06. William

18 1 1
                                    

Oczywiście, że ją kurwa, widział.

Na początku starał się nie zwracać na nią zbytniej uwagi. Czuł się obserwowany, wiedział, że na niego patrzyła. Starał się nie zwracać jednak uwagi. Blondynka obok niego jeździła swoją dłonią po jego udzie, jawnie coś proponując.

Siedział sztywno. Nienaturalnie wyprostowany. Czuł dyskomfort wiedząc, że jest obok i bacznie go obserwuje.

Po za tym, kto by jej nie zauważył? Każdy był ubrany w kolorowe koszulki, jasne, a ona nienaturalnie ręcz blada i jej mroczny strój, jak i sama aura.

Jaki miała w tym cel? Nawet się nie kryła z tym, że go obserowała. Zacisnął dłonie.

Po jakimś czasie wyszła na parkiet, który znajdował się naprzeciw niego, przez co miał na nią doskonały widok. Tańczyła z Linusem, trzymając w dłoni butelkę cydru, co jakiś czas upijała z niej łyki. Blondas zabrał od niej po jakimś czasie butelkę, złapał ją za biodra. Attelia zarzuciła swoje ręce na jego szyje. Zaczęli tańczyć bardziej zmysłowo, ocierając się o siebie.

Mimo, ze była ubrana wręcz dziwacznie, wokół towarzystwa, w którym się znajdowała, to przyciągała uwagę każdego. Jej uroda była niesamowita, nieskazitelnie blada, bez żadnych przebarwień, czysta i niewinna.

Kręciła swoimi biodrami kusząc każdego dookoła.

Uczucie zazdrości sprawiło w Williamie, że miał wrażenie, że się topi. Poczuł się jakby nigdy nie mógł wypłynąć już na powierzchnie i zaczerpnąć świeżego powietrza. Uczucie to żywcem paliło go od srodka, pożerało. Ciągnęło w dół.

Rozmasował delikatnie swoją klatke piersiowa, czując nieznośny uścisk. Gdyby miał dokładnie określić, to czuł się jak topielec, którego wrzucili na głęboką wodę, z przywiązanym worem kamieni do kostki.

Nie mógł zareagować.

— Co to za laska? Pierwszy raz ją widzę — rzucił Revon siedzący u jego boku, pogwizdując pod nosem. — Jest taka... gorąca — William zacisnął szczękę.

— Spróbuj ją tylko tknąć — rzucił mu szybkie złowrogie spojrzenie. Matko, jaki on był sam sprzeczny sobie. Jednocześnie nie chciał mieć z nią kontaku, a z drugiej nie chciał, aby jego najlepszy przyjaciel położył na niej swoje lepkie łapska.

Ciemne brwi Revona wyskoczyły automatycznie w górę. Spuścił wzrok na Williama, dostrzegając to jaki był zdenerwowany. Chociaż fakt, zdenerwowany to za małe określenie, Will był w k u r w i o n y. Bardzo.

— A tobie co? Wpadła ci w oko? Hmm?

Revon pod wpływem alkoholu był nie-do-kurwa-zniesienia.

— Przymknij się, poważnie Rev. — wysyczał.

W głowie Revona zaczęły przelatywać wszystkie możliwe scenariusze i rysopisy osób. Probowal dopasować kim była owa dziewczyna, że wywołała w jego kumplu takie emocje. Znali się blisko od pięciu? Może czterech lat, jego pijany umysł nie do końca mógł sobie przypomnieć. Wiedział, że plotki, które dotyczą złamanego serca Williama, są prawdą, rozmawiali na ten temat dwa razy. Revon czasami uważał, że jego głowa jest za mała, aby pojąć siłę miłości.

Nagle jakby porażenie pioruna. To o n a.

Musiałabyć nią, Will opisywał mu kiedyś jej wygląd, że tylko ona potrafi wzbudzić w nim najgorsze emocje.

Usta Revona przybrały kształt litery ,,O". Zamrugał zaskoczony.

— C-czy to o n a? — nie mógł uwierzyć, że nazwał ją gorącą, dziewczynę, która złamała Williamowi serce. Ale hej! Nie widział jej wcześniej. Wiedział ile ona znaczy dla Williama, dalej mimo, że on sam wzbraniał się przed tym uczuciem.

William zaś westchnął ciężko. Przytaknął nie ufając swojemu głosowi.

Revonowi zapaliła się lampka nad głową, wstał lekko chwiejnym krokiem. Wygładził swoje szare materiałowe spodnie oraz tego samego koloru marynarkę. Był typowym wnuczkiem gubernatora, na codzień ubierał się w właśnie takie komplety. Materiałowe, czasami naeet garniturowe spodnie i marynarki.

Jego dzisiejszy strój składał się z szarych materiałowych spodni, w pasie znajodwał się czarny skórzany pasek, miał na sobie białą koszulkę z dekoltem w serek i marynarkę tego samego koloru, co spodnie. Na stopach znajdowały się czarne pantofle, z których William lubil się śmiać, że błyszczą się jak psu jajca.

Sam Revon był dość, (mało) elegancką osobą. Był prawdziwym pomiotem szatana. Miał wręcz czarne oczy, które wydawały się jeszcze ciemniejsze niż jego włosy. Na jego głowie widniał artystyczny nieład. Roztrzepane lekko przydługie koncówki opadały mu na czoło. Jego twarz wyglądała jakby była wykuta w jakimś drogocennym kamieniu. Linie jego twarzy mogły ciąć papier, a uśmiech który posyłał potrafił sprawić, że nawet facetowi miękną kolana.

Jego uprzejme uśmiechy i gesty miały tylko zmylić ofiarę. Potrafił być niesamowicie czarujący, lecz przy tym dość niebezpieczny.

Przeczesał ręką włosy, odgarniając je lekko do tyłu. Strzelił palcami rozprostowując je. Na jego palcu serdecznym znajdował się sygnet rodzinny, przekazywany z pokolenia na pokolenie. Revon zachowywał się jak pieprzony książę, nie dość że wiedział jak wykorzystać swoje umiejętności to widział w dodatku jak wygladal, przez co był niesamowitym narcyzem. A pod tą całą otoczką, krył się prawdziwy demon, który nawet samego księdza namówił, aby zgszeszył.

Revon się wyprostował lekko zataczając się do tylu. Wściekły William obserował jego poczynania, nie odzywając się ani słowem, jedną brew miał uniesioną ku górze próbując wymyślić, co on do kurwy robi.

— Idę — wskazał palcem — po nią.

— Nie waż się — warknął na niego.

Revon błysnął uśmiechem. Wyglądał jak prawdziwy demon, który uknuł szatański plan.  Uniósł brew na Williama, nie komentując więcej, poprawil jeszcze raz swoją marynarkę, ruszając w stronę tłumu.

Uczucie topienia powróciło do Willa ze zdwojoną siłą.

Nie powinna wracać. Revon jest totalnym pojebem, a on sam nie wiedział, co on dzisiaj wymyślił. Jedyne na ten moment, co mógł zrobić to pilnować otoczenie.

Wiedział jednak, że Revon nie zrobi nic w stosunku do niego, aby mu zaszkodzić. Lecz to nie zmieniało faktu, że delikatnie się obawiał.

***

Revon to zdecydowanie moj ulubieniec, przekonacie sie w kolejnych rozdziałach ;)

jak wam sie podoba?

kredens

ʙᴜᴋɪᴇᴛ ʙɪᴀʟʏᴄʜ ʀᴏ́ᴢ̇Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz