Nie mógł w to uwierzyć.
Rozpoznał ją po głosie, poniewaz siedziała do niego plecami, nie mógł zauważyć jej twarzy. Myślał, że to jakaś kolejna przygłupia koleżanka Cally.
Brzmiała tak, obco. Miała piękny glos, spokojny i melodyjny, uważnie dobierała słowa jakie kierowała w stronę jego siostry i mówiła lekko, z pewnością w głosie.
Szklanka wypadła z jego dłoni, rozbijając się na kafelkach.
Dwie głowy odwróciły się w jego stronę. Jednak skupiał się tylko na jednej.
Miała ostre rysy twarzy, mały nos, na którym było kilka piegów, duże blado-błękitne oczy, patrzące na nia z niepewnością. Jej czarne włosy sięgały jej do połowy pleców, była taka blada, że zdawała się móc wtopić w jedną ze ścian.
W pierwszym odczuciu chciał podbiec do niej, przytulić, dotknac, aby upewnić się, ze to naprawde o n a, że za chwilę się nie rozpłynie.
Stał w miejscu nadal niedowierzając. Przecież tak za nią tęsknił! Chciał, żeby do niego wróciła, a jak już tu jest to nie wykonał żadnego kroku w jej stronę.
Attelia podniosła się ze skórzanej kanapy ruszając w jego stronę. Stanęła przed nim, zadzierając głowę do gory, aby móc mu sie przyjrzeć, miał ochotę sie zaśmiać, przy jego metrach dziewięćdziesięciu, a jej sześćdziesięciu dzieliła ich spora różnica wzrostu.
— William?
Przęłknął powoli gulę, zbierającą się w jego gardle. Patrzył na nią cały czas. Wydawała się być taka odległa. Zimna.
Nagle poczuł złość. Po co wróciła? Żył, bez niej, przyzwyczaił się do samotności, a ona nagle wróciła?
— Co tu robisz, Różyczko? — jego glos był jak brzytwa. Ostry. Miał ochotę sobie strzelić w łeb, za stare przezwisko, którym ją nazwał.
Cała złość jaką miał w sobie zaczęła sie kumulować, chcąc się wydostać.
— Wróciłam, William. Wrocilam do domu. — chłód jakim emanowała był nie do poznania. Zawsze była taka ciepła, radosna, pełna życia.
— Matko, ale to jest dziwne — mruknęła Cally. Zadne z nich nie spojrzało w jej kierunku, toczyli bitwę miedzy soba. Dla Cally wygladalo to jakby komunikowali sie bez słów. Myliła sie, teraz oboje próbowali dostrzec w sobie, starych siebie, dawne cząstki tego czym byli.
Nie zostało po nich juz nic.
William pierwszy odwrócił spojrzenie, poszedł do swojego pokoju, zostawiajac rozbita szklankę miedzy nimi, ktora wydawała by sie, odwzorowywać ich dwojke. Oboje byli rozbici.
— Wiesz o tym, że musimy porozmawiać! — Attelia krzyknęła za nim, zatrzymał sie na schodach. Jego serce biło niemiłosiernie szybko, jakby zaraz miało wyskoczyć z jego klatki piersiowej. Miał mieszane uczucia, przyzwyczaił się do tego, że jej już nie ma. A ona wróciła, tak nagle. Był wściekły i jednocześnie odczuwał strach. Nie chciał popsuć wszystkiego, co teraz miał, przez jej powrót. Nie mógł na to pozwolić.
— Nie, Attelio. Nie mamy już o czym rozmawiać.
Zniknął w ciemnym korytarzu prowadzącym do swojego pokoju.
Nie mieli juz o czym rozmawiać. Dzielił ich spory dystans. Oboje znajdowali się po dwóch stronach oceanu.
Miał wrażenie, ze słyszał dźwięk. Dźwięk dwóch pękajacych serc.
***
co sądzicie? kolejny krotki, długość rozdziałów to bedzie takie losowanie hyhy
kredens
CZYTASZ
ʙᴜᴋɪᴇᴛ ʙɪᴀʟʏᴄʜ ʀᴏ́ᴢ̇
Teen FictionOd zawsze byli tylko oni. Willam i Attelia. Byli jedną drużyną, która grała do tej samej bramki. Razem budowali babki z piasku, uczyli się jeździć na rowerze, czy też w późniejszym czasie pakować się w kłopoty. Jednak w wieku dwunastu lat Attelia m...