Rozdział piąty

219 22 1
                                    

                Nie smakuje ci? – zapytała mama, przyjmując lekko podejrzliwy wyraz twarzy.

            Jadłyśmy właśnie obiadokolację. Przygotowane na szybko spaghetti. Uwielbiałam to danie, tak na marginesie. Jednak nie mogłam nic przełknąć. W głowie wciąż tłukł mi się obraz Łowców. Obraz Scotta. Na pewno coś zauważył. Wyczuwałam to.

            – Nie, jest pyszne. Jak zawsze. – Starałam się uśmiechnąć. Jednak mama nadal patrzyła na mnie podejrzliwie.

            – W szkole wszystko w porządku?

            Powiedzieć jej?

            Zastanawiałam się nad tym przez cały dzień. Jeśli jej powiem, to wszystko o co tak starannie zadbała, legnie w gruzach. Znalezienie tego miejsca, szkoły, nowego domu, a nawet pracy. Pracy, która ją uszczęśliwia.

            Biblioteka. Moja mama kocha książki. Jest jedną z niewielu osób, które wolą poświęcić większość swojego życia w zakurzonych tomiszczach, zamiast za czyściutkim biurkiem z dobrze płatną pracą. W bibliotece oczywiście kokosów nie zarabiała, ale ilość pieniędzy była wystarczająca, aby prowadzić przeciętne życie. Zresztą sporo oszczędności zabrałyśmy z domu. Mało, kto lubi przynosić swoją pracę do domu. Natomiast mama, jak zauważyłam, przytargała ostatnio kilka dość starych książek. Niestety nie udało mi się dojrzeć tytułów, ponieważ zaraz zabrała je do swojej sypialni.

            Nie chciałam rujnować jej szczęścia i ciężkiej pracy. I tak wiele dla mnie zrobiła. Przecież wyjeżdżając ze mną, opuściła drugą córkę. Lecz nie tylko. Również rodzinę i bliskich.

            – Tak, w szkole jest okej. Na razie nie jest tak źle. – Pozbierałam się i wysiliłam na szczery uśmiech.

            Rysy mamy złagodniały i wyraźnie się rozluźniła, gdy zaczęłam normalnie jeść spaghetti.

            – A jak u ciebie? – zapytałam.

            – Och. – Rozpromieniła się, a w jej brązowych oczach dostrzegłam młodzieńcze ogniki. – Świetnie. Dzisiaj była dostawa nowych powieści. Będę musiała coś przynieść do domu, wydają się naprawdę ciekawe. Zapomniałabym. – Wstała od stołu i wyszła z salonu. Po chwili wróciła z jakąś książką w dłoniach. Podała mi ją, ponownie zasiadła do stołu i wzięła łyk czarnej kawy. – Wichrowe wzgórza – powiedziała.

            ­– No tak. – Skuliłam się w duchu. Nienawidzę lektur.

            – Piękna książka. – Mama rozanielona pogrążyła się w myślach, a ja tymczasem odłożyłam książkę na bok i zaczęłam sprzątać po posiłku. – Ja się tym zajmę. – Drgnęła.

            – Odpocznij, nic mi się nie stanie jak umyję kilka talerzy.

            – Jeśli nalegasz. – Wstała i poszła do swojej sypialni.

            Po piętnastu minutach krzątania się po kuchni, opadłam zmęczona na łóżko w moim pokoju. Nie był zbyt duży. Z łatwością zmieściło się tu łóżko, szafa, małe biurko i komoda. Jeśli zechciałabym wzbogacić się o choćby drobny mebel, z pewnością nie miałabym gdzie go wcisnąć.

            Leżałam i patrzyłam na lekko odchodzącą, beżową farbę na suficie. Dzisiaj była pełnia. Z pewnością dlatego byłam taka zmęczona. Moje ciało po raz pierwszy nie mogło przemienić się, gdy księżyc był wysoko na niebie. Czułam lekkie i zarazem przyjemne mrowienie. Resztki wilka. Zamknęłam oczy, gdy pojedyncza łza spłynęła mi po policzku.

Polowanie: LunamOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz