Rozdział 35

416 25 0
                                    

Przez kilka dni pozwolono nam żyć w sielance. W końcu mieliśmy trochę spokoju i mogliśmy się sobą nacieszyć. Spędzałem z Erenem każdą wolną chwilę i zasypiałem w jego ramionach, mogąc rozkoszować się jego obecnością i przyjemnością płynącą z jego bliskości. Jednak w końcu nic, co dobre nie trwa wiecznie. Właśnie wyszedłem spod prysznica, więc przepasałem się jedynie ręcznikiem w pasie, gdy poczułem niemal trzęsienie ziemi a niebo pociemniało. Zdezorientowany szybko się ubrałem i wybiegłem na dziedziniec, gdzie wszyscy patrzyli z zaskoczeniem na... ogromne, parujące cielsko tytana, które powoli znikało a tuż przy nim siedział zdezorientowany i przerażony Eren, przy którym skakała Hanji. Podbiegłem tam i kucnąłem przy moim partnerze, sprawdzając, czy nic mu nie jest a on patrzył na mnie ze łzami w oczach i wtedy zorientowałem się, że chłopak drży. Spojrzałem na czterooką, zastanawiając się, co takiego się tu wydarzyło, a ona zagryzła wargę.

-Pamiętasz wypadek Erena na wyprawie i jak mu podałam lek?

Co za pytanie? Oczywiście, że to pamiętałem, jak mógłbym o tym zapomnieć? Widząc, że wiem o czym mówi, poprawiła swoje okulary i kontynuowała, a chłopak przede mną schował twarz w dłoniach, co mnie zabolało. Czemu on się tak bardzo boi?

-Ten lek był tak naprawdę serum z płynu rdzeniowego tytanów. Dlatego Erenowi odrosła noga. Prawdopodobnie przez to serum zmienił się w człowieka-tytana i jest w stanie przybrać formę 15-metrowego, inteligentnego tytana. Właśnie przez przypadek zranił się nożem i to jego ciało w formie tytana.

Nie mogłem uwierzyć w to, co słyszałem. Spojrzałem na ogromny szkielet, na którym było coraz mniej skóry i mięśni a potem na dzieciaka, który wyraźnie był przerażony i próbował ukryć się przed światem. Wiedziałem, że priorytetem teraz jest mu pomóc, uspokoić go i dać mu zapewnienie, że wszystko będzie dobrze.

-Porozmawiamy później.

Rzuciłem do Hanji, biorąc chłopaka na ręce i idąc przez tłum gapiów do mojej kwatery. Czułem, jak jego ciało całe drży i byłem pewien, że płacze. Sam byłem zdezorientowany i przerażony, ale to nic w porównaniu do niego. Posadziłem go na kanapie w moim gabinecie i kucnąłem przed nim, zmuszając, by odsunął ręce od twarzy. Skóra jego twarzy była blada i cała we łzach a jego oczy były zgaszone i nie chciały spojrzeć na mnie, jakby bał się tego.

-Eren, spójrz na mnie.

Poprosiłem go, łapiąc go za dłoń i gładząc delikatnie jego skórę, chcąc go w jakikolwiek sposób uspokoić i idealnie czułem, jak drży ze zdenerwowania. Po dłuższej chwili spojrzał na mnie niepewnie i widziałem, jak w jego oczach wyraźnie odbija się strach i rozpacz.

-Przepraszam, Levi, przepraszam...

Zaskoczył mnie... po raz kolejny. Ten dzieciak zdecydowanie za często mnie zaskakuje. Ułożyłem dłoń na jego twarzy i pogładziłem jego policzek, ścierając część jego łez z bladej skóry i wyraźnie widząc, jak bardzo niepewny jest swojej przyszłości.

-Nie przepraszaj. Nie masz za co. To nie jest twoja wina. Wciąż jesteś moim Erenem. Moim kochanym Erenem, który wciąż mnie zaskakuje i którego znam od zawsze. Moim Erenem, którego pokochałem.

Zapewniłem go, co odrobinę pomogło, bo widziałem błysk w jego oczach i odetchnął głębiej. Westchnąłem i usiadłem obok niego, nie puszczając jego dłoni i gładząc go po plecach, trwając w takiej ciszy, by jak najlepiej okazać mu moje wsparcie.

-Nie wiedziałem, że to się może stać...

Powiedział z przerażeniem, opierając się czołem o moje ramię a ja wplątałem palce w jego włosy i zastanawiałem się, co mam zrobić i jak mam mu pomóc, mimo, że to nie było w cale proste. Westchnąłem ciężko i odsunąłem go od siebie, by złożyć pocałunek na jego czole, policzku i ustach a on spoglądał na mnie szeroko otwartymi oczami.

-Powinniśmy zrobić sobie wolne. Załatwię nam wolne u Erwina i wyjedziemy do naszego domku na jakiś czas.

Przytaknął zagryzając wargę i spuszczając wzrok, będąc wyraźnie bardziej zdenerwowanym, niż chwilę temu, co mnie zdziwiło.

-Przepraszam, że przeze mnie musisz zostawić Zwiadowców.

Myślałem, że zaraz padnę i nie wstanę. No naprawdę, co mu siedzi w głowie? Ująłem jego twarz w swoje dłonie i zmusiłem, by spojrzał mi prosto w oczy, chcąc mieć to wyjaśnione raz na zawsze, by sobie to dobrze zapamiętał.

-Eren. Nie zostawiam Zwiadowców bo muszę. Zostawiam ich, bo chcę. Jesteś dla mnie całym światem i nie pozwolę, by coś ci się stało.

Pokiwał głową, po czym przytulił mnie i czułem, jak powoli się uspokaja, więc mogłem odetchnąć z ulgą. Mogłem chociaż być pewien, że nic mu się nie stanie.

-Pójdę do Erwina. Niedługo wrócę.

Wstałem z kanapy i przy drzwiach odwróciłem się, spoglądając na niego jeszcze raz, upewniając się, że nic mu się nie stanie póki nie wrócę i wyszedłem z pomieszczenia, kierując się do gabinetu Erwina. Wszedłem bez pukania i usiadłem naprzeciw niego na biurku, zastanawiając się, jak mam mu to powiedzieć.

-Jak się czuje Eren?

Rozpoczął rozmowę, odkładając przeglądane właśnie papiery i spojrzał na mnie badawczo, tak, jak zawsze, gdy chciał się czegoś dowiedzieć. Założyłem nogę na nogę i westchnąłem.

-Nie najlepiej. Chcę wziąć wolne. Pozwól nam odejść od Zwiadowców. Pozostanie tu będzie dla niego teraz najgorszym, co może się stać. Jest w tak strasznym stanie psychicznym, że nie będzie dobrym żołnierzem.

Przeszedłem od razu do sedna, ale dowódca w cale nie wydawał się być zaskoczony moją propozycją.

-Wiedziałem, że mnie o to poprosisz. Nie wiemy zbyt dużo o jego nowej mocy. Jesteś pewien, że dasz sobie radę?

Martwił się. Nie chciał tego przyznać, ale martwił się. Jednak ja nie mogłem pozwolić sobie na to, by się teraz wycofać.

-Wszystko będzie dobrze.

Pokiwał głową i spojrzał za okno, najwyraźniej nad czymś się zastanawiając. Obserwowałem go, czekając, jaką decyzję podejmie, aż w końcu spojrzał na mnie.

-Dobrze więc. Choć z żalem, pozwalam wam opuścić Zwiadowców na czas nieokreślony. Jednak nakładam na ciebie obowiązek składania raportów listownie co dwa tygodnie. Od czasu do czasu przyjdzie do was ktoś z oddziału na kontrolę, więc zostaw mi wasz nowy adres. Możecie wyjechać z samego rana.

Odetchnąłem z ulgą, widząc, że się zgodził. Sam doskonale wiedział, że nie mamy innej opcji. Niestabilny psychicznie Eren jest niebezpieczny już jako człowiek, kto wie, co by się stało, gdyby stracił nad sobą kontrolę będąc w formie tytana? Musi odzyskać równowagę, by znów móc o sobie decydować i być w stanie normalnie funkcjonować. Zasalutowałem mu i odszedłem, zostawiając go samego.

OpiekunOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz