Wielu ludzi nie potrafi rozmawiać.
To znaczy, chodzi tu głównie o rozmowę, w której mówi się o uczuciach. Niektórzy nie potrafią określić jak opisać dane uczucie jakie mu towarzyszą, szczególnie gdy przez ostatnie lata odczuwało się kumulujący się w sobie gniew. Taki paskudny gniew, który sięgał swoimi wielkimi mackami w twoją stronę i próbował cię pochłonąć całkowicie.
William był jedną z osób, które nie potrafiły rozmawiac, tymbardziej o uczuciach. Od zawsze był człowiekiem małomównym, nie ufnym. Opisywanie emocji należało do zadań, które sięgały wysoko poza jego możliwości.
Nie chodzi tu o dobór słów. Akurat formułowanie zdań miał opanowane do perfekcji. Być może przerażał go fakt, o opisywaniu tego jak się czuje w danym momencie, wydawało się to wręcz niemożliwe do wykonania.
Dlatego stwierdzil, że nie mają o czym rozmawiać z Attelią. Nie byli już tymi samymi dziećmi. Zdecydowanie wydorośleli. Nie widział w niej tego szczęśliwego dziecka jakim była zanim odeszła. Ale przecież minęły cztery lata, więc chyba nie mógł myśleć, że czas się zatrzymał? Miał przecież lustro w domu i zdrowy wzrok, widział po sobie, że sam się zmienił, więc czemu był taki zły, gdy spojrzał na nią?
A może tak naprawdę bał się rozmowy z Attelią?
Od czasu jej wyjazdu zdążył poukładać sobie życie od nowa. Bez niej. A ona wpada do niego zaburzając cały jego rytm. Rozmowa z nią mogłaby tylko pogorszyć jego samopoczucie i wywołać bolesne wspomnienia, a on chciał jak najbardziej tego uniknąć. Bez żadnej dodatkowej konfrontacji.
Westchnął ciężko. Wydawał sie byc taki zmeczony. Nie przypuszczał, że jej nagły powrót wzbudzi w nim takie uczucia, które były głęboko zakopane w jednej z wielu szuflad jego umysłu.
Otworzył okno, następnie kładąc się na łóżko. Chwile jeszcze zajęło mu rozmyślanie, zanim zasnął.
***
Ze snu wyrwał go dźwięk zamykanego okna i cichy szept, miły dla ucha:
—„ Ach, pamiętam jakby wczoraj, była przykra grudnia pora... — miał zmarszczone brwi, powoli zaczynał otwierać oczy, nie rozumiejąc sytuacji — Głównie mrąc to cień rzucały, to blask jakiśch zórz. Tęsknom czekał, by świat biały błysł, bo księgi nie sprawiały...
— ...ulgi w mej boleści stałej, odkąd znikł mój anioł stróż, dziewczę słodkie, które zwie Lenorą anioł stróż..."*— dokończył William. Doskonale wiedział kto i kogo cytował. Był chyba w lekkim szoku, nigdy nie pomyślałby, że Attelię interesuje poezja, w dodatku taka, która wydaje się być trudna.
Spojrzał na nią.
— Po co przyszłaś?
— Chciałam porozmawiać, jak ludzie William.
Nie chciał rozmawiać, w dodatku gdzie dziewczyna zakradła się do jego pokoju. Przecież to włamanie.
— Nie chcę rozmawiać, Attelio. Dobrze wiesz. — był zmęczony całą tą sytuacją. Nie chciał jej tu, w swoim pokoju i życiu.
Spojrzał na nią. Swoje czarne włosy miała rozpuszczone, była już przebrana w szary dres i lekką koszulkę na cienkich ramiączkach. Na stopach posiadała puszyste kapcie. Na jej twarzy nie było ani grama makijazu, przez co dokładnie dostrzegał jej sińce pod oczami. Blado-niebieskie tęczówki świndrowały go wzrokiem, pozbawionym jakichkolwiek uczuć.
— Nie proszę Cię o przyjaźń, tylko o rozmowę. — westchnęła. — Może być to nawet nasza ostatnia, chciałam tylko wiedzieć, jak... było u ciebie przez te cztery lata. Nie wiedzialam nic, co się u ciebie dzieje, dobija mnie to wiesz Willy? — miała takie smutne spojrzenie, pierwsze emocje jakie zobaczył po latach w jej oczach, to wszechogarniający je smutek.
— Nie chcę z tobą rozmawiać, Att. Sam nie wiedziałem, co się u ciebie dzieje, myślisz że łatwo mi jest teraz z tym wszystkim? Wracając tu zburzyłaś wszustko, co miałem! — nie chciał podnosić głosu, nie chciał pozwolić aby gniew przezwyciężył jego rozsądek.
— Wysyłałam ci listy! Wiele listów. To ja na zaden nie dostałam odpowiedzi! Myślisz, że tylko ty przeżywałeś!? Trzymasz do mnie żal o to, na co nie miałam żadnego wpływu — pokreciła głową — Ba, nawet nie mogłam mieć!
Przeczytał wszystkie listy od niej. Nie odpowiedział dlatego, że nie mógł się pogodzić z tym, że ona układa sobie życie bez niego, idzie dalej, sama, z nowymi przyjaciółmi.
— Wyjdź stąd.
— Dobrze wiesz, że będziemy musieli porozmawiać, jak nie dzisiaj to jutro, jak nie... — mówiła, głośno wypowiadała słowa. Nie mogl tego sluchac, nie dała mu sie nawet oswoić z myślą, że jest tu, że naprawdę wróciła.
— Wypierdalaj z mojego pokoju Attelia! — jego glos mogl ciąć kartki papieru, nie miał ochoty, nie potrafiła tego uszanować.
Attelia stanęła prostując się nagle. Spojrzała na niego wzrokiem pełnym obojętności, jakby jego słowa nie zrobiły na niej większego wrażenia. Ale on widział, przez jedną milisekundę, ból w jej spojrzeniu. Nie mógł uwierzyć jak doskonale maskowała przed nim swoje emocje, udając taką oziębłą na jego słowa i całą postawę w stosunku do niej.
— W porządku. — zimny ton głosu sprawił, że miał ochotę się wzdrygnąć. Stała dalej przy oknie, on siedział przygarbiony na łóżku. Czy tak wyglądają ludzie, którzy darzyli się bezwarunkowym zaufaniem i znali każde swoje sekrety? W takiej odległości wyglądali, naprawdę jakby dzielił ich ocean, niemożliwy do pokonania nawet przez najlepszy prom, czy samolot. Byli na dwóch końcach świata i byli nieznajomymi, już się nie znali. — Nie zostawię tak tego, będziesz musiał ze mną porozmawiać.
I wyszła. Drzwi frontowe trzasnęły głośno.
W jego uszach słyszał grzmot, a później pisk. Głośny, wręcz nie do zniesienia.
☟︎︎︎☟︎︎︎☟︎︎︎☟︎︎︎
wydaje sie byc totalnie bez ładu i składu. jak wam sie podoba?
bede wstawiac sie najczesciej jak tylko moge! do nastepnego.
kredens
CZYTASZ
ʙᴜᴋɪᴇᴛ ʙɪᴀʟʏᴄʜ ʀᴏ́ᴢ̇
Teen FictionOd zawsze byli tylko oni. Willam i Attelia. Byli jedną drużyną, która grała do tej samej bramki. Razem budowali babki z piasku, uczyli się jeździć na rowerze, czy też w późniejszym czasie pakować się w kłopoty. Jednak w wieku dwunastu lat Attelia m...