Rozdział szósty

229 21 1
                                    

          Wracałam właśnie ze szkoły. Carrie proponowała mi podwózkę do domu, ale odmówiłam. Nie chciałam mieć bliższego kontaktu z Łowcami, więc starałam się go ograniczać na tyle ile tylko mogłam. Oprócz porannego spotkania z Dylanem i lekcji angielskiego pod czujnym spojrzeniem Alice i Scotta, nie miałam z nimi żadnej styczności. W porze lunchu powiedziałam Carrie, że muszę skorzystać z biblioteki. Nie wdawała się w szczegóły i lekko przygnębiona pobiegła na spotkanie ze znajomymi i swoim chłopakiem.

            Szłam wolnym krokiem słuchając Band Of Skulls. Pomimo połowy października wiał ciepły wiaterek, a promienie słońca przyjemnie lizały moją skórę. Wciągnęłam powietrze czując zapach lasu, obok którego właśnie przechodziłam. Moje myśli od razu wypełniły wspomnienia związane z dawnym domem. Astrid, a nawet Lexie. Nasze wspólne zabawy, nie tylko, gdy byłyśmy małe. Nawet w wieku siedemnastu lat dobrze bawiłyśmy się pośród wiekowych drzew i przyjemnego jeziora otoczonego wysokimi górami.

            Byłam bardzo ciekawa, co teraz porabia moja najlepsza przyjaciółka. Jak się miewa, czy zmieniło się coś w jej życiu? Czy za mną tęskni, tak jak ja za nią? Pomimo, że poznałam Carrie, nigdy, choćby w najmniejszym stopniu, nie zastąpi Astrid. Wilki przywiązywały się na zawsze do bliskich, bez względu na to czy zostaną rozdzielone czy nie. I nie chodziło tu tylko o partnera, który był do końca życia, ale o każdego, kto był kimś ważnym.

            Idąc popękanym chodnikiem, poczułam nieprzyjemne uczucie. Podobne do tego, gdy czujesz, że jesteś przez kogoś obserwowany, śledzony. Zatrzymałam się i wyciągnęłam słuchawki z uszu. Dzięki moim wilczym genom doskonale wiedziałam, że w lesie na pewno ktoś się czai. Jednak bardzo dobrze się ukrywał, ponieważ nie mogłam nic wyczuć. Nie chciałam ryzykować i zapuszczać się w nieznane, biorąc pod uwagę, że nie mogłabym się w ogóle bronić. Po raz ostatni omiotłam las czujnym spojrzeniem i żwawym krokiem ruszyłam do domu.

            Było po piątej, gdy przekroczyłam próg mieszkania. Powitał mnie przyjemny zapach soczystej pieczeni. Uwielbiałam mięso, pod każdą postacią, więc błyskawicznie naleciała mi ślina do ust. Zrzuciłam torbę w przedpokoju i ruszyłam do kuchni, gdzie zastałam mamę z drewnianą łyżką i fartuszkiem przy kuchence.

            – Cześć, a co to za okazja? – zapytałam, cmokając rodzicielkę w policzek.

            – Czy musi być jakaś okazja? Po prostu pomyślałam, że możemy od czasu do czasu zjeść coś dobrego. – Uśmiechnęła się, a jej oczy nabrały czekoladowej barwy.

            Czasami zastanawiałam się jak ona to robi. Jak ukrywa swoje uczucia. Doskonale wiedziałam, że tęskni za naszym dawnym domem. Za swoją starszą córką. Naprawdę ją podziwiałam i bardzo kochałam. Nikt nie poświęcił się dla mnie tak jak ona.

            Po posiłku mama z lampką wina i nową książką usiadła w salonie. Nie chciałam jej przeszkadzać, więc udałam się do siebie. Ściągnęłam trampki i rzuciłam się na miękkie łóżko. Pozwoliłam moim mięśniom się rozluźnić. Nawet nie zdawałam sobie sprawy jak bardzo byłam spięta. Mój odpoczynek nie trwał zbyt długo, ponieważ przerwał go wibrujący telefon. Z cichym jękiem odczytałam sms'a.

            „Jesteś w domu? Carr"

            „Tak"

            „Nie ruszaj się stamtąd! Buziaki!"

            Świetny żart. Nawet nie miałam, dokąd się udać, bo nie znałam tutejszego miejsca. Jedynie trasę: szkoła-dom. Byłam bardzo ciekawa, co takiego wymyśliła.

Polowanie: LunamOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz