"Moja rzeczywistość płonie jak sto ognisk
Niedoskonały-idealny świat
Naprawię to najlepiej, jak potrafię"
Gdy się obudziłem powitały mnie promienie słońca rażąc moje zaspane oczy. Przekręciłem się na plecy i przeciągnąłem jak duży kocur. Podparłem się na łokciach i lekko uniosłem na materacu. Zmrużyłem oczy i spojrzałem na okno. Słońce już jest wysoko więc jest południe. Dawno tak długo nie spałem, ale czuję się wypoczęty. Dziwne, bo na Baker zawsze spałem maksymalnie 5 godzin a budziłem się nad wyraz nie wyspany no czasem 6 jak była cięższa sprawa. A teraz przespałem dobre 10 godzin. Co on przez wentylację mi podał środki nasenne czy co? Położyłem się z powrotem na łóżku i przetarłem twarz dłonią. Patrzyłem się na biały sufit bez żadnych pęknięć wręcz gładki. Moja głowa już nie bolała i nie czułem tej sahary w gardle. Czyli to wszystko jest prawdziwe i realne. Jasna sypialnia dawała jakby lepszego samopoczucia niż moja ciemna w starym mieszkaniu. Matko co ja gadam to tylko wymysł ludzkiego umysłu. Lepiej czy gorzej co za różnica dla mnie. Trywialne rzeczy dla pospolitych osób. Złapałem telefon i laptop po czym usiadłem na łóżku sprawdzając pocztę oraz sms'y. Miałem e-maila z kolejnym pdf'em. Odpaliłem i przeczytałem. Jakimi on mnie pierdołami zasypuje. Zatrzasnąłem komputer i spojrzałem na sms'y o dziwo były tam dwa od Jima.
- Zejdź na dół jak się księżniczka wyśpi. JM
- W salonie czeka na Ciebie coś co zapomniałeś zabrać. JM
Ciekawe co to może być, przecież wziąłem to co było mi potrzebne, czyli skrzypce. Położyłem telefon na kołdrze wstając i podreptałem po świeże ubrania i udałem się do toalety. Po 15 minutach byłem gotowy po czym zszedłem na dół. Na szczęście nie widziałem ani tym bardziej nie słyszałem Morana nigdzie. Pewnie już dawno wyszedł kiedy spałem. Nie to żebym miał za nim tęsknić. Moje oczy zauważyły, że coś jest przewieszone przez oparcie fotela.
- Nie... - Podszedłem szybko i złapałem płaszcz. To mój stary nie żaden nowy tylko czysty i odświeżony. Był na Baker Street czy co? Potarłem w palcach materiał a na siedzeniu leżał mój szalik. Wziąłem go i zawiązałem na szyi po czym założyłem płaszcz. Podszedłem do lustra na korytarzu i się obejrzałem. Niby ta sama osoba a jednak inna.
- Założyłeś? – Głos Jima wyrwał mnie z własnego umysłu i przemyśleń.
- Po co go przywiozłeś? Miałem zacząć nowe życie a to nie pomaga. – Ale go założyłem a teraz nie chciałem zdjąć czując się w pewnym sensie... Kompletny? Nie wiem jak to nazwać.
- Co Ty taki sentymentalny? Alkohol jeszcze z Ciebie nie zszedł? – Zaśmiał się do mnie i staną obok mnie w lustrze. – To tylko płaszcz po prostu nie wyobrażam sobie abyś biegał w innym ten Ci pasuje. Nie ma sensu przywiązywać się sentymentalnie do rzeczy tak trywialnych jak nakrycie wierzchnie. Czy chodziłeś w nim będąc detektywem konsultantem czy teraz moim pracownikiem. – Podniósł brew do góry i złapał mnie za ramię. – Sherly po prostu żyj. – Poklepał mnie po plecach i poszedł do salonu. Dobra z jego ust to brzmi bardzo dziwnie i groteskowo.
- Sam się zabiłeś na moich oczach a mówisz mi o życiu James. – Poszedłem za nim cały czas w tym płaszczu. Ten usadowił się ze swoim laptopem na kanapie żując gumę. Stałem przy stole oczekując od niego jakiejkolwiek reakcji lub chociaż wskazówki jak on to zrobił.
- Dobrze Ci się spało? – Spojrzał na mnie ignorując wcześniejszą moją wypowiedź. – Po co ja pytam widać, że tyle godzin snu dobrze Ci zrobiło. – Po czym spuścił wzrok na ekran laptopa klikając i pisząc coś szybko. Francuski rozpoznaję słowa. Odwróciłem głowę w sumie mało mnie to interesowało co i do kogo pisze. Dla mnie może nawet i do Papieża, w sumie kto nim jest? Nie ważne mało przydatna informacja jak dla mnie. Zdjąłem z siebie mój płaszcz i poszedłem go odwiesić do przedpokoju po czym udałem się do kuchni. Nie ma sensu przy nim siedzieć jeszcze zdąży mi uprzykrzyć życie. Nalałem wody do elektrycznego czajnika chcąc zrobić sobie kawę. Na razie przez najbliższe dni nikt tego za mnie nie zrobi. Zawsze był to John, ale też do czasu. Zamarłem z łyżeczką kawy nad kubkiem. Nie chce o nim myśleć a nawet w tak trywialnej rzeczy potrafi mi się przypomnieć. Zdenerwowany wrzuciłem trzymanym przedmiot do filiżanki a ręce z hukiem położyłem na blacie i zamknąłem oczy. Wykasuj doktora Johna Hamisha Watsona. Wykasuj go Sherlock. To nie będzie takie proste on jest tak zakorzeniony w moim Pałacu Pamięci jak bluszcz na ścianie. Pogrążyłem się w myślach, że nawet nie zauważyłem, że ktoś koło mnie stanął i zalał za mnie tą pieprzoną kawę robiąc przy okazji dla siebie. – Ziemia do Sherlocka! – Coś mi pstryknęło przed oczami wybudzając mnie z transu. Zamrugałem szybko parę razy i moje oczy spojrzały na twarz Jima. – Jeżeli wiesz co to jest. – Parsknął śmiechem. – Wiesz, że pierwszy raz widzę jak zagłębiłeś się w swoim słynnym Pałacu Pamięci?
CZYTASZ
Sherlock'owe opowieści
FanfictionZnajdziecie tutaj opowiadania (Sheriarty, Sherstrade, Johnlock, Mystrade i Mormor) dłuższe czy też typowe one-shoty w uniwersum serialu Sherlock. Zapraszam do czytania :)