ROZDZIAŁ 1

3.4K 154 501
                                    

REMUS

Tak jak Remus podejrzewał... Ta noc dłużyła mu się, a myśli, te najgorsze, nie pozwalały w spokoju zasnąć. Dopiero nad ranem zmrużył oko, by po niecałej godzinie zostać obudzonym przez własną sowę - Lupę. Nie chciał nawet myśleć o symbolice tego, że pierwsze po otworzeniu oczu widzi sowę - symbol smutku, samotności i śmierci. Przetarł nerwowo oczy i dopiero wtedy zauważył, że Lupa ma w dziobie list. Wstał pospiesznie obawiając się, że to kolejna wiadomość od Jamesa. Wręcz podbiegł do ptaka i przez zdenerwowanie zapomniał dać jej przysmak za co Lupa go dziobnęła. Nie był to list od Jamesa, tylko od Lily, która pytała jak się trzyma i o co chodziło z wczorajszym spotkaniem rodziców Jamesa. Postanowił przynajmniej na razie jej nie odpisywać, dopóki nie dowie się sam wszystkiego. Złożył list i kopertę i odłożył na biurko, później wziął kilka ubrań i udał się do łazienki. Na korytarzu spotkał swoją mamę.

  - Synku, ty jeszcze w piżamie? Za pół godziny będą po ciebie rodzice Jamesa. - odezwała się, a Remusowi serce się zatrzymało.
  - Jak to za pół godziny? Czemu mnie nie obudziłaś wcześniej? - krzyknął i pobiegł do łazienki.

Jeszcze nigdy nie brał tak szybkiego prysznica, umyty i ubrany wrócił szybko do swojego pokoju i tam spakował do małej torby najpotrzebniejsze rzeczy. Później wraz z torbą zbiegł na dół do kuchni, gdzie jego rodzice robili właśnie późne śniadanie.

  - Tylko herbata? - zapytał ojciec widząc, że syn nic nie je.
  - To dobre śniadanie. - Remus wzruszył ramionami. - Nie przełknę niczego.
  - Rozumiemy skarbie, ale obiecaj później coś zjeść, nie możesz się głodzić. To w niczym nie pomoże.
  - Dobrze mamo. - odezwał się i wrócił do picia ciepłego napoju.
  - Przyszły wyniki. Tak jak się spodziewałam jesteś zdrowy i nie masz żadnych chorób szkodliwych dla ciebie i innych. - odezwała się po chwili matka szatyna.
  - To chyba dobrze. - stwierdził znowu zawstydzony.
  - No tak, ale dalej uwa...

Kolejny wykład został powstrzymany przez dzwonek do drzwi. Remus poczuł jak jego ręce się trzęsą, gdy rodzice poszli otworzyć. Chwilę później w pokoju pojawili się nie tylko oni, ale także rodzice Jamesa, których poznał trzy lata temu na dworcu.

  - Dzień dobry. - odezwał się i kiwnął głową.
  - Witaj Remusie. - uśmiechnęła się Euphemia. - Tylko jedna torba?
  - Na trzy dni zdecydowanie wystarczy. - zaśmiał się nerwowo szatyn.
  - Państwo Lupin... - zaczął ojciec okularnika.
  - Przejdźmy na ty. Jestem Hope, a mój mąż Lyall. - wtrąciła matka szatyna.
  - Oczywiście. - mężczyzna uśmiechnął się. - Jestem Fleamont, a to Euphemia.
  - Co tu tak sztywno? - zaśmiała się mama Jamesa. - Miło was poznać. Remusie gotowy?
  - Zależy na co. - szepnął cicho. - Mogę się dowiedzieć co z moim przyjacielem?
  - Dowiesz się już na miejscu. - stwierdziła matka okularnika. - Teleportowałeś się już kiedyś?
  - Czasem się zdarzyło z tatą. - stwierdził nie wspominając tego za dobrze.
  - To dobrze, pierwszy raz zawsze jest najgorszy. Gotowy? - zapytała spokojnie. - Fleamont zostanie wszystko wyjaśnić twoim rodzicom.
  - Uważaj na siebie synku i słuchaj rodziców Jamesa, dobrze? - zapytała Hope przytulając syna.
  - Wiem mamo, będę się zachowywać jak najlepiej. Do zobaczenia za trzy dni. 

Uśmiechnął się po czym przybił piątkę z ojcem i podszedł do pani Potter. Chwycił jej wyciągniętą dłoń i chwilę później zamigotało, zafalowało i coś jakby trzasnęło, a chwilę później stał już przed dużym domem. Kobieta podeszła i otworzyła bramkę od ogrodzenia, zapraszając gestem Remusa, który po chwili zachwytu powoli ruszył za kobietą. Ta następnie otworzyła mu drzwi, a Remus zatrzymał się w pół kroku bojąc tego co może zastać lub czego się dowiedzieć. W końcu jednak, po kilku sekundach niepewności westchnął głośno i powoli wszedł do środka.

"Bywają noce, gdy wilki milczą i tylko gwiazda wyje." ||WOLFSTAR||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz