Rozdział 10

7.3K 404 88
                                    

Harry spokojnie przeszedł na peron 9¾, nie zostając przez nikogo zauważonym. No, może nie było to najlepsze określenie, bo przykuwał dość dużą uwagę, jednak nie było to nic, co mogłoby go zaniepokoić. Zresztą chłopak był dość wcześnie, do odjazdu pociągu było jeszcze dwadzieścia minut, więc jedyne osoby jakie były o tej porze na peronie, to nadopiekuńcze i zestresowane rodziny niektórych uczniów, bojące się o to, aby ich dzieci nie spóźniły się na pociąg do tego stopnia, że byli wręcz pół godziny wcześniej.

Chłopak kompletnie ich zignorował i od razu wskoczył do pociągu, zaraz potem znajdując wolny przedział, który zajął. Ze znudzeniem patrzył za okno, dostrzegając coraz więcej pojawiających się na peronie rodzin, w myślach podsumowując sobie ostatnie wydarzenia.

To, czego dowiedział się podczas podróży ułożył sobie w głowie już wcześniej, choć brakowało mu odpowiedzi. Teraz, dzięki pomocy życzliwych mu osób część z nich otrzymał.

Przede wszystkim przepowiednia była fałszywa. Jak wyjaśnili nastolatkowi starsi czarodzieje, każda prawdziwa wygłoszona przepowiednia jest automatycznie zapisywana przez magię w kuli przepowiedni w Ministerstwie Magii. Zapisanie każdej kuli zostaje dokładnie zbadane przez urzędników i odnotowane w papierach. Kuli Harry'ego nie było, co było równoznaczne z tym, że dotycząca go przepowiednia nie istniała. Było to pewne, bo tylko Harry mógłby ją wziąć w rękę i wynieść z Ministerstwa. Tak więc całe jego życie zbudowane było na kłamstwie.

Dzięki Hermionie zrozumiał, że jego podejrzenia względem intencji Dumbledore'a wcale nie były bezpodstawne. Chłopak nie wiedział, jak jego przyjaciółka to zrobiła, ale zdobyła gazety sprzed kilkunastu lat, w których dokładnie opisywane były naciski ze strony społeczeństwa na podstarzałego dyrektora, aby zrobił coś z Voldemortem. Bo kto, jak nie pogromca Grindelwalda mógłby tego dokonać? Zresztą Dumbledore w tamtym momencie był już uwikłany w kilka sytuacji przez które wolał nie stać na honorowym miejscu świecznika, tylko gdzieś po jego boku. Stąd też pojawiła się potrzeba głównej świecy, którą zapewniła fałszywa przepowiednia wygłoszona przez jakąś jego krewniaczkę, czego dowiedział się od Snape'a.

Właśnie... Snape. A właściwie Snape i Greengrass, czy może raczej teraz Green, również mocno zaprzątali myśli bruneta. Jeśli chodziło o mężczyznę, to ich kontakty były dziwne. Praktycznie codziennie od miesiąca pojawiał się on w domu Harry'ego aby pomagać mu z oklumencją, której chłopak powoli się uczył. Nie był na jakimś wybitnym poziomie, ale wedle tego co mówił Mistrz Eliksirów, i tak było lepiej, niż mężczyzna by się tego spodziewał. Po miesiącu Harry potrafił wytrzymać dwu minutowy napór, a to już wystarczało, aby wezwać pomoc. Gorzej z dotarciem tej pomocy, ale brunet usilnie stale ćwiczył.

Co do ślizgonki... Harry stał się stałym klientem w księgarni w której dziewczyna pracowała. Zawsze miała dla niego jakieś ciekawe książki, niekoniecznie czarnomagiczne, ale z jakiegoś powodu zakazane. Z „jakiegoś" bo nawet Hermiona, która dorwała się do kilku tych książek nie wiedziała, czemu ich zakazano. Zwyczajem również stało się to, że chłopak pozostawiał drobny napiwek. Niezmiernie ciekawiło go to, czemu arystokratka taka jak Greengrass pracuje w miejscu takim, jak tamta księgarnia. W końcu uzyskał odpowiedź, kiedy nie mógł wytrzymać z ciekawości. Dziewczyna została wydziedziczona, zakazano jej nawet używania nazwiska rodowego. Powód jej wydziedziczenia jednak pozostał dla Harry'ego niewiadomy.

Przez ostatni miesiąc w głowie nastolatka pojawiło się też jedno bardzo ważne pytanie, które nawet zasłużyło na wpisanie do notatnika: czemu w jego obecności elektryczność wariuje? Harry zaczął zdawać sobie z tego sprawę już podczas podróży, ale odkąd osiadł w Anglii i w ciągu miesiąca trzy razy zmieniał żarówki w salonie, stało się to dla niego dosyć jasne. Początkowo myślał, że elektryczność, która z jakiegoś powodu była w całym domu czarodziejów tak reaguje na magię, ale Hermiona wyprowadziła go z tego błędu, uświadamiając mu, że u niej nic takiego się nie dzieje. Podobnego zdania była czarownica z Polski i czarodziej ze Stanów Zjednoczonych, którzy normalnie używali sprzęty elektryczne, a żarówki wymieniali może raz do roku. W sumie nikt nie znał odpowiedzi na to pytanie, co niezmiernie chłopaka drażniło.

Sam wybiorę swoje przeznaczenieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz