Siódma Ofiara

453 44 69
                                    

🍭🍭🍭

Minęły dwa dni, a moja zbrodnia nie została rozwikłana. Nikt mnie o nic nie podejrzewał i mogłem w spokoju cieszyć się bliskością mojego Pana. Zabawa nie mogła trwać zbyt długo, bo w otoczeniu Hisoki pojawił się ktoś nowy. Ten mały brzydal, który przychodził codziennie z listami, czasami paczkami i gazetami. Dorabiał sobie? Wyglądał na dzieciaka. Miał obrzydliwą fryzurę, wielkie, brązowe gały i szczurkowaty uśmieszek, który z wielką chęcią wykrzywiłbym w grymas bólu i rozpaczy. Jak śmiał podlizywać się mojemu ponurakowi w ten swój mdląco słodki sposób? Okropny bachor. Cieszył się niewiadomo z czego, zawsze rozbawiony. Hisoka wydawał się go lubić, bo dorzucał mu kilka monet za skakanie po schodach. Nie mogłem tego znieść. Dwa dni jego pracy wystarczyły, aby mnie rozdrażnić, a to nie było dla niego niczym dobrym.

Wyszedłem do pracy, a przynajmniej Hisoka mógł tak uważać, bo o prawdziwym celu mojego wypadu mu nie wspominałem. Zrobiłem to po to, aby móc wyśledzić tego malucha i móc dorwać go nim okaże się, że będzie kolejną przeszkodą na mojej drodze do szczęścia wraz z Hisoką. Pragnąłem przypomnieć całemu światu, gdzie znajdowała się granica.
Wyśledziłem gnojka. Akurat wchodził do osobnego pokoju, w którym zostawił resztę gazet jakie mu zostały. Nagle zadzwonił mój telefon. Obawiałem się, że ktoś mnie usłyszy i przyjdzie to sprawdzić, dlatego odebrałem na szybko, nawet nie zerkając na wyświetlacz. Nieważne kto to był, ważne aby szybko go zbyć. O dziwo okazało się, że to Hisoka.

- Co tam, kochanie? - zapytałem, zerkając na drzwi, za którymi skrywał się mój cel.

- Gdzie jesteś?

- Mówiłem ci, jestem w pracy, zaraz kończę.

- Oczywiście, po prostu chciałem po ciebie przyjechać.

- Serio? Za godzinę przed główną bramą parku, zgoda? - zapytałem podekscytowany. Lubiłem, gdy po mnie przyjeżdżał.

- Będę czekać.

Po tych słowach rozłączył się, a ja podekscytowany wszedłem do pomieszczenia. Młodszy spojrzał na mnie zaskoczony i zapytał co tu robię, że nie mam prawa wchodzić do tego pokoju bez pukania i powinienem natychmiast wyjść. Miał tupet, aby rozkazywać swojemu przyszłemu mordercy. Oj okrutny los dzieciaka, który musiał wejść mi w paradę. Patrzyłem na niego z góry, a w mojej głowie krążyły jego ohydne zwroty do Morowa. "Świetna fryzura, Panie Morrow", "Przystojnie Pan wygląda w tej marynarce, Panie Morrow". A niech go szlag!

- Naprawdę, proszę wyjść. Zaraz przyjdzie szef... Nie wolno mi nikogo tu wpuszczać.

- Tylko ty poniesiesz dziś konsekwencje.

- Słucham? Ale dlaczego ja?

- Ryby i dzieci głosu nie mają.

Znienacka rzuciłem w jego stronę trzema igłami, które nieszczęśliwie wbiły się w fotel tuż za nim. Skakał jak jakaś żaba, pieprzona małpa! Był szybki, zwinny, trudny do trafienia. Denerwował mnie coraz bardziej i tchórzliwie próbował uciec. Niech pozna smak porażki, zamiast latać jak pszczoła po alkoholu. Nie dało się nic zrobić, musiałem samodzielnie go złapać, a z tym już nie było większego problemu. Właściwie miło było w niego celować, obserwując przerażenie na twarzy. Chwyciłem go mocno za szyję, odepchnąłem w kierunku ściany, a kilka ołówków na stole posłużyło mi za zastępcze igły. Nie mogłem ich zostawić w jego ciele, więc zamiennik był lepszym wyborem. W końcu szkoda by było, aby broń zdradziła sprawcę. Wolałem pozostać anonimowy. Może to okrutne zabijać kogoś po takich przewinieniach jakich on się dopuścił, ale dla mnie nie miało to żadnego znaczenia. Kogo obchodziło czy jakiś wyjątkowo paskudny szczeniak w dalszym ciągu będzie marnował tlen czy nie. Mogłem zrobić to samo z każdym innym dzieciakiem i nie miałbym żadnych wyrzutów sumienia. Miło było patrzeć jak kilka ołówków naraz przybija chłopca do ściany za kończyny, a jeden z nich kończy w czole. Wykrwawiał się, trudno było mu znieść ból przez kilka kolejnych minut, po których jego ciało straciło wszelkie siły, a mózg i serce przestały pracować. Dla pewności wbiłem w jego pierś nożyczki, aby potem zebrać swoje igły i wymknąć się oknem. Musiałem działać szybko, bo zaraz miał pojawić się szef...a tak naprawdę to Hisoka za kilka minut miał podjechać pod park.
Biegłem tam, upewniając się że nie pozostało na mnie żadnych śladów, które mogłyby jednoznacznie wskazać na morderstwo bachora. Profesjonalista nawet krwią się nie ubrudzi przez przypadek. Dostrzegłem go, czarny samochód. Wsiadłem do niego bez zastanowienia, a ten zaraz włączył się do ruchu.

- No, to jak tam praca? - zapytał, na co miałem zamiar odpowiedzieć, ale zdziwił mnie obco brzmiący głos.

- Co tu robisz?! - krzyknąłem zaskoczony na widok Chrollo.

- Przecież się umawialiśmy - odparł ze śmiechem, skupiony na drodze.

- Nieprawda, ty udawałeś Hisokę! - oskarżyłem go, zaczynając się stresować.

- Nie prawda. Czy przedstawiłem się jako Hisoka? A może ty mnie o to zapytałeś, a ja nie zaprzeczyłem? Nie przypominam sobie. Umawialiśmy się, kochanie - dodał, powtarzając po mnie pieszczotliwy zwrot.

- To jest niesprawiedliwe, gdzie my jedziemy? Ledwo cię znam. Chcę do domu - warknąłem, szykując na niego igły.

- Nie bój się, twój facet już na ciebie czeka.

- ...Serio?

- Tak, serio. Zaraz będziemy na miejscu. Ma niespodziankę dla swojego ulubionego chłopca.

- Ah, serio?! - dopytałem podekscytowany i już nie śmiałem się sprzeciwiać...ale po namyśle wydało mi się to troszkę podejrzane. - Dlaczego mam ci ufać?

- Bo dam ci lizaka - stwierdził starszy, podając mi słodycz w zielonym opakowaniu.

Od razu go zabrałem, bo słodycze były jedną z moich największych słabości. Przekupiony w ten sposób mogłem grzecznie siedzieć cicho. Byłem taki podniecony i rozpalony. Ukrzyżowałem bachora. Łącznie pozbyłem się dwóch zagrożeń. Byłem z siebie taki dumny i jak na złość nikomu nie mogłem się tym pochwalić. Ciekawiło mnie co takiego przygotował Hisoka i dlaczego nie mógł zrobić tego w domu. W razie czego miałem ze sobą broń, byłem przygotowany. Nie obawiałem się niczego, dopóki dostawałem dodatkowy cukier. To jak nagroda za dobrze wykonaną pracę. Można powiedzieć, że tak czy siak dostałem zapłatę za usługi, nawet jeżeli nie była tak duża jak zazwyczaj. Wtedy zadzwonił do mnie Hisoka. Odebrałem.

- Tak, prosiaczku?

- Uhh, nie wymyślaj sobie tak obleśnych ksywek. Gdzie jesteś?

- Jadę do ciebie.

- Jedziesz? Przecież nie masz samochodu.

- Chrollo ma.

- Że kto do cholery ma?! Co ja ci o nim mówiłem?! Powinienem ci tyłek przeprać ze sto razy, abyś zrozumiał proste zakazy!

- Czekaj, to znaczy, że ty...

Nie zdążyłem dokończyć rozmowy. Chrollo zatrzymał się na miejscu, zaplótł moje dłonie paskiem i na tym się moja konwersacja z ukochanym zakończyła. A niech to... Wygląda na to, że tego dnia umrze więcej osób niż przypuszczałem.

🍭🍭🍭
Nope, to nie jest porwanie z miłości.
W tej książce Chrollo to chujek.

LolliPop || Hisoka x Illumi PLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz