Rozdział pierwszy

537 29 4
                                    

Tego dnia las był spokojny i cichy. Jedynie gdzieniegdzie dało się usłyszeć śpiew ptaków, które budziły się, aby rozpocząć nowy dzień.

Za kilka minut wzejdzie słońce. Ręce lekko mi się trzęsły, a to wszystko ze zdenerwowania i jednoczesnego podniecenia.

Poczułam uścisk na ręce.

- Lunam - usłuszałam podenerwowany głos Astrid - mojej przyjaciółki. - Nie powinnyśmy tego robić.

- Ciii. - Uciszyłam ją i spojrzałam przed siebie. Ona umilkła i zrobiła to samo.

Nie chciałam tego przegapić.

Przed nami pojawiły się pierwsze promienie słońca. W różowo-niebieskich chmurach pojawiła się żółta kula. Ten cały piękny widok wschodu, lasu i gór odbija się w przejrzystym jeziorze przed nami.

Obydwie jak na zawołanie wzdychamy z zachwytu.

- Lunam?

Spojrzałam w jej wielkie szare oczy.

- Victorowi się to nie spodoba, nie mówiąc już o innych. Wiesz, że nam nie wolno. W szczególności, gdy do pełni jest tak blisko.

- Victor nie jest moim chłopakiem, więc on ma w tej sprawie jak najmniej do gadania. Chcesz tego tak samo jak ja. Wiem to. - Uśmiechnęła się szeroko i pobiegłam przed siebie, jednocześnie się przemieniając. To trwało tylko sekundę i tak naprawdę nie poczułam nic.

Teraz wszystkie moje zmysły były w stu procentach wyostrzone, a świat wyglądał o niebo lepiej w tej postaci.

Pobiegłam ciesząc się chwilą i rozkoszowałam się wszystkim dookoła. Nawet zroszony mech pod łapami dawał mi wielką przyjemność. Usłyszałam śmiech w głowie. To Astrid. Wiedziałam, że nie będzie protestować. To część naszej natury. Zawsze, bez względu na wszystko, będziemy wolały być w postaci wilka, aniżeli człowieka.

Biegła obok mnie. Jej brunatne futro zlewało się z otoczeniem. Mijałyśmy kolejne drzewa, głazy, słońce było już coraz wyżej, a ja nadal nie mogłam się nacieszyć.

„A tak ciężko było cię przekonać" - powiedziałam w myślach, na co ona kłapnęła do mnie zębami i rzuciła się na mnie.

Bawiłyśmy się jeszcze przez chwilę, szamotałyśmy ciągle się „śmiejąc". Zakazywanie nam przemian przed pełnią było dla nas udręką, przynajmniej dla mnie i jak się mogę domyślić dla Astrid również. Oprócz pełni mogłyśmy się przemienić tylko pod nadzorem alf w wyznaczonych przez nie terminach. A to zdarzało się naprawdę rzadko.

Zeszłyśmy z siebie i dalej biegłyśmy. Rozkoszowałam się chłodnym powiewem wiatru w moim futrze i na pysku, zmieszanymi z ciepłymi promieniami porannego słońca.

Nagle zwolniłam tępo i nastroszyłam uszy. Usłyszałam jakiś huk, powarkiwanie. Zauważyłam, że Astrid również coś usłyszała.

„Co to jest?" - Przemówiła mi w myślach.

„Nie mam pojęcia" - odpowiadam.

Przystanęłyśmy i wytężyłyśmy słuch. Wtedy do nas dotarło.

„W nogi! Musimy stąd uciekać!" - warknęłam w stronę przyjaciółki, a ona natychmiast mnie posłuchała.

Powarkiwaniem okazały się samochody i motory. Przysłuchując się dało się również dosłyszeć głosy Łowców. Byli coraz bliżej. Musieli mieć bardzo dobry sprzęt, ponieważ wilka jest dość ciężko dogonić.

To już było pewne, że im nie uciekniemy. Byli zbyt blisko. Mogłam nawet usłyszeć urywki ich rozmów, z których wynikało, że nas zauważyli.

„Astrid! Biegnij do domu i powiedz o wszystkim moim rodzicom"

„Ale..."

„Nie ma żadnego ale! Biorę na siebie całą odpowiedzialność, a teraz biegnij!" - warknęłam, a ona z podkulonym ogonem ruszyła przed siebie. Czasem opłacało się być alfą, przynajmniej się mnie słuchano.

Postanowiłam odwrócić ich uwagę od Astrid. Zatrzymałam się i zawyłam. Gdy byłam pewna, że teraz ja jestem ich numerem jeden, ruszyłam slalomem, w przeciwnym kierunku, niż mój dom.

Byłam niemalże pewna, że mnie dorwą. Byli zbyt blisko. Lecz nagle ujrzałam po swojej prawej stronie olbrzymi głaz, a pod nim wąską szczelinę. Szybko ruszyłam w tamtym kierunku i schowałam się, próbując ustabilizować swój oddech.

Niedaleko mnie zatrzymał się jeep i cross.

- Musi gdzieś tu być! Wiem, co widziałem! - usłyszałam nieopodal męski, gruby głos.

- Zaraz to sprawdzę. - Kolejny głos. Należał do motocyklisty, który zszedł z crossa i...ruszył w moim kierunku!

Z przerażeniem patrzyłam jak postać ubrana na czarno zbliża się do mojej kryjówki. Ulżyło mi jednak, gdy mężczyzna skierował się dalej.

Mimo wyczulonego słuchu, kroki motocyklisty zniknęły. Albo się zatrzymał, albo... Nagle przed moim pyskiem pojawia się twarz chłopaka. Patrzyliśmy na siebie szeroko otwartymi oczami ja zielonymi, on wściekle granatowymi.

Świat nagle się zatrzymuje. Jestem tylko ja - i ten chłopak. Wiem, że nie widzi mojej ludzkiej postaci, tylko moje oczy. Patrzymy. Chcemy się dotknąć. W tej chwili to jest najważniejsze...

Wracam, jestem znowu w lesie. Adrenalina w moim ciele, ciele wilka. Jego twarz i szok na niej wymalowany.

- Scott! - Chłopak drgnął. - Jest tam?

Ostatnie spojrzenie i odszedł.

- Nic tu nie ma! - odpowiedział. Następnie wskoczył na crossa i Łowcy odjechali.

Darował mi życie? Dlaczego?

Tyle pytań kotłowało się w mojej głowie. I ta niespodziewana wizja. Nie wiem jak długo siedziałam pod tym kamieniem, ale nie chce ryzykować. Więc czekałam, dopóki wszystkie odgłosy były poza zasięgiem mojego słuchu.

_____

A/N

Mam nadzieję, że to opowaidanie przypadnie Wam do gustu :) Pisałam je na blogspocie i nie szło aż tak źle. Zobaczymy jak będzie tutaj.

Uprzedzam, że pierwsze cztery rozdziały moga zawierać błedy, ponieważ pisałam je na początku w pierwszej osobie, a później przestawiłam się na narrację trzecioosobową. Staram się to teraz naprawić, ale kiepsko mi idzie. Więc jeśli zauważycie błedy, proszę je zgłosić ;)

Rozdział zostawiam do Waszej oceny.

Proszę o jakiś ślad, że ktoś to przeczytał, nawet zwykła gwiazdka :)

xxx

Polowanie: LunamOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz