłem wzrok, nie słysząc od niego odpowiedzi.
- Wracajmy. - wstał, przez co nie było mi dane zobaczyć dobrze jego twarzy.
Wstałem i ruszyłem za nim, wołając Hachiko. Podążałem za nim, kiedy szliśmy w stronę jego domu. Wszedłem do środka razem z nim, żeby zabrać swój plecak. Chłopak zdjął psu smycz wraz z obrożą, a szczeniak pobiegł w głąb domu.
- To ja-
- Wracając do twojego pytania. - przerwał mi chłopak, gdy podniosłem moją własność.
- Jakiego-
Spojrzałem na chłopaka, który podszedł do mnie, przypierając do drzwi frontowych. Przylgnąłem do nich plecami, chcąc się wycofać. Stanął centymetry ode mnie i zakluczył drzwi jednym ruchem dłoni, a klucze schował do kieszeni spodni.
Patrzyłem na jego poczynania z szeroko otwartymi oczami. Moje serce potrafi bić w takim tempie tylko w obecności czarnowłosego. Spojrzeliśmy sobie w oczy. Miałem wrażenie, że lada chwila i opadnę na podłogę pod tym spojrzeniem niebieskich oczu. Ujął moją twarz w dłonie i pochylając się, pocałował mnie.
- Otwórz usta. - wydyszał w moje usta, gdy się ode mnie odsunął.
Nie musiał mi tego mówić. Przez ten pocałunek brakowało mi oddechu, więc naturalnie miałem otwarte usta, żeby nabierać więcej powietrza do płuc. Jego dłonie wsunęły się pod moją koszulkę, a ja dziwne uczucie rozlało się w dole mojego brzucha. Odepchnąłem go od siebie, ciężko oddychając.
- J-ja naprawdę mu-muszę i-iść - wydukałem.
Odwróciłem się, żeby otworzyć drzwi, ale przypomniałem sobie, że chłopak je zamknął na klucz.
- Mógłbyś je o-otworzyć? - spytałem, odwracając się w jego kierunku.
Na jego twarz wstąpił uśmieszek, który nie zwiastował niczego dobrego.
- O ile dasz radę wyciągnąć klucz.
Spojrzałem na niego, złoszcząc się. Dlaczego miałbym sam go sięgać?
Podszedłem do niego zdeterminowany, ale widząc jego pewną siebie minę i czując otaczającą go aurę, uznałem, że coś planuje. Starałem się to zignorować, wsunąłem jedną dłoń do jego kieszeni. Wyczułem palcami coś twardego i wyciągnąłem, jednak z rozczarowaniem stwierdziłem, że nic tam nie było. Zerknąłem na jego twarz z niepokojem.
- Straciłeś swoją szansę, to nie była ta kieszeń... - powiedział, wyciągając klucz z tylnej kieszeni.
Rzucił go za siebie, a ja patrzyłem jak moja ostatnia deska ratunku poszybowała w powietrzu z lekkim łoskotem lądując na podłodze za chłopakiem.
- Nie powiedziałeś, że mam tylko jedną szansę! - Zdenerwowałem się jego nieczystym zagraniem.
Chłopak się tylko uśmiechnął, nie zważając na moje słowa. Wydawał się nieprzejęty moją złością. Czyżbym wywołał wilka z lasu moim pytaniem?
Boże, miej mnie w opiece.
![](https://img.wattpad.com/cover/259752743-288-k60725.jpg)
CZYTASZ
The Brightness of Sun // KAGEHINA
FanfictionPodczas obozu letniego w Tokio Kageyama wyznaje coś Hinacie. Właśnie wtedy Shoyo uświadamia sobie jego uczucia do czarnowłosego...