Rozdział 26

3.4K 245 69
                                    

Było późno w nocy, kiedy Harry nadal siedział w pokoju wspólnym Slytherinu, czytają po raz któryś rozprawę o inferiusach i brakującym elemencie do całkowitego przywrócenia życia. Ta książka ciągle nie dawała mu spokoju. Cały ten czas, odkąd tylko wpadła w jego ręce zastanawiał się, czym mógł być ten brakujący element i nie potrafił odpowiedzieć sobie na to pytanie. Nawet specjalnie zapisał tą kwestię w swoim notesie, który teraz leżał obok niego na stole razem z notesem jego matki, i zakreślił to pytanie na czerwono.

Kiedy zegar wybił pierwszą w nocy, chłopak westchnął cicho i odłożył książkę na stolik, postanawiając przećwiczyć swoje bariery oklumencyjne. Był już w stanie wytrzymać napór agresora przez dziesięć minut, a wyobrażenie jego rodziców potrafiło rzucić drętwotę. Dla nastolatka był to ogromny sukces, ale wiedział, że do perfekcji nadal wiele mu brakuje. Upewniał się w tym głównie na lekcjach eliksirów, kiedy to Snape sprawdzał jego bariery bez uprzedzania go o tym. Wtedy efekt potrafił być naprawdę różny, co Harry'ego bardzo denerwowało i uświadamiało, że jeszcze wiele pracy przed nim.

W okiełznaniu swojego rdzenia radził sobie całkiem dobrze. Przynajmniej tak twierdził Salazar. Harry podchodził do jego opinii dość sceptycznie z jednej strony wiedząc, że nie zna go na tyle, aby wiedzieć, czy mężczyzna po prostu go w ten sposób zachęca, czy faktycznie jest zadowolony z efektów. Założyciel nie wydawał się chłopakowi jednak osobą, która rzucałaby gołosłowne pochwały. Zresztą nastolatek sam czuł zmianę. Już nie przypominał naelektryzowanej bomby, nie zdarzały mu się jakieś dziwne sytuacje. Przynajmniej pod względem magicznym. Czuł się... spokojny. Powoli zbliżało się Halloween, a Harry był spokojny jak nigdy, podświadomie ciągle przypominając sobie słowa przodka, że jeśli tak dalej pójdzie, to do połowy listopada, najpóźniej do nowego roku, jego rdzeń będzie już w ustabilizowany.

W związku z tym, Harry zaczął myśleć o pomyśle Hermiony, o którym przyjaciółka nie pozwalała mu zapomnieć. Już znalazła blisko dziesięć osób, które byłyby chętne, aby Harry je uczył. Nawet opracowała zabezpieczenia. Jedyne, z czym miała problem, to znalezienie miejsca, ponieważ chłopak nie zgodził się na Pokój Życzeń. Jeśli wierzyć temu, że do tego pokoju może wejść każdy, jeśli tylko wie, czego szukać, byłoby to zbyt niebezpieczne. Brunetowi w głowie od jakiegoś czasu majaczyła myśl, że dobrym miejscem byłaby Komnata Tajemnic, ale nie chciał przyjaciółce ułatwiać sprawy. Naprawdę czuł, że nie nadaje się na nauczyciela.

W okolicach drugiej, kiedy nie był w stanie już skupiać się na barierach oraz nie chciał myśleć o zbędnych rzeczach, ponownie sięgnął po książkę. Wpatrując się w zapisane stronice miał wrażenie, jakby znał je już na pamięć.

Nie minęło dziesięć minut, odkąd powrócił do lektury, a usłyszał kroki od strony męskiego dormitorium.

- Jeszcze nie śpisz?- spytała Astoria, siadając w fotelu naprzeciwko i wygrzewając się w cieple z kominka.- Wiem, że jutro jest sobota, ale powinieneś dać sobie trochę na wstrzymanie. Wykończysz się.

- Wiem, ale...- Harry westchnął ciężko, zamykając książkę i wpatrując się w jej okładkę.- Ciągle mam wrażenie, że rozwiązanie mam tuż przed nosem, a stale mi umyka.

- Naprawdę chcesz, żeby żyli.- mruknęła dziewczyna, wpatrując się w niego uważnie.

Brunet skinął głową.

- Bardzo.- potwierdził.- Nawet, żeby żyło chociaż jedno z nich. Chociaż pewnie nie poparliby wielu rzeczy z tego, co robię. Astoria, co czyni nas tym, kim jesteśmy?

Dziewczyna przez chwilę milczała, wpatrując się w nastolatka. Po chwili przesiadła się na kanapę obok niego i niepewnie wzięła w ręce notatnik-pamiętnik jego matki. Nie widząc żadnej negatywnej reakcji ze strony ślizgona, oparła się o niego bokiem i położyła przedmiot na kolanach, delikatnie gładząc jego okładkę.

- Myślę, że wszystko.- odpowiedziała w końcu cicho.- To, co przeżyjemy, co nas otacza. Każde najdrobniejsze zdarzenie i ludzie jakich spotykamy. Nasze wybory. Po prostu wszystko to odbija się na nas.

- Odbija się na naszej duszy.- wyszeptał Harry, szeroko otwartymi ze zrozumienia oczami wpatrując się w przestrzeń.- Chodzi o duszę!

Szybko chwycił za swój notatnik i wielkimi literami zapisał odpowiedź, od razu zakreślając ją kilkoma kółkami. Kiedy Astoria na niego patrzyła, miała wrażenie, jakby chłopak był w swoistym transie. Kiedy spojrzał na nią tym roziskrzonym spojrzeniem z szerokim uśmiechem, ledwie powstrzymała wzdrygnięcie się. To spojrzenie, cała jego osoba niezwykle przyciągała jej wzrok.

Nawet nie zauważyła, kiedy chłopak po prostu mocno ją przytulił.

- Jesteś wielka, Astoria!- wykrzyknął.- Dziękuję!

- Nie ma za co?- wydukała, kiedy Harry powrócił do wcześniejszej pozycji i ponownie zaczął coś skrobać.

- Dusza...- mruczał do siebie pod nosem, a zaraz jego zapał ostygł.- Dusza. Tylko skąd wziąć duszę martwej osoby.

- Niektórzy mówią, że cząstki duszy naszych zmarłych bliskich żyją w nas samych.- podsunęła dziewczyna niepewnie.

Harry ponownie spojrzał na nią tym nie do końca obecnym i normalnym spojrzeniem, wywołującym u niej dziwny lęk.

- Tak... tak mówią. Ale czy tylko część duszy wystarczy? I jak wydobyć z nas ten fragment duszy? Jak to zrobić? Jak to sprawdzić?

- Dobra, Harry, przestań!- wykrzyknęła w końcu Astoria, którą trans chłopaka zaczął przerażać.- Pomyślisz o tym kiedy indziej! Kiedy będziesz wyspany i spokojny! Jeśli będziesz chciał, to wtedy ci nawet pomogę, ale teraz już dość! Zaczynasz mnie powoli przerażać! Nie pozwól, aby to stało się twoją obsesją! Nie zamieniaj się w Voldemorta!

Brunet spojrzał na nią zaskoczony, a jego spojrzenie jakby trochę przygasło. Wydawał się bardziej obecny niż kilka sekund temu a także bardziej świadomy. Nagle wydał się zmęczony. Nawet bardzo zmęczony.

- Tak... tak, masz chyba rację.- powiedział przecierając oczy.- Chyba powinienem odpocząć, ale...

- Harry, jutro też jest dzień.- powiedziała spokojniej Astoria, chwytając go za rękę i machnięciem różdżki odsyłając rzeczy nastolatka do dormitorium.- Chodź. Naprawdę powinieneś się położyć.

Wstała z kanapy, ciągnąc za sobą chłopaka i nie puszczając jego ręki, wróciła z nim do dormitorium. A Harry po prostu pozwalał się ciągnąć, wpatrując się w tył głowy nastolatki i nie mogąc zobaczyć emocji malujących się na jej twarzy.

***

Harry z niedowierzaniem wpatrywał się w trzymany przez siebie list, który podczas śniadania przyniosła mu Hedwiga. Przeczytał go już kilkanaście, jeśli nie dziesiątki razy a i tak nie mógł uwierzyć w to, co było tam napisane. Jego dziwne zachowanie zaczęło już nawet martwić jego przyjaciół, jednak on nic sobie z tego nie robił, po raz kolejny przebiegając wzrokiem po schludnie napisanych literach kaligraficznego pisma.

Szanowny Panie Potter

Doszły do mnie informacje, jakoby Pana stanowisko jako ikony „Jasnej Strony" nie było już takie pewne, a sama Pana osoba zaczęła określać się jako co najmniej neutralna. Inne źródła donoszą mi za to, że posiada Pan kilka... ciekawych...zdolności, tudzież zainteresowań oraz znajomości. Zwłaszcza znajomości.

Słyszałem również, że bardzo zainteresował się Pan przeszłością sięgającą dalece poza Pana życie. Być może doszlibyśmy do kompromisu w wielu sprawach, zwłaszcza tych dotyczących Pana życia, jeśli porozmawialibyśmy twarzą w twarz.

W trakcie Pana najbliższego wyjścia do Hogsmead będę czekał na Pana w Wrzeszczącej Chacie do godziny piętnastej. Jeśli do tego czasu pan się tam nie pojawi, uznam to za brak chęci na dojście do porozumienia z Pana strony. Jednocześnie sądzę, że zarówno dla mojego, Pana oraz Pana znajomych dobra powinien się pan pojawić w wyznaczonym miejscu i czasie. Do tego momentu wszystkie moje aktywności i aktywności moich ludzi działające przeciwko Panu oraz Pana bliskim zostają wstrzymane.

L.V.

- Ja chyba zwariowałem.- wyszeptał w końcu, sprawiając, że jego znajomi podskoczyli na miejscach, nie spodziewając się usłyszeć jego głosu.- Naprawdę zwariowałem.

Sam wybiorę swoje przeznaczenieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz