— Kim on, kurwa, jest?
William spojrzał na swoją przyjaciółkę niezrozumiale. Buzowała dzisiaj samymi negatywnymi emocjami, co było niepodobne do niej, zazwyczaj była oazą spokoju.
— Kto? — spytał dosyć ostrożnie.
Attelia od ostatniego wydarzenia z Revonem (czyli wczoraj), chodziła z miną, która wręcz krzyczała, że ma ochotę kogoś zamordować. Dodatkowo irytował ją fakt, jakie reakcje wywołał u niej dotyk chłopaka. Była w kompletnym stanie otępienia i zamroczenia.
— Revon — wysyczała.
William zmarszczył brwi, nie do końca zrozumiał jej pytanie. Revon zaczął się nią interesować? Nie wróżyło to nic dobrego, jedynie złamane serce i coś, co budziło w nim lekki niepokój. Jeśli Revon się kimś zainteresuje na poważnie, to nie ma takiej siły, która by go odciągnęła, od planu jaki ma prawdopodobnie w swojej głowie.
— On... — chyba sam nie wiedział, co powiedzieć — Jest skomplikowany. Złożony, ale nie jest zły, po prostu... — westchnął, wiedział, że w takiej sytuacji, jeśli Revon się zainteresował jego przyjaciółką, to nie mógł nic zdziałać — Patrz szerzej, okej?
Attelia nie rozumiała. William zamiast jej pomóc, to tylko pogorszył sytuację. Oczekiwała konkretnej odpowiedzi, a dostała praktycznie nic. Patrzeć szerzej? Prychnęła.
Nie powiedziała mu, jaka sytuacja miała miejsce między nimi, ani tego jak się wtedy czuła.
Revon rzeczywiście ułożył ją do snu, gdy się obudziła nie było go. Nie zostawił po sobie żadnej wiadomości. Jedyne, co dało jej odróżnić, że to wszystko nie było jedynie jej wymysłem, to delikatny zapach chłopaka, który unosił się w pokoju.
Jeśli była przerażona podczas calego zajścia, to teraz była w ś c i e k ł a. I to nie na żarty, nie pozwoli prowadzić mu żadnej popieprzonej gierki.
Attelia zacisnęła szczękę. Wygładziła swoją dżinsową spódniczkę i wstała z ławki, na której siedziała wraz z przyjacielem. Wspólnie ostatnio postanowili, że całe spięcie, które było między nimi puszczą po prostu w zapomnienie i sprawdziło się. Jej czarne długie włosy łagodnie opadały na plecy, miała na sobie również kabaretki z wielkimi oczkami, tradycyjnie swoje glany, czarny top z dekoltem i skórzaną kurtkę.
William był ubrany zaś po prostu w dres. Włosy sterczały mu na każdą stronę i zdecydowanie nie był to artystyczny nieład. Bardziej nieokrzesany busz.
— Idziemy na kawę? — rzuciła, wstając z ławki. William przytaknął, napisał jeszcze wiadomość do Revona, czy nie chciałby iść z nimi. Attelia warknęła tylko na ten pomysł, jednak nie protestowała.
***
— Attelia — wyrmuczał czarnooki.
William zakrztusił się swoim napojem, słysząc taką czułość w głosie swojego przyjaciela, powiedzieć, że był w szoku to mało. Naprawdę musiał się nią z a i n t e r e s o w a ć. Wiedział, że nie wyniknie z tego nic dobrego, zostało mu tylko obserwować wszystko z boku.
Attelia słysząc go, warknęła niczym rasowy pies. Rzuciła złowrogie spojrzenie czarnookiemu i zacisnęła szczękę do takiego momentu, że myślała, że pokruszy sobie wszystkie zęby. William spojrzał na nią karcąco, przecież Revon ledwie się odezwał!
William tradycyjnie przywitał się z chlopakiem uściskiem dłoni i następnie poklepał miejsce obok siebie, aby mógł usiąść.
Przebywanie z Revonem w jedym miejscu, w dodatku gdy znajdował się tak blisko, było podobne do odczucia przebywania w małym pokoju, klaustrofobicznym, gdzie czujesz, że ściany wokół ciebie się zwężają odbierając ci dostęp tlenu i racjonalnego myślenia. A ty nie mogłaś zrobić nic, aby się z niego wydostać.
Posłała w jego stronę kolejne wrogie spojrzenie. Nienawidziła tego jak na nią działał, bo przecież go nie znała. Czuła się jakby bawiła się ogniem, który z każdą chwilą mógł przemienić się w ognisko, nie pilnując tego małego płomienia. Niesamowicie ją to irytowało.
— Co zamawiacie? — spytał William chcąc poprawić jakoś atmosferę panującą w ich trójce.
— Mala czarna — powiedzieli w tym samym czasie, ich spojrzenia spotkaly się automatycznie — Bez cukru — ponownie wymówili w tym samym czasie, Attelia warknęła, a Revon uśmichnął się przerażająco.
William chcąc się wydostać z tego całego napięcia, jakie towarzyszyło przy stoliku, poszedł złożyć zamówienie.
Attelia zlustrowała Revona wzrokiem. Był przystojny i to bardzo. Nigdy nie widziała kogoś, tak i d e a l n e g o. Jednocześnie miał w sobie, coś co kazało jej się trzymać od niego z daleka.
— Co się dzieje, mój słodki wampirku? — rzucił do nirj Revon. Urzekła go.
— W co ty, kurwa, grasz? — syknęła.
Revon przekrzywił głowę lekko w prawo: — Nie wiesz? — posłała mu złowrogie spojrzenie, jej blado-błękitne tęczówki wpadały delikatnie w odcienie szarości, poprzez kierujące nią emocje, Revon mógł zauważyć jak ciemnieją.
Była pierwszą dziewczyną, w której pragnął wywołać tak sprzeczne emocje, że ona sama nie miała by pojęcia o ich istnieniu, cieszyć się jej każdą negatywną emocją, ale dodać do tego ciekawość, coś co sprawiłoby, że ciężko było by jej zostawic g o w spokoju.
Revon już jej nie odpowiedział, swoje myśli, jak i odpowiedź na jej pytanie, zostawił dla siebie. W między czasie dotarł do nich William z zamówieniami. Attelia w duchu się ucieszyła, że nie musi sama siedzieć z tym pomiotem szatana. Wiedziała również, że unikanie go jest czymś niemożliwym, bo przecież przyjaźnił się teraz z Williamem, raz na jakiś czas będą na siebie wpadać.
***
Od spotkania w kawiarnii dostała jeszcze kilka czerwonych róż, które zawsze czekały na nią na balkonie.
Attelia ponownie wyszła na balkon, dostrzegła kolejną róże, na co miała ochotę wywrócić oczami, jednak dotrzegła przywiązaną do niej małą karteczkę. Zmarszczyła brwi i podniosła.
"Zdobną w ofiarnych kwiatów zwoje,
A wszystkie kwiaty były moje."****
mysle ze jest w porzadku, jak uważacie?po za tym, hej! nie zniechęcajcie sie do Revona, jeszcze nie skonczylam opowiadania, moj ulubiony bohater.
czekam na wasze komentarze, lubie je czytac
kredens
*edgar allan poe, "tej, co w raju" [fragment]
CZYTASZ
ʙᴜᴋɪᴇᴛ ʙɪᴀʟʏᴄʜ ʀᴏ́ᴢ̇
Teen FictionOd zawsze byli tylko oni. Willam i Attelia. Byli jedną drużyną, która grała do tej samej bramki. Razem budowali babki z piasku, uczyli się jeździć na rowerze, czy też w późniejszym czasie pakować się w kłopoty. Jednak w wieku dwunastu lat Attelia m...