A co z Carrie? Myślałem, że wy... - powiedział zaskoczony George Bidwell.
Wciąż wpatrywaliśmy się w Scotta, oczywiście on unikał naszych spojrzeń, nie tylko mojego.
Odchrząknął i speszony (tak, speszony!) odpowiedział:
- No tak. Ale ona jeszcze o niczym nie wie.
- Jestem ciekawa jak zareaguje, gdy się dowie. Szczególnie, jeśli powiem z kim teraz jesteś. – Wtrąciła Alice wyraźnie zadowolona.
- Nikomu nic nie będziesz mówić – warknął Scott. – Sam się wszystkim zajmę.
- Okej, okej. – Uniosła ręce w geście obronnym. – Tylko ciekawa jestem kiedy jej to powiesz. Jakoś nie wydaje mi się żebyście się znali od niedawna.
Poczułam jak Scott tężeje, podobnie jak ja, lecz szybko zamaskowaliśmy nasze uczucia. Jednak nie umknęło to młodej łowczyni. Z zadowolonym uśmiechem zsunęła się z fotela.
- Idę pobiegać, tato. – Nie czekała na jego odpowiedź, tylko ruszyła do wyjścia. Gdy mnie mijała usłyszałam jadowity syk. – I tak się dowiem co kombinujesz. – I już jej nie było.
George potarł dżinsowe spodnie i zwrócił się do mnie.
- Przepraszam za jej zachowanie. Również za swoje. Nie miałem pojęcia, że wy... – Urwał i wyjął telefon z kieszeni. – Muszę wykonać ważny telefon. – Spojrzał na Scotta, a on skinął lekko głową.
- Chodź. – Zwrócił się do mnie Łowca, ominął kanapę, na której siedziałam i ruszył w stronę marmurowych schodów.
Nie ociągałam się i pospiesznie ruszyłam za nim. Najchętniej uciekłabym z tego domu, ale nie byłam na tyle obeznana w okolicy, żeby sobie samej poradzić. Chociaż może spróbuję?
Brunet wszedł do jednego z kilku pokoi znajdujących się na piętrze i zamknął za nami drzwi. Rozejrzałam się po pokoju. Ściany były pomalowane na biało. Meble które się tu znajdowały były w kolorze ciemnego brązu. Wszędzie walały się brudne, jak i czyste ciuchy, trochę płyt, gazet i szkolnych podręczników. Nic specjalnego. Zwyczajny pokój nastolatka.
Nie zdążyłam nawet wypowiedzieć chociażby najmniejszego dźwięku, bo kiedy odwróciłam się w stronę Scotta jego wargi pokryły moje. Naparł na mnie całym ciałem dociskając do ściany. Czułam na sobie każde wgłębienie jego ciała. Całował mnie gorączkowo, jakby to było coś, co jest mu potrzebne do życia. A ja nie mogłam ukrywać, że nie czułam tego samego. Topniałam w jego silnych ramionach. Rękami wodził po moim ciele. Całował moje usta, policzki, szyję. Jego pocałunki zostawiały na moim ciele gorące ślady. Mimowolnie złapałam go za szyję, przyciskając jeszcze bliżej do siebie, chociaż było to już niemal niemożliwe.
Po czasie, który mógł trwać sekundy, albo i długie minuty, w końcu oderwaliśmy się od siebie. Każde z nas ciężko dyszało. Scott, wciąż trzymając mnie w ramionach, oparł czoło o moje i spojrzał w moje granatowe oczy, a ja w jego wściekle zielone.
Carrie Elder.
- Dlaczego pojawiła się ona? Akurat teraz? – zapytałam wciąż w niego wpatrzona.
- Nie mam pojęcia – odpowiedział i przetarł twarz widocznie rozdarty.
Coś zaświtało mi w głowie. Postanowiłam jakoś odwrócić myśli od mojej najlepszej i jedynej przyjaciółki, jak i od dziewczyny Scott'a.
- Dlaczego mnie pocałowałeś? I proszę cię, nie wykręcaj się, tylko powiedz mi prawdę.
Westchnął ciężko i usiadł na łóżku. Niepewna wybrałam miejsce na krześle obok biurka i naprzeciwko niego.
Widocznie bił się z myślami. Toczył wewnętrzną walkę. Sam nie był niczego pewien i było to bardzo widoczne. Szczególnie gdy zawsze ukrywał wszystkie emocje.
- Pocałowałem cię, bo... musiałem. – Oparł łokcie na kolanach. – Od wczoraj, nie myślałem o niczym innym, tylko o tym żeby zrobić to ponownie. I nie wiem dlaczego, może dlatego, że od jakiegoś czasu, od czasu w górach, nieustannie zaplątasz moje myśli.
Patrzyłam na niego, nie wiedząc co na to odpowiedzieć. To było wyznanie, które na pewno nie przyszło mu z łatwością. I oczywiście nie mogłam ukrywać, że ja czułam to samo do niego. Ale... Nie mogłam tego zrobić Carrie. Może właśnie dlatego zobaczyliśmy ją w tej wizji trwającej zaledwie ułamki sekundy. Może chodziło o to, żeby zadbać nie tylko o siebie, ale także o innych. No i oczywiście nie mogłam zrobić tego mamie. Związek z łowcą? Nie, to w ogóle nie wchodziło w grę.
Poczułam jak coś rozrywa mnie od środka. Jak moja wilczyca woła o uwolnienie. Zdumiałam się i to bardzo, chociaż w jakimś stopniu zawsze byłam świadoma jej obecności. Wiedziałam, że nie mogłabym funkcjonować bez niej. To byłoby porostu niemożliwe. Przecież była cząstką mnie.
To wszystko poczułam wtedy gdy Scott na mnie spojrzał. Chłopak, który nigdy nie okazywał swoich uczuć, w tej chwili wylewał wszystkie na zewnątrz. Nie wiedziałam jak się zachować, czułam się tak samo zmieszana i zakłopotana jak on.
Odchrząknęłam i zwilżyłam wyschnięte wargi.
- Scott, musimy z tym skończyć. Doskonale wiemy, że to nie ma najmniejszego sensu. – Wstałam z krzesła i podeszłam do drzwi. On nie ruszył się ze swojego miejsca. Siedział tak zapatrzony w podłogę. Nie wyglądał już na takiego silnego, jak zwykł się ukazywać. – I do tego jest jeszcze Carrie. Musisz sprostować to co powiedziałeś na dole.
Nie odezwał się ani słowem od chwili, gdy wyznał swoje uczucia. Również mnie nie zatrzymywał. Z drogą powrotną musiałam poradzić sobie sama. Nie żebym nie była z tego faktu niezadowolona. Minusem był oczywiście brak znajomości okolicy.
Westchnęłam ciężko, wychodząc na zachodzące powoli, niedzielne słońce. Nie było gorąco. Po prostu idealnie ciepło. W tej chwili potrzebowałam swojej wilczycy. Potrzebowałam jakiegoś punktu zaczepienie, gdzie mogłabym odreagować. Musiałam jakoś stłumić te wszystkie wydarzenia ostatnich tygodni i uczucia, które się we mnie kłębiły. Przez chwilę poczułam się słaba, nic nie znacząca. Pokonana. Nawet przez myśl przemknęło mi, że to wcale nie byłby najgorszy pomysł, gdyby Scott zabił mnie wtedy, w lesie. Wtedy nic by się nie wydarzyło. Każdy prowadziłby swoje życie tak, jak do tej pory.
Otrząsnęłam się. Nie mogłam pozwolić sobie na takie myśli. Zaczęłam biec przed siebie. Wiedziałam tylko, że biegnę w dobrym kierunku. W kierunku lasu. Nie zważałam, że zniszczę moje ulubione buty. Musiałam jakoś rozładować swoją energię. Musiałam się jej pozbyć. Pozbyć się wszystkiego. Po prostu się wyłączyć.
Gdy byłam już głęboko w lesie, poczułam jak coś buzuje w mojej piersi. Nie chciałam cieszyć się zbyt wcześnie. Biegnąć wciąż miałam skrytą nadzieję, że moja wilczyca w końcu uwolni się na zewnątrz. W końcu zazna wolności.
Nie wiem ile czasu minęło odkąd wybiegłam od Łowców, ale na pewno sporo, ponieważ słońce zdążyło już zajść za horyzont. Wyostrzyłam wzrok w ciemności.
Spróbowałam najniebezpieczniejszego, oraz najgłupszego. Spróbowałam się przemienić. Zamiast wzbić się w powietrze i zmienić postać na wilczą, moje ciało upadło z głuchym łupnięciem na podszycie leśne. Wstrząsnęły mną dreszcze i zaczęłam się cała trząść. Ból jaki nagle nastąpił był wręcz nie do zniesienia. Był gorszy nawet od tego, jaki poczułam gdy podano mi „odtrutkę". Nie zdążyłam nawet krzyknąć, ponieważ świat pogrążył się w ciemności.
760q
CZYTASZ
Polowanie: Lunam
FantasyLunam jest członkinią stada Noctis. Od małego była do czegoś zobowiązana. Dokładniej, była młodą samicą alfa w swoim stadzie i dalsza przyszłość zależała właśnie od niej i drugiego młodego stada – Tenebra. Gdy łamie główny zakaz, o mało nie prowadzi...