- Twoje dzieci są naprawdę niesamowite, Miriam.- powiedział Tom do niskiej szatynki, patrząc na jej trójkę dzieci bawiące się w ogrodzie. - Korzystają ze zdolności twojej rodziny, jakby to było nic.
- Pamiętaj, Panie, że to ich wrodzone zdolności.- odpowiedziała spokojnie kobieta, popijając herbatę.- To dla nich dosłownie „dziecinna igraszka".
- Oczywiście, że pamiętam.- również Tom upił trochę naparu.- Miriam, Ambroży, tak jak obiecałem wam wcześniej, zapewnię wam bezpieczeństwo oraz wsparcie finansowe w wychowaniu i edukowaniu tych dzieci. W zamian chciałbym, żeby wasze dzieci, kiedy osiągną odpowiedni wiek, wsparły moją sprawę. Ich umiejętności będą naprawdę przydatne.
- Rozumiem, Panie. Proszę jednak pamiętać, że ich umiejętności mają swoje ograniczenia. Moja żona ani dzieci nie mogą...
- Ambroży, odkąd znam rodzinę Miriam wiem, jakie ograniczenia towarzyszom darowi jej rodziny. Nie musisz mi o tym przypominać.- głos Voldemorta zabrzmiał twardo niczym stal.
***
- To niesamowite, Ambroży!- wykrzyknęła kobieta z wręcz dziecięcą radością, rozglądając się po nowym domu sprezentowanym im przez Czarnego Pana.- Już nie musimy się bawić o los naszych dzieci! Amy, Tommy i Lucy mają teraz własne pokoje! Tom wysłał też pieniądze na wyposażenie szkolne dla Amy! I te zabezpieczenia... W końcu jesteśmy bezpieczni, Ambroży!
- Myślisz, że to dobrze, Miriam?- odparł mężczyzna, u którego nie można było dostrzec podobnej ekscytacji.- Nie wydaje ci się, że on chce nas po prostu kupić?
Kobieta zatrzymała się w połowie drogi do kuchni. Przez chwilę trwała tak w bezruchu, po czym odwróciła się z dziwnym grymasem na twarzy.
- Ambroży.- zaczęła twardo.- Czarny Pan nie musi mnie kupować. Gdyby nie on i jego ludzie, już dawno nie byłoby mnie na tym świecie. Nie byłoby naszych dzieci. Pamiętasz ile osób prosiliśmy o pomoc? Ministerstwo, Aurorzy, Dumbledore... Nikt nie ruszył palcem, aby nas ratować. Tylko Czarny Pan... A nawet nie wiedział wtedy, że moi rodzice byli jego starymi przyjaciółmi. Pomógł nam, ocalił nasze życia, zapewnił bezpieczeństwo i środki do życia oraz wyedukowania dzieci, na co sami nigdy nie moglibyśmy sobie pozwolić i dobrze o tym wiesz. Poza tym, dzieci go uwielbiają.
- Ale później...!
- Później chciałby, aby nasze dzieci wsparły jego sprawę.- potwierdziła kobieta.- Nigdzie jednak nie powiedział, że tego wymaga, albo, że jest to rozkaz. Znam Czarnego Pana odkąd byłam dzieckiem. Czy to z opowieści rodziców, czy z własnych doświadczeń i wiem, że do niczego ich nie zmusi. Wyraził tylko swoje oczekiwania.
- Mimo wszystko! Dumbledore nigdy by nie...!
- DUMBLEDORE ZOSTAWIŁ NAS NA PEWNĄ ŚMIERĆ! OBCHODZĄ GO TYLKO JEGO WŁASNE ZYSKI, A JEŚLI NIE MOŻE ICH UZYSKAĆ, LIKWIDUJE WSZELKIE PRZESZKODY NA JEGO DRODZE!- wykrzyknęła kobieta.- Jak tak bardzo przeszkadza ci, że to właśnie Czarny Pan wyciągnął do nas rękę, a nie twój „święty" staruch, to idź do niego, ale nie pokazuj mi się więcej na oczy! Za żadne skarby nie pozwolę, abyś odebrał bezpieczeństwo moim dzieciom! Ambroży... nie rozumiesz? Dzięki Czarnemu Panu nie musimy już się bać i wiecznie uciekać! Nasze dzieci mają szansę na normalne życie! Nie pozwolę, abyś im to odebrał!
***
- Panie Robbins.- zaczął Dumbledore, patrząc na mężczyznę, który właśnie wszedł do jego gabinetu.- Już panu mówiłem, że nie jestem w stanie nic zrobić dla pana rodziny. Nie mam żadnego wpływu na pańskie prywatne problemy. Również pomoc finansowa ze strony szkoły nie przysługuje pańskim dzieciom...
CZYTASZ
Sam wybiorę swoje przeznaczenie
FanfictionPo Turnieju Trójmagicznym i wszystkimi związanymi z nim wydarzeniami, Harry jest wściekły. Zamknięty w swojej sypialni na Privet Drive, kiedy jego wujostwo jest na wyjeździe, ma bardzo dużo czasu na rozmyślania. Zobaczył, jaki naprawdę był jego najl...