Rozdział drugi

308 28 1
                                    

            Leżałam skulona między ogromnym kamieniem, a wilgotną ziemią. Naga. Nawet nie wiem, kiedy mój organizm zmienił postać. Nie ruszałam się. Czekałam, aż ktoś w końcu przyjdzie i powie mi, że jestem już bezpieczna, że niebezpieczeństwo minęło.

            W głowie ciągle widziałam te zielone, rozszerzone ze zdumienia oczy. Czy widział to samo, co ja? Co go tak zaskoczyło? Dlaczego ten chłopak darował mi życie? Ganiłam się w myślach. Dlaczego Łowca darował mi życie?

            Tyle pytań mąciło mój umysł. Tyle pytań, na które przecież nie dostanę nigdy odpowiedzi. Przecież już go nigdy nie zobaczę. Nie dowiem się niczego.

            Nagle usłyszałam warkot silników. Moje serce zamarło. Wrócili po mnie?

            – Lunam! – Z zamyślenia wyrwał mnie głos Victora. Zaraz usłyszałam kolejny, należący do jego ojca.

            Wzdrygnęłam się. Uświadomiłam sobie, w co się wpakowałam, w co wpakowałam również Astrid. Wszystko przez moją samolubność. Przez to, że przez ten krótki moment, chciałam poczuć się wolna. Wolna od obowiązków, nakazów i zakazów.

            Niezgrabnie wyszłam spod głazu i przykucnęłam, kryjąc moją nagość, obok ogromnego, starego drzewa.

            – Tutaj. – Z moich ust wydobył się jedynie skrzek, więc odchrząknęłam i ponownie zawołałam: – Tutaj! – Tym razem wyraźniej. Z mocą.

            Po chwili podbiegło do mnie kilka osób. Od razu wyłapałam w nich zmartwionego Victora, przerażoną Lexie – moją starszą siostrę, jak i rozgniewanego Ronalda – alfę stada Tenebra, ojca Victora. Za nimi dostrzegłam Astrid ze spuszczoną głową. Łatwo mogłam sobie wyobrazić jej postać z podkulonym ogonem, gdyby była w postaci wilka.

            Lexie podbiegła do mnie i otuliła mnie szczelnie grubym kocem.

            – Czy ty jesteś niepoważna? – Spojrzała na mnie z wyrzutem i pomogła wstać.

            Nic nie odpowiedziałam. Podniosłam tylko dumnie głowę, gdy stanął przede mną Victor. Jego spojrzenie kompletnie nic nie mówiło. Jak zawsze górował nade mną wzrostem, jak i budową ciała. Był ogromny, taki… dominujący. Idealnie nadawał się na alfę.

            Odgarnął mi z twarzy zbłąkany kosmyk, co lekko mnie zszokowało, ale nie dałam tego po sobie poznać.

            – Już myślałem, że cię straciłem, Lunam. – Tylko tyle. Stał i patrzył tymi swoimi, prawie czarnymi, oczami. Jakby oczekiwał Bóg wie czego.

            Chciałam coś odpyskować, chciałam żeby wszyscy tutaj poznali moje wewnętrzne rozterki. To, że wcale nie chciałam z nim być. Nie chcę! Jednak, co ja miałam w tej sprawie do powiedzenia? Oczywiście nic. To los zadecydował o wszystkim, gdy przyszłam na świat. Jako nowa, młoda, samica alfa Noctis.

            Stałam cicho. Nie mówiłam nic. Wzdycham z ulgą, gdy podbiegła do mnie matka i uścisnęła mnie w ramionach.

            – Och. Drogie dziecko, tak bardzo się bałam. Myślałam… - Zdławiła niewypowiedzianą myśl lekko szlochając. Wiedziałam, co chciała powiedzieć.

„Myślałam, że zrobili z tobą to samo, co z ojcem.”    

– Przepraszam. – Nawet nie wiedziałam, kiedy to słowo wydobyło się z moich ust.

Spojrzałam przed siebie lekko zaskoczona.

Ronald odchrząknął, przywracając wszystkich do porządku. Mama odsunęła się ode mnie, lecz nie wypuściła mnie z objęć. Był zły, widać było to w jego oczach, chociaż wyraz twarzy miał opanowany. Nigdy mnie nie lubił. Wiedziałam to. A teraz ma najlepszą okazję, aby mnie ukarać.

– Dopuściłaś się zbrodni karygodnej. – Wypluł z siebie. – Złamałaś największy zakaz.

Matka drgnęła u mego boku, poczułam również podenerwowanie Lexie.

– Przecież nic się nie stało! – krzyknęła w rozpaczy matka.

– Ale prawie sprowadziła Łowców na całe nasze stada – warknął Ronald. – A co wtedy?

Przed oczami stanęła mi wielka rzeź, do której mogłam doprowadzić. Co ja, głupia, sobie myślałam?

Rozejrzałam się po zebranych. Byli tu moi najbliżsi, jak i kilka osobistości. Patrzyli na mnie z pogardą. Nawet Lexie. Spuściłam wzrok, nie mogłam znieść, tych nienawistnych spojrzeń.

– Jak mniemam, Lunam, dokładnie wiesz, co cię jutro czeka – mruknął stary alfa i ruszył w stronę samochodów. Pozostali ruszyli jego śladem.

– A Astrid? – krzyknęła za nim matka. Zesztywniałam, nie wierzyłam, że w ogóle wypowiedziała te słowa.

Ronald chciał już coś powiedzieć, ale wyrwałam się z uścisku Salvii Blake.

– Ją zostawcie w spokoju! – wrzasnęłam. – To wszystko moja wina, więc macie prawo ukarać tylko i wyłącznie mnie!

Poczułam jak łzy spływają mi po policzkach, lecz wciąż stałam dumna, wyprostowana, mimo, że okrywał mnie jedynie gruby koc.

– Dziecko, co ty wygadujesz? – Matka była zaskoczona, ale nawet nie uraczyłam jej spojrzeniem.

Alfa zadumał się na moment. Wpatrywał się we mnie szarymi oczami. Bez wyrazu. Miał na sobie wytarte, stare dżinsy i ciemną koszulę. Z pozoru, zwyczajny mężczyzna koło pięćdziesiątki. Lecz w rzeczywistości skrywała się w nim niesamowita siła, jak i władza. Victor był bardzo do niego podobny, ale łagodniejszy. Gdy już myślałam, że mnie nie usłuchał, odezwał się słowami:

– Lunam ma rację. Będzie tak jak mówi. Jutro po południu, chcę was widzieć na placu głównym. – Tym razem odeszli na dobre. Tylko Victor rzucił mi ukradkowe spojrzenie, ale nie wyczytałam z niego nic.

Astrid uciekła. Wiedziałam jak jest jej przykro, ale sama kazałam jej to wszystko zrobić. Nie zasłużyła na żadną karę.

Lexie nawet na mnie nie patrzyła. Ruszyła powolnym krokiem w kierunku naszego samochodu. Widziałam tylko jej długie, falowane, blond włosy, otulające jej plecy. Była taka podobna do mamy. Obie miały podobny kolor oczu, ciepły, brązowy. Włosy takie same, z wyjątkiem tego, że mama zawsze nosiła je nisko upięte nad karkiem. A ja? W ogóle do nich nie pasowałam. Zielone, duże oczy, średniego wzrostu, lekko wychudzona, jednak nie koścista, wszystkie krągłości były tam gdzie powinny. I to, co najbardziej mnie charakteryzowało, burza rudych loków, sięgających do połowy pleców. Najbardziej zaskakujące w moim wilczym wyglądzie było to, że futro było takiego samego koloru. Bo czy ktoś widział kiedykolwiek rudego wilka?

– Dlaczego to zrobiłaś? – zapytałam z wyrzutem. – Dlaczego chciałaś również kary dla Astrid?

Spojrzała na mnie czekoladowymi oczami. Jej idealne upięcie było w rozsypce.

– Chciałam tylko dla ciebie jak najlepiej – szepnęła.

Ruszyłam za Lexie.

Jutro nastanie najgorszy dzień mego istnienia.

Po raz pierwszy poczuję to, co moja siostra.

Już nigdy nie przemienię się w wilka.

__________

A/N

Mam nadzieję, że rozdział przypadnie Wam do gustu :)

Gwiazdkujcie, komentujcie, polecajcie!

xxx

Polowanie: LunamOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz